Były kanclerz Niemiec, Gerhard Schroeder, po prawie trzech miesiącach wojny w Ukrainie ogłosił, że zrezygnuje z bycia przewodniczącym rady nadzorczej rosyjskiego giganta naftowego, Rosnieft. Nie jest to, jednak, wyraz jego dobrej woli. Wczoraj Parlament Europejski wezwał do objęcia Niemca sankcjami za wspieranie reżimu Putina. Natomiast niemiecki rząd odebrał politykowi biuro przysługujące każdemu byłemu kanclerzowi.
Kim jest Gerhard Schroeder?
Gerhard Schroeder jest byłym kanclerzem Niemiec i przewodniczącym Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, do której należy także obecny szef rządu, Olaf Scholz. Najważniejszy urząd w państwie pełnił on przez 7 lat, od 1998 do 2005 r. Medienkanzler (niem. „kanclerz mediów”), jak go określano niespodziewanie przegrał wtedy wybory. Oddał władzę w ręce młodej, słabo rozpoznawalnej i mało charyzmatycznej byłej Minister Środowiska w jego rządzie – szefowej CDU, Angeli Merkel, która stała się jedną z najdłużej rządzących kanclerzy w historii RFN.
To właśnie Schroeder podpisał z Gazpromem umowę o budowie gazociągu Nord Stream omijającego Polskę i Ukrainę. Parę tygodni później, po utracie władzy, został przewodniczącym Rady Dyrektorów w spółce, z którą dopiero co handlował w imieniu Niemiec. W 2017 r. objął to samo stanowisko w koncernie Rosnieft, które sprawuje po dziś dzień. Schroeder jest też szefem komisji udziałowców spółki Nord Stream oraz kandydatem na członka rady nadzorczej Gazpromu.
Ma on także dobry kontakt z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem, którego nazywa wciąż bliskim przyjacielem.
Nawet jego partia się dystansuje
Skutkiem odmowy byłego kanclerza wobec odcięcia się od Rosji jest rosnąca niechęć wobec niego wśród niemieckiego społeczeństwa oraz polityków. Jest on obiektem szerokiej krytyki ze strony niemieckiej prasy. Ta niedawno informowała, że zarobki Schroedera w rosyjskich firmach mają znacznie przekraczać kwotę 400 euro, które polityk otrzymuje od Skarbu Państwa na utrzymanie swojego biura. Przysługuje ono każdemu byłemu kanclerzowi.
Już od dłuższego czasu część niemieckich polityków wzywa do odcięcia Schroedera od tego biura. Zwłaszcza, że wszyscy czterej jego współpracownicy odeszli z niego tuż po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. W ostatnich dniach rząd podjął w końcu decyzję o odebraniu Schroederowi biura. Poparły ją wszystkie partie tworzące koalicję, czyli Zieloni, liberalna FDP oraz centrolewicowa SPD, do której należy były kanclerz.
Przedstawiciele tej partii wsparli również wczorajszą rezolucję Parlamentu Europejskiego, który zaapelował o nałożenie sankcji na wszystkich dyrektorów rosyjskich spółek. Twórcy dokumentu imiennie wymienili w nim Schroedera i wezwali go do rezygnacji ze stanowisk w tych firmach. Europosłowie określali byłego kanclerza jako „głównego lobbystę Putina w Niemczech”. Rezolucja została przyjęta z poparciem większości partii europejskich, lecz nie jest ona wiążąca.
Schroeder stchórzył
Do przyjęcia sankcji na Niemca potrzebna byłaby zgoda wszystkich unijnych przywódców oraz wypełnienie przez UE specjalnych procedur. Mają one związek z faktem, że Schroeder jest obywatelem Unii Europejskiej, w przeciwieństwie do osób wcześniej objętych sankcjami.
Mimo to, były kanclerz Niemiec najwyraźniej przestraszył się możliwości nałożenia na niego ograniczeń finansowych. Jak poinformowała stacja ZDF Schroeder miał zrezygnować z przedłużenia swojej umowy z Rosnieftem. Polityk miał nie podawać w komunikacie większej ilości szczegółów. Nie wiadomo, czy były kanclerz pozostanie w spółce Nord Stream 2 ani czy zrezygnuje z ubiegania się o posadę w Gazpromie.
Dobrze, że unijni politycy, nawet dawni koledzy Schroedera, zdecydowali się w końcu wpłynąć na postawę byłego kanclerza. Nie może być sytuacji, żeby tak ważny polityk europejski jawnie stawał po stronie rosyjskich agresorów. Musi on ponieść konsekwencje tej decyzji. Miejmy nadzieję, że jego odejście z rosyjskiej firmy, którego jedyną przyczyną wydaje się być lęk o jego majątek, nie zniechęci Unii Europejskiej do nałożenia tych konsekwencji. Wymuszona rezygnacja z krwawych pieniędzy z Rosji nie wpłynie raczej na jego postawę sojusznika Putina w Europie. Dlatego, powinien on ponieść znaczne koszty tego sojuszu.
Źródła: Rzeczpospolita, Dziennik.pl, Polska Times