7 grudnia 1970 roku kanclerz Republiki Federalnej Niemiec Willy Brandt ukląkł przez warszawskim pomnikiem Bohaterów Getta. W czasie tej samej wizyty został podpisany między rządem PRL a RFN układ, w którym niemiecki rząd uznawał przebieg zachodniej granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Te dwa wydarzenia, które symbolizują dwa obrazu – klęczący kanclerz pod pomnikiem Bohaterów Getta i podpisujący układ uznający granice na Odrze i Nysie Łużyckiej – odbiły się szerokim echem szczególnie w prasie polskiej i zachodnioniemieckiej, ale także i w mediach światowych. Wszak Willy Brandt był premierem rządu kraju należącego do wrogiego wobec państw Bloku Wschodniego NATO. Niemniej gest niemieckiego polityka został odebrany bardzo pozytywnie, jako hołd dla ofiar powstania w getcie warszawskim. Gest rzeczywiście piękny, ale oprócz gestów ważniejsze są „kwity”, czyli podpisane traktaty i wynikające z nich zobowiązania.
Gest Brandta w samej Republice Federalnej Niemiec przez niektóre środowiska został uznany za…zdradę interesów niemieckich. Można rzec, że samo znaczenie podpisanego za zgodą kanclerza układu granicznego z Polską Rzeczpospolitą Ludową został „mocno umniejszony” przez zachodnioniemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe, który odpowiadając na skargę grupy posłów do Bundestagu (co ciekawe, przeważającej części chrześcijańskich demokratów) w swoim orzeczeniu z 1972 roku podtrzymał wcześniejsze orzecznictwo stwierdzające nie mniej nie więcej tylko… dalsze istnienie Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 roku.
Formalnie wspomniane orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego miało dotyczyć tylko traktatu zawartego przez Brandta z rządem NRD, będącego odejściem od obowiązującej do tego czasu tzw. doktryny Hallsteina, która negowała istnienie NRD. Formalnie tak, ale w rzeczywistości orzeczenie trybunału było wymierzone także w zawarty właśnie traktat z PRL, uznający przebieg zachodniej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Inaczej mówiąc, orzeczenie nie godziło wprost w traktat z Polską, było pewnego rodzaju stwierdzeniem „tak, ale…”. Tym „ale” był zapis, że ostateczne rozstrzygnięcie w sprawie przebiegu granicy polsko-niemieckiej podejmie… zjednoczone państwo niemieckie w ramach ogólnego traktatu kończącego II wojnę światową. Gest gestem, ale racja musi być po naszej stronie… O ile tylko międzynarodowa sytuacja na to pozwoli.
Piękny gest Brandta, który ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta, był z pewnością szczery. Myślę, że Brandt swoim zachowaniem podczas wizyty w Warszawie w grudniu 1970 roku wszystkich Polaków chwycił za serce, ale nie tylko Polaków. W dużej mierze gest kanclerza RFN bardzo pomógł w normalizacji i zacieśnieniu relacji politycznych i gospodarczych z Izraelem. Parafrazując, można by rzec, że Niemcy potrafili w tamtym czasie chwycić za kieszeń. I to, o dziwo, za swoją kieszeń. Kamieniem węgielnym w ułożeniu stosunków niemiecko-izraelskich była rozważna polityka kanclerza Konrada Adenauera, który potrafił nawiązać przyjazne stosunki z Ben Gurionem.
Jak bardzo niemiecka polityka była (i jest) rozważna i skuteczna, niech świadczy fakt, iż 81 lat po wybuchu II wojny światowej, której nieodłącznym elementem był holokaust Żydów, relacje izraelsko-niemieckie są bardzo dobre. Z pewnością przyczyniły się do tego reparacje, które RFN wypłacił Izraelowi.
Warto przypomnieć, że zgodnie z umową z 10 września 1952 roku pomiędzy Republiką Federalna Niemiec a Izraelem, RFN wypłaciła państwu Izrael oraz szeregowi organizacji żydowskich kwotę 822 mln dolarów (na dzisiaj to ok. 24 mld dolarów). Niemcy zdobyli się wtedy wobec potomków ofiar holokaustu na zadośćuczynienie. Co więcej, wypłaciły ok. 80 mld euro indywidualnych odszkodowań ofiarom wojny mieszkającym w Izraelu (ok. 35 mld euro) oraz w USA, Wielkiej Brytani, Francji i w krajach Beneluxu. Jedynie niewielki procent z tej sumy trafił do Polski. To finansowe zadośćuczynienie z pewnością przyczyniło się do tego, że dzisiaj to niekoniecznie Niemcy uchodzą w Europie za czołowych… antysemitów. Rozwaga i skuteczność Niemców przejawia się tutaj w swoistym zachowaniu typu: komu trzeba zapłacić, to trzeba, a komu nie, to… niekoniecznie.
Układ zawarty między PRL a RFN był z pewnością „pierwszym krokiem” do oficjalnego uznania przez Niemcy granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej w 1990 roku. Podpisany wtedy układ pomiędzy Bonn a Warszawą był rezultatem rozmów prowadzonych w formule „2+4” – dwa państwa niemieckie i czterech dawnych aliantów. Jednak, co ciekawe, do dzisiaj nie ma zawartego traktatu pokojowego, na wzór tego, który został zawarty w Wersalu na zakończenie I wojny światowej. Niestety, nie ma też kolejnych gestów. Niemiecka prasa narzekająca na chłodne przyjęcia przez Polaków nowego niemieckiego ambasadora w Warszawie, zamiast narzekać, mogłaby wspomnieć, iż o geście Brandta do dzisiaj pamiętają Polacy i Żydzi. Co więcej, dzisiaj na szczęście, obok pomnika Bohaterów Getta, jest także pomnik Powstańców Warszawskich. No i na zakończenie dobrze jest przypomnieć chrześcijańską zasadę, że oprócz przeprosin prawdziwe pojednanie wymaga także zadośćuczynienia.