– W nocy z 12 na 13 grudnia wzięli nas razem z ojcem w samej bieliźnie. Osadzili nas w więzieniu w Wiśniczu. Po drodze straszyli, że nas rozstrzelają. Mój ojciec, Mieczysław Majdzik, nawet klęknął i powiedział do mnie: „Synu, przygotuj się, będziesz jak dziadek zamordowany strzałem w tył głowy. Pamiętaj, jak ginąć to z honorem”. (Mój dziadek został rozstrzelany w Katyniu). I jak się zaczęliśmy modlić, to milicjant, który nas pilnował w tej budzie milicyjnej, nie wytrzymał i się rozpłakał – wspomina aresztowanie Ryszard Majdzik, działacz opozycji antykomunistycznej.
– Nagle przyszedł 13 grudnia, którego się nikt nie spodziewał, choć czuć było w powietrzu, że „coś będzie”. Około pół do dwunastej w nocy usłyszałem pukanie do drzwi. Na pytanie „Kto tam?”, usłyszałem „milicja!”. Powiedziałem, żeby przyszli rano z nakazem prokuratora, to im otworzę – wspomina Jan Franczak, redaktor naczelny podziemnego „Krzyża Nowohuckiego”. – Zdenerwowany zrobiłem sobie herbatę i czekałem, co będzie. Krótko po północy wpadli, wyważając drzwi, z bronią. Wpakowali mnie między siebie do dużego fiata. Wtedy po raz pierwszy w życiu pomyślałem, że mnie po prostu rozwalą i nikt nie będzie o tym wiedział.
– Mojemu świętej pamięci ojcu SB-wielokrotnie proponowało w stanie wojennym paszport i wyjazd dokąd tylko zechce, byle tylko wyjechał z PRL. Ojciec odpowiadał im zawsze, że nigdzie nie pojedzie ,bo ktoś ich przecież musi pilnować – mówi Andrzej Duffek, działacz Federacji Młodzieży Walczącej.
– Nie zostałem internowany, tylko „pouczony” na komisariacie Milicji Obywatelskiej i puszczony do domu po sześciu godzinach. Nic na mnie konkretnego nie mieli. Już następnego dnia po wprowadzeniu stanu wojennego wydrukowaliśmy kilkaset ulotek z napisem: „Nie dajmy się zniewolić. Wolność wkrótce nadejdzie. Solidarność Małopolska” i porozklejaliśmy te ulotki we wszystkich blokach w Skawinie – wspomina Kazimierz Korabiński.
„Czas Apokalipsy”
Stan wojenny z 13 grudnia 1981 roku był starannie i z zimnym wyrachowaniem przygotowaną operacją. Najpierw przy użyciu całego aparatu propagandy obarczano winą za kryzys gospodarczy i puste półki w sklepach „rozwydrzonych prowokatorów” z „Solidarności”, choć to właśnie tajniacy z SB posuwali się do prowokacji, zastraszania i przemocy. Najciekawsze jest jednak to, że już w lutym 1981 r. w lubelskim WSW powstała… lista ludzi przeznaczonych do internowania. Wszystko wskazuje więc na to, że kiedy towarzysz generał Wojciech Jaruzelski błagalnie prosił NSZZ „Solidarność” o 100 dni spokoju, kiedy apelował o to, by spróbować działać razem, prowadzić dialog i rozwiązywać wspólne problemy Polaków, to wszystko było zwykłą cyniczną zagrywką. Jaruzelski potrzebował czasu na dobre przygotowanie operacji wprowadzenia stanu wojennego. Komunistyczny beton od samego początku przygotowywał rozgrywkę siłową po to, żeby za wszelką cenę utrzymać się u władzy. Same przygotowania odbyły się oczywiście w absolutnej tajemnicy. Stan wojenny postanowiono wprowadzić z zaskoczenia i błyskawicznie. Nie bez przyczyny zapewne wybrany był też okres przedświąteczny, kiedy społeczeństwo bardziej myślało o bożonarodzeniowych przygotowaniach.
W nocy z 12 na 13 grudnia tuż przed oficjalnym wprowadzeniem stanu wojennego funkcjonariusze MO, tajniacy z SB i żołnierze zatrzymali ok. 5000 osób. Miliony polskich dzieci w niedzielny poranek 13 grudnia 1981 r. było mocno rozczarowanych, gdy zamiast popularnej audycji telewizyjnej „Teleranek” zobaczyli generała w mundurze. Wojciech Jaruzelski poprzez telewizyjne odbiorniki obwieścił Polakom, że właśnie resztki wolności, jakimi jeszcze cieszyli się w dyktatorsko rządzonym przez niego państwie, zostały zawieszone. Wszystko dlatego, że władze socjalistycznego „państwa robotników i chłopów” doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że właśnie robotnicy i chłopi pragną prawdziwej wolności i niepodległości.
Ogłoszenie stanu wojennego zakończyło trwający od lata roku 1980 tzw. karnawał „Solidarności”. W operacji wprowadzenia stanu wojennego wzięło udział ok. 70 tys. żołnierzy, 30 tys. funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, 1750 czołgów, 1400 pojazdów opancerzonych, 500 wozów bojowych i ok. 9000 samochodów osobowych. Powołano też kilkadziesiąt tysięcy rezerwistów.
Jednym z symboli wprowadzania stanu wojennego stało się słynne zdjęcia z czołgami na ulicach Warszawy z plakatem filmu „Czas Apokalipsy” wyświetlanego właśnie w kinie… Moskwa.
122 ofiary
Wkrótce w setkach polskich zakładów pracy robotnicy, pomimo pozbawienia ich liderów, przystąpili do strajku, żądając zwolnienia zatrzymanych kolegów z NSZZ „Solidarność” i odwołania stanu wojennego.
Już 16 grudnia doszło do wielu brutalnych pacyfikacji zakładów pracy w całej Polsce. W kopalni „Wujek” doprowadzono do masakry 9 górników. Następnego dnia w Gdańsku od kuli zginął niespełna 20-letni Antoni Browarczyk, kibic Lechii, który angażował się w rozwieszanie plakatów „Solidarności”. Browarczyk postrzelony został przez funkcjonariusza MO. Nawet wówczas, gdy ciężko rannego przenoszono go na uliczną ławkę, milicjanci potrafili obrzucić ratujących go kolegów petardami. Do dziś nie udało się ustalić, kto był mordercą kibica Lechii, który feralnego dnia protestował przeciwko „komunie”. Warto wiedzieć, że utworzona przez sejm kontraktowy w 1989 r. Sejmowa Komisja Nadzwyczajna do Zbadania Działalności MSW pod przewodnictwem Jana Rokity stwierdziła, że w czasie stanu wojennego miały miejsce 122 niewyjaśnione przypadki zgonów działaczy opozycji, ale nie wiadomo, czy to wszystkie „efekty” działań „nieznanych sprawców”. Co gorsza, żadna sprawa z opisanych w „Raporcie Rokity” nie została do końca wyjaśniona, nie mówiąc już o poszukiwaniu sprawców tych zbrodni. Jest bardzo ważne, aby wszem i wobec przypominać nazwiska ofiar, co niniejszym, choć w wycinku, czynimy.
Jedną z pierwszych ofiar „nieznanych sprawców” był Jan Samsonowicz, którego znaleziono powieszonego na płocie Stoczni Gdańskiej. Tadeusz Wądołowski zmarł na komisariacie kolejowym MO w Gdyni, a w akcie zgonu wpisano mu „śmierć z przyczyn chorobowych”, mimo licznych na ciele śladów pobicia, których nie miał przed pojawieniem się na tymże komisariacie. Józef Kucia został znaleziony martwy w lesie po uprzednim zatrzymaniu przez milicję. Krzysztof Skrzypczak, według oficjalnych ustaleń komunistycznej prokuratury, będąc pijanym do nieprzytomności i skrępowanym skórzanymi pasami, zdołał wstać z łóżka i się powiesić. Janusz Sierocki w ocenie peerelowskiej prokuratury miał wyskoczyć z okna i nikogo nie zdziwiło, że według świadków został z niego wypchnięty. Marek Pawlak również wyskoczył z okna swego mieszkania i zrobił to akurat wtedy, kiedy jego mieszkanie przeszukiwała bezpieka. Bogdan Włosik został zamordowany z zimną krwią przez kpt. Andrzeja Augustyna. PRL-owski morderca nie został jednak skazany, ponieważ zdaniem sądu „działał w ramach obrony koniecznej”. Stanisława Królika przejechała „niezidentyfikowana milicyjna nysa”, a następnie skatowali „nieznani sprawcy działających na tle rabunkowym”. Władysław Durda był systematycznie podtruwany przez milicjantów w areszcie śledczym. W dodatku odmówiono mu pomocy lekarskiej. Nastoletnią Edytkę Hnat zastrzelił „funkcjonariusz” MO Krzysztof Mołoń. Milicjant tak po prostu zaczął sobie strzelać w kierunku placu zabaw, w którym bawiło się około 150 dzieci…
Kiedy zło jest dobrem nazywane
W 1989 roku cała Polska wierzyła, że ofiara krwi stanu wojennego nie poszła na marne. Niestety, mitem założycielskim III RP są obrady Okrągłego Stołu i dogadywanie się w Magdalence, gdzie opozycja antykomunistyczna spotkała się z komunistycznym establishmentem i gdzie… stał się, jak pisał Adam Michnik, cud: „Opowiadam się przeciwko tak instrumentalnemu traktowaniu prawdy historycznej. Należę do formacji, która na własne oczy zobaczyła cud: Oto twórcy stanu wojennego przeobrazili się w architektów Okrągłego Stołu”, pisał naczelny GW w 1992 roku.
Zresztą akcja medialna mająca na celu zło, jakim było wprowadzenie stanu wojennego, „przeobrazić” w dobro, zaczęła się tuż po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu. Obrady obradami, ale gdzie „sprawdzam” w postaci lustracji? Niestety, szybko rozpoczęła się narracja, według której gdyby nie stan wojenny to skończyłoby się wkroczeniem do Polski wojsk Układu Warszawskiego. co więcej, „architektów stanu wojennego” zaczęto nazywać „ludźmi honoru” …
Na łamach GW w kolejne rocznice stanu wojennego można było przeczytać wywiady z Wojciechem Jaruzelskim, Jerzym Urbanem, Stanisławem Kanią, Andrzejem Werblanem (byłym członkiem Biura Politycznego KC PZPR). W 1998 roku wydrukowano także list Wojciecha Jaruzelskiego pt. „Nie wszystko jest czarne, nie wszystko jest białe”. W 1991 i w 2001 r. redaktor naczelny GW zwrócił się z apelem o abolicję dla „architektów stanu wojennego”, o którą kolejny raz zaapelował w 2005 r. Swoich czytelników GW przestrzegała, że „do głodu sprawiedliwości, który jest obecny w żądaniach potępienia stanu wojennego, dołącza się także jakiś osobliwy antykomunizm, który przestał być duchową i społeczną walką o wolność, a stał się jedynie negatywnym spoiwem obozu politycznego, który określa siebie jako centroprawicę”. Niebawem też naczelny „GW” podczas uroczystej kolacji, w obecności królowej Zofii dokonał symbolicznego przejścia z gen. Jaruzelskim „na ty”.
W tym kontekście szczytem „matrixa” odnośnie do oceny stanu wojennego była słynna już wypowiedź działacza opolskiego KODU-u, płk. Zbigniewa Mazguły (zresztą oficera stanu wojennego i członka PZPR od 1977 roku): „Nie powiem, były tam jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie rzecz biorąc, najczęściej jednak dochowano jakiejś kultury”.
Dzisiejszym „matrixem”, który zdaje się być ważniejszy od prawdy historycznej, są wciąż silne układy po Okrągłym Stole, kiedy wyodrębniła się „samouwłaszczona” elita postpeerelowska na majątku państwowym, czyli na majątku całego narodu, oraz elita okrągłostołowa, gwarantująca sobie status beneficjenta transformacji.
W tym kontekście słowa premiera Jan Olszewskiego wypowiedziane w nocy z 4 na 5 czerwca: Dzisiaj widzę, że to, czyja będzie Polska, musi się dopiero rozstrzygnąć są nadal bardzo aktualne. A przypomnijmy, była to noc, kiedy ważyły się losy prawdziwej lustracji osób pełniących funkcje publiczne, a więc i „architektów stanu wojennego”. Wtedy, niestety, nie doszło do lustracji. Według badań z 2016 roku 42 proc. Polaków jest zdania, że stan wojenny zaprowadził spokój i większe poczucia bezpieczeństwa…Jak to powiedział w filmie „Matrix” zdrajca z ekipy Neo i Morfeusza: Matrix (kłamstwo) może być bardziej realne niż rzeczywistość (prawda).