Sytuacja w Szanghaju jest coraz poważniejsza. Lockdown, który miał trwać cztery dni, obowiązuje już dwa tygodnie. Obywatele zaczynają protestować, brakuje jedzenia, a warunki w izolatoriach są fatalne. Liczba przypadków jednocześnie wcale nie spada.
Twardy lockdown
Szanghaj to jedno z najnowocześniejszych miast w Chinach, a także centrum biznesowe. To właśnie tutaj jest wiele ośrodków biurowych oraz fabryk. Od 11- 15 dni zdecydowana większość mieszkańców nie może wyjść z domów. Sytuacja jest jednak zupełnie inna niż w Polsce, nawet w czasie najmocniejszego lockdownu. Zamknięte są sklepy, także te spożywcze, apteki i drogerie. Dodatkowo przy blokach wyjść pilnują specjalne osoby i komitety osiedlowe, a ulice są patrolowane przez roboty. W praktyce więc mieszkańcy nie są w stanie wyjść nawet wyrzucić śmieci, nie mówiąc już o zakupach, spacerze, wyprowadzeniu psa. Początkowo lockdown miał trwać tylko 4 dni, jednak jak to z takimi zapowiedziami bywa, został przedłużony. Obecnie część mieszkańców może wyjść z mieszkań na osiedla, jednak dotyczy to niewielkiego odsetka osób. Większość wciąż jest zamknięta w domach. Dodatkowo w sytuacji, gdy w danym bloku wykryty jest chociaż jeden przypadek pozytywny, wszyscy mieszkańcy muszą zostać w mieszkaniach przez kolejne 14 dni. To koniec rygorów. Osoby zakażone (a dokładniej te z pozytywnymi wynikami, ponieważ 95% osób jest bezobjawowych w Szanghaju) wywożone są do izolatoriów, w których panują fatalne warunki.
Protesty i głód
Wczoraj Internet obiegły filmu, na których ludzie krzyczą z balkonów i zapowiadają protesty. Ogromnym problemem w mieście jest brak pożywienia, a także słabe łańcuchy dostaw. Wiele osób musiało zamawiać jedzenie i wodę, jednak brakuje podstawowych artykułów spożywczych. Nie wiadomo jeszcze, jakie będą skutki gospodarcze i psychiczne lockdownu w Szanghaju, jednak na pewno ich skala będzie przerażająca.
