Daniel Dziewit, terapeuta uzależnień od ponad 20 lat związany z ruchami trzeźwościowymi, autor książek – w tym „Kiedy odchodzą…” w której poruszył zagadnienie samobójstw i uzależnień od alkoholu, środków chemicznych i wpływu technologii cyfrowych na zmiany w zachowaniach.

W książce „Homo Enter, czyli jak nie zostać złowionym” podpowiada jak ograniczyć używanie smartfonów w życiu codziennym. Okazjonalnie zapraszany do programów radiowych i telewizyjnych.

Prowadzi własną praktykę terapeutyczną w Warszawie. Ukończył Akademię Logoterapii im. Victora Frankla. Uczestnik szkoleń dotyczących uzależnień behawioralnych. W pracy terapeutycznej opiera się na najnowszych badaniach oraz koncepcji trzeźwości 12 kroków. Pracuje pod superwizją.

Pisał Pan w tematyce biznesowej, a potem przerzucił na tematykę psychologiczną, jakie to ma powiązania?

Nie są to światy odległe, więc pisząc książki o tematyce ekonomicznej spotkałem ludzi na psychotropach, ludzi w kryzysie emocjonalnym – takich którzy tracili już chęć do życia czy uzależnionych. Ostatnie dwa lata to trudny czas podczas którego wielu ludzi popadło w długi, a to z kolei doprowadziło do różnych kryzysów.

Widzi Pan nadzieję na zmianę tej sytuacji?

Inflacja, rosnące stopy procentowe, koszty dotychczasowego funkcjonowania znacząco wzrosły. Nie mam szklanej kuli z której można wyczytać cokolwiek na przyszłość. Jeszcze w lutym „żyliśmy covidem”, a dziś obserwujemy wojnę i uciekających ludzi z sąsiedniego kraju. Lęku przed wojną nie było i nagle jest. Te zdarzenia nie są od nas zależne. Wypracowanie nadziei jest indywidualną zdolnością.

Skąd to przejście z dziennikarza, autora do terapeuty uzależnień?

Mam własne doświadczenia również w tej dziedzinie. Pułapek i uzależnień przybywa. Zainteresowało mnie np. dlaczego tak chętnie młodzi ludzie sięgają po technologie i napisałem książkę w kształcie smartfona w której upchnąłem (bo to mały format) to co może pomóc zrozumieć ten fenomen. Zastanawiałem się też nad tym dlaczego coraz więcej osób odbiera sobie życie. Co jest powodem, przyczyną takich decyzji i zebrałem relacje rodzin dotkniętych samobójstwem. Niektórzy czytelnicy dziękują za te publikacje i mam wrażenie, że jednak książka to jest coś namacalnego, trwałego, do czego można łatwo wrócić szukając odpowiedzi na różne pytania. Moim zdaniem terapeuci są dziś bardziej potrzebni niż dziennikarze.

Z jakimi problemami się Pan w pracy najczęściej spotyka? / Na czym polega Pana praca, jako terapeuty uzależnień?

Nie dajesz rad, nie jesteś bufonem, mentorem, nie pozjadałeś wszystkich rozumów. Pomagasz w oparciu o dostępną wiedzę: naukową, życiową, terapeutyczną. Podpowiadasz literaturę, zadajesz zadania pisemne, czasami wymagasz twardo zmian . Bo terapia w skrócie to wiedza i zmiana. Masz prawo nie wiedzieć – zadaniem terapeuty jest również postawić diagnozę i albo podejmujesz się wsparcia i wiesz, że jesteś w stanie podołać albo uczciwie przyznajesz, że sam sobie z tym nie poradzisz i kierujesz człowieka do fachowca w innej dziedzinie. Picie czy ćpanie czasami przykrywa choroby o podłożu psychiatrycznym i w takim momencie podpowiadasz pacjentowi, gdzie może taką pomoc znaleźć. Moim zdaniem nie jest wmawianie komuś uzależnienia, ale wychwycenie poprzez sprawdzone metody czy to jest szkodliwy nawyk czy destrukcyjne uzależnienie.

A jak odróżnić nawyk od uzależnienia?

Uzależnienie rozumiane jako choroba niszczy życie człowieka w wielu aspektach – osobistych i rodzinnych. Uzależnienie jako choroba jest chorobą całej rodziny. Nawyk nie prowadzi do ruiny, może irytować – nie jest jednak chorobą. Tutaj nie możemy zastosować takiej jednej prostej reguły, gdzie powiemy, że to jest rower, a to samochód. Granica między nawykiem, a uzależnieniem nie została przez nikogo co do centymetra zmierzona, czy co do kilograma zwarzona. Od tego są różnego rodzaju testy, które są wstanie ustalić z czym mamy do czynienia.

Stąd to pojęcie współuzależnionych?

Tak, osoby współuzależnione to osoby pozbawione własnej wolności, często też poszkodowane przez działanie osoby chorej w różnym obszarze: ekonomicznym, zawodowym, psychologicznym, życiu codziennym, w relacjach, w kontaktach międzyludzkich. Napisano już wiele na ten temat. Lęk o człowieka uzależnionego jest trucizną dnia codziennego i ciągłą obawą o dzień dzisiejszy i jutrzejszy. O to co znowu wywinie, kiedy. Zachowania osób uzależnionych budzą lęk i chęć pomocy za każdą cenę.

Czy z uzależnienia jako choroby można wyzdrowieć?

Są dwie szkoły jedna twierdzi, że nie, że alkoholikiem, narkomanem, hazardzistą jest się do końca życia. Druga szkoła uważa, że jeżeli ktoś ma określony okres abstynencji, czyli przerwy od picia, brania czy twardej pornografii to jest człowiekiem zdrowym. Mnie bliższa jest ta pierwsza szkoła natomiast nie skreślam tej drugiej w całości pomimo to, że nie znam przypadku kontrolowanego ćpania czy picia osoby uzależnionej. Nie pracuję z osobami które chcą nauczyć się pić czy ćpać kontrolowanie.

Czy dużo osób sięga po pomoc?

Nie wiem, nie ma statystyk, usługi terapeutyczne otoczone są tajemnicą terapeutyczną to nie jest informacja publiczna. Tutaj możemy przyjąć jakieś statystyki dotyczące osób uzależnionych od alkoholu, natomiast są one nie precyzyjne. Natomiast ile osób korzysta z pomocy terapeutycznej, to trudno powiedzieć.

Ale spotyka się Pan z uzależnionymi z każdego środowiska, nie jest to tylko przypisane osobom z biedniejszego środowiska?

Współpracuję z ośrodkiem detoksykacyjnym dla tzw. VIP-ów. Są tam Prezesi firm, lekarze, prawnicy, czy dzieci osób uważanych za zamożne. Nie ma znaczenia czy ktoś jest generałem, gwiazdą piłki nożnej, rocka, czy nie. Faktem jest to, że lekarzowi, prawnikowi, dziennikarzowi, księdzu trudno przyznać się do uzależnienia, bo to jest przepotężny wstyd. Osoby wykształcone uważają, że wiedzą jak jest. Z czasem jednak niektóre z nich podejmują pracę nad sobą. Jeżeli taki ”wielep” wie lepiej, to nie ma dyskusji na temat terapii i chęci zmiany. Ale okej, zgadzam się z tym, że życie bez dopalaczy nie jest dla wszystkich.

Kiedy i w jaki sposób ludzie trafiają do Pana, jest to już etap krytyczny w tej chorobie?

Wtedy kiedy chcą wówczas przychodzą na spotkania, głównie znajdują mnie za pośrednictwem książek i poprzez znajomych. Człowiek ma prawo do nie wiedzy w szczególności na tematy, które nie są dla niego przyjemne, ładne, pachnące, nie są komercyjne i popularne. Zastanawianie się nad tym czy jestem uzależniony czy nie, jest ostatnią „rzeczą” nad którą człowiek uzależniony chce się zastanawiać. To wygodniejsze. Bagatelizuje, uważa że tak robią wszyscy, uważa że jeśli ktoś mu zwraca uwagę na coś, to znaczy, że się nie zna, wtrąca się w nie swoje sprawy, w nie swoje życie. Tak było 30 lat temu i tak jest też dziś pomimo większej wiedzy i jej dostępności. Etap krytyczny to detoks, szpital. Do mnie przychodzą osoby, które chcą skończyć z uzależnieniem. Czasami nie wiedzą czego chcą i rozumiem, że taki stan jest również nowym punktem wyjścia. Bywa, że ktoś chce skończyć ze sobą. Wówczas sięgamy do narracji osób dotkniętych samobójstwem z książki „Kiedy odchodzą…” Niektórzy Czytelnicy twierdzą, że teksty w niej zawarte wybiły im myśli samobójcze z głowy. Nie przeceniam jednak takich deklaracji, bo realnie nie jestem w stanie tego zweryfikować.

Jak dojść do takiej osoby, u której widzimy problem, żeby przekonać go na terapię, albo pomóc zauważyć mu ten problem?

Są trzy drogi: jedna to ciepłej wody, takiego lelum polelum nadopiekuńczości. Druga to ta, która „mówi”, że „tu jest twoja walizka i tu są twoje rzeczy i albo jedziesz tam gdzie Ci pomogą, bo na pewno nie zaszkodzą, albo jedziesz na Dworzec Centralny i żyjesz po swojemu”. Jest to kwestia trudnego wyboru, bo ta pierwsza droga na dłuższą metę prowadzi do coraz większych szkód osoby, która właśnie próbuje robić jajeczka na miękko uzależnionemu i czytać w jego myślach. Jeśli mamy ewidentne objawy, że dana osoba pod naszym dachem jest osobą uzależnioną to mamy te dwie drogi, albo się wyprowadzić i zmienić numer telefonu – to jest ta trzecia. Nie są to łatwe drogi. Każda z tych dróg jest wymagająca.

Na czym polega taka terapia, do czego ona prowadzi, jak wygląda życie w ośrodku?

To zależy od ośrodka, kadry, metod. Osoby pracujące w ośrodkach mają jeden cel (oprócz zarabiania pieniędzy)-chcą szczerze pomagać. Niektóre ośrodki mają swoje autorskie metody. Nie ma jakiegoś jednego wzoru. W niektórych jest to praca fizyczna, w niektórych jest duży nacisk na prace pisemne, a w jeszcze innych jest spory nacisk na medytacje. Chodzi głównie, żeby się odciąć, żeby się zatrzymać, żeby się wyciszyć, żeby się odsunąć od towarzystwa, które nie rzadko w jakiś sposób „pomaga” w rozwijaniu się choroby. Ośrodek daje możliwość żeby spojrzeć z dystansu na swoje życie, na wartości. Przyjąć na siebie obowiązki np. posprzątania, zmywania naczyń itp. Daje unikalną szansę przysłuchać się innym osobom uzależnionym. Daje możliwość sięgnięcia po jakąś książkę, na którą nie było czasu, obejrzeć film, który daje wartościowy przekaz. Tutaj można się zastanowić nad swoimi pasjami, nad tym co lubię robić i nad tym o czym zapomniałem z różnych powodów. Każdy człowiek ma coś co bardzo lubił robić, przed braniem, piciem czy graniem. Terapia pomaga również w zauważeniu piękna otaczającego nas świata i ludzi, których mamy dookoła siebie. Mamy prawo uczyć się na błędach i zacząć żyć od nowa.

Kontakt z autorem:

http://www.kiedyodchodza.pl 

www.homoenter.com

 

https://forsal.pl/lifestyle/zdrowie/artykuly/8230757,dziewit-mlodzi-utoneli-w-sieci-i-sa-w-niej-uzytkowani.html
https://www.facebook.com/OcaleniTVP/posts/1419777718439524/
https://www.polskieradio.pl/9/8134/Artykul/2582371,Ci-ktorzy-odeszli-i-ci-ktorzy-zostali

 

Poprzedni artykułKanclerz Niemiec: Oni się lansują na nieszczęściu
Następny artykułMessi przeprowadzi się do słonecznego Miami