W trakcie wywiadu dla niemieckiej agencji dpa pytano premiera Mateusza Morawieckiego m.in. o to, czy kwestia reparacji wojennych jest już „poza dyskusją”. W odpowiedzi szef polskiego rządu przypomniał, że podpisał dokument ustanawiający Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego, a kwestia odszkodowań wojennych „nie jest poza dyskusją, bo Polska została bardzo źle potraktowana nie otrzymując reparacji”.
Według wcześniejszych polskich szacunków, opartych na inwentaryzacji z 1946 r., nasze szkody wojenne (plus odsetki) wynoszą nie mniej niż 800 mld euro. Inicjatywa Morawieckiego ma zinstytucjonalizować wysiłki na rzecz badania wszystkich szkód wojennych, a także zająć się dalszym postępowaniem w sprawie roszczeń odszkodowawczych.
Dla niemieckiego rządu kwestia reparacji wojennych dla Polski jest prawnie i politycznie od dawna zamknięta. Odnosi się to przede wszystkim do Traktatu dwa plus cztery o konsekwencjach polityki zagranicznej zjednoczenia Niemiec z 1990 r. W Traktacie tym – podpisanym między RFN, NRD i czterema członkami koalicji antyhitlerowskiej: USA, Związkiem Radzieckim, Francją i Wielką Brytanią – nie ma jednak wyraźnej wzmianki o reparacjach. Co więcej, wiele państw zaatakowanych i okupowanych przez nazistowskie Niemcy – jak np. Grecja czy Polska, nie brało udziału w tych negocjacjach.
Instytut Strat Wojennych im Jana Karskiego, (dokument ustanawiający tę nową instytucję został podpisany przez premiera 26 listopada) będzie kontynuował prace Parlamentarnego Zespołu ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II Wojny Światowej. Zespół, kierowany przez posła PiS Arkadiusza Mularczyka, opracował obszerny i podparty naukowymi analizami raport na temat polskich strat. Sejmowa komisja do zbadania zniszczeń wojennych prowadzi prace już od 2017 roku i przygotowuje raport końcowy, który zostanie ogłoszony w lutym 2022. „Decyzja o tym, co, kiedy i jak zrobimy z tym raportem, jeszcze nie zapadła” – mówił premier.
Arkadiusz Mularczyk zaangażowany jest także w powstanie Instytutu Strat Wojennych. – To inicjatywa pana premiera Mateusza Morawieckiego, a ja współpracuję z nim przy utworzeniu tego Instytutu. Po wielu spotkaniach, konsultacjach i po zapoznaniu się z wynikami prac naszego zespołu pan premier podjął decyzję o usystematyzowaniu i upaństwowieniu problematyki strat wojennych wyrządzonych nam przez Rosję i hitlerowskie Niemcy – wyjaśnia poseł.
Instytut Strat Wojennych ma działać dwutorowo. Po pierwsze ma ułatwić, w sensie proceduralnym, prowadzenie prac związanych z reparacjami oraz ma podjąć prace nad stworzeniem podstaw prawnych do pogłębionych badań.
W 2004 roku, w sejmowym Biurze Studiów i Ekspertyz, powstał dokument autorstwa mecenasa Stefana Hambury, w którym podkreślał on, że powojenne relacje dyplomatyczne pomiędzy państwami niemieckimi a Polską były dość zagmatwane i pełne niejasności, co może być wykorzystane przez obie strony sporu. Sugerował, że umowy i oświadczenia mogą zawierać błędy, które mogłyby podważyć ich legalność. Hambura uważał, że istnieją dowody wskazujące na naciski ze strony Moskwy, aby Polska zrzekła się odszkodowania i sugerował, że „należałoby [ich] szukać w archiwach po Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz w Moskwie”.
Tropem niejasności dyplomatycznych podążył Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, politolog i dyplomata, który w 2014 roku zwrócił się do ONZ z pytaniem, czy w jej archiwach znajduje się dokument poświadczający zrzeczenie się przez Polskę reparacji wojennych. Okazało się, że takiego dokumentu nie ma. Na tej podstawie Kostrzewa-Zorbas sugeruje, że dokument, który nie został poświadczony przez ONZ w świetle prawa międzynarodowego nie istnieje.
Z kolei profesor Roszkowski twierdzi: „Sprawa odszkodowań dla Polski została potraktowana przez Wielką Trójkę jak kwestia wewnętrzna ZSRR. Tę sprawę należy stale podnosić, aby pokazać jak Rzeczpospolita, jako sojusznik w koalicji antyhitlerowskiej, została wówczas potraktowana przez aliantów, a szczególnie przez ZSRR.”
Nawet w niemieckiej prasie zdarzają się głosy, że w sprawie reparacji „Niemcom trudno jest odpowiedzieć [Polsce – przyp. red.] argumentami. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że szkody wyrządzone przez II wojnę światową w Polsce były ogromne – czytamy w „Die Welt”.
W czerwcu 2020 roku ówczesny przewodniczący polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej Manuel Sarrazin (Zieloni) wezwał nawet niemiecki rząd „do ustępstw w kwestii reparacji”. Niestety jest to jeden z nielicznych głosów po stronie niemieckiej oględnie nawołujący do porozumienia z Polską ws. reparacji.
Warto zauważyć jednak, że Niemcy w wielu kwestiach są bardzo solidarni. Niemiecka opozycja nie epatuje np. „zbrodniarzami w mundurach” z czasów II wojny światowej i tym, że sprawa odszkodowań powinna być kwestią honoru i sumienia Niemców (podkreślmy, że w przypadku np. Warszawy możemy mówić o planowym zniszczeniu miasta – budynek po budynku.)
Warto zastanowić się, dlaczego tak się dzieje. Zapewne dlatego, że – po pierwsze – przodkowie wielu dzisiejszych niemieckich polityków służyli np. w Wehrmachcie czy w Waffen SS, a – po drugie – (jak powiedziała onegdaj Angela Merkel w związku z rurociągiem Nord Stream) „to projekt czysto biznesowy”. Przecież gdyby Niemcom przyszło teraz zapłacić reparacje np. Polsce i Grecji, to mógłby się im nieco obniżyć poziom życia, a tego z pewnością nie będą sobie życzyli niemieccy wyborcy.