Oprócz rozpracowania przez Polaków niemieckiej maszyny szyfrującej – słynnej Enigmy, czy współtworzenia bomby wodorowej (przez Stanisława Ulama), na koncie polskich geniuszy mamy jeszcze szereg innych wynalazków, bez których II wojna światowa trwałaby o wiele dłużej. Do takowych z pewnością należy popularna do dziś krótkofalówka walkie-talkie wynaleziona przez Henryka Magnuskiego. Amerykanie podkreślają fakt, że wynalazek Polaka ogromnie przyczynił się do ich zwycięstw na plażach Normandii i na wyspach Pacyfiku, a potem chociażby podczas wojny koreańskiej. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić amerykańskie filmy wojenne bez charakterystycznych krótkofalówek, które stały się najsłynniejszym – ale nie jedynym – wynalazkiem Polaka. Magnuski opatentował bowiem łącznie aż 30 wynalazków.
Opowiadając o tym genialnym polskim wynalazcy warto od razu wspomnieć, że podczas II wojny światowej także inny jego wynalazek uratował życie wielu amerykańskim żołnierzom. Mowa o nowatorskiej radiolatarni radarowej. Było to urządzenie, dzięki któremu piloci podczas lotu w słabej widoczności mogli bez problemu odnaleźć swój lotniskowiec. O tym jednak za chwilę.
Pasja i talent
Henryk Magnuski urodził się w 1909 r. w Warszawie. Nie miał łatwego dzieciństwa. Szybko został sierotą i aby się utrzymać, musiał w młodym wieku znaleźć pracę, co w przedwojennej Polsce wcale nie było łatwą sprawą. Na szczęście nastoletniemu Henrykowi udało się zatrudnić w Państwowych Zakładach Tele- i Radiotechnicznych w Warszawie. Na pierwszym stanowisku pracy Magnuski odpowiedzialny był za naprawę oraz instalowanie odbiorników radiowych. Nowa praca stała się dla chłopaka prawdziwą pasją, co nie uszło uwagi kierownictwa zakładu.
Dzięki stałym dochodom w zakładach państwowych PZTiR Magnuski mógł pogłębić swoją pasję, podejmując studia na Wydziale Telekomunikacji Politechniki Warszawskiej, które ukończył w 1934 r. Solidne wykształcenie i wrodzony talent połączony z pracowitością sprawiły, że dyrekcja zakładów postanowiła uczynić go szefem zespołu projektującego radiostacje wojskowe. Jednym z mankamentów wszystkich ówczesnych armii – także polskiej – były problemy z łącznością, a polscy sztabowcy i kierownictwo PZTiR pokładało w młodym i zdolnym inżynierze wielkie nadzieje na ich rozwiązanie.
Czarne chmury
W tym czasie nad II Rzecząpospolitą zaczęły zbierać się czarne chmury, które w 1939 r. były już widoczne praktycznie gołym okiem.
Elity II RP pokładały duże nadzieje w swoich sojusznikach – Anglii i Francji i starały się (tak jak było to wówczas możliwe) dozbrajać polską armię, spodziewając się rychłego konfliktu z Niemcami.
Przedwojenni wojskowi doskonale zdawali sobie sprawę z problemów technicznych, jakie miała polska armia, nad poprawą czego pracował m.in. zespół Państwowych Zakładów Tele- i Radiotechnicznych. Dobra łączność w polskiej armii stała się palącą potrzebą, toteż dyrekcja PZTiR postanowiła wysłać swojego najbardziej utalentowanego inżyniera na specjalne szkolenie do Stanów Zjednoczonych.
W Ameryce Magnuski miał zapoznać się z nowatorskimi projektami i wrócić do kraju, by kontynuować pracę nad polskimi radiostacjami wojskowymi.
Amerykański staż
Za oceanem Magnuski podjął szkolenie w czerwcu 1939 r. Dla młodego polskiego inżyniera wyjazd do Ameryki był przede wszystkim ważną misją mającą przyczynić się do wzrostu obronności Polski. Trafił do Nowego Jorku, gdzie pod okiem amerykańskich fachowców pogłębiał wiedzę z zakresu łączności radiowej. Niestety, tej wiedzy nie dane mu było wykorzystać w swoim miejscu pracy – w warszawskich zakładach PZTiR. Wieść o napaści Niemiec na Polskę była dla Magnuskiego szokiem. Oznaczała ni mniej ni więcej tylko to, że na amerykańskiej ziemi będzie zdany na samego siebie.
Na szczęście jego talent został zauważony także przez Amerykanów. Już w 1940 r. Magnuski znalazł zatrudnienie w renomowanej firmie Galvin Manufacturing Corporation, która siedem lat później zmieni nazwę na Motorola, pod którą funkcjonuje do dziś. Szybko okazało się, że zatrudnienie młodego polskiego inżyniera okazało się dla GMC strzałem w dziesiątkę.
Amerykanie liczyli się z możliwością przyłączenia do wojny po stronie koalicji antyhitlerowskiej. Tamtejsi wojskowi zdawali sobie sprawę z tego, że znajdujący się na froncie żołnierze muszą mieć sprawną łączność radiową. I choć już wtedy amerykańcy żołnierze korzystali z radioodbiorników, wiedzieli, że głównym problemem będzie brak możliwości przeniesienia tych urządzeń. Z aparatury amerykańskiej (ze względu na ciężar i rozmiary) można było bowiem korzystać jedynie w bazach wojskowych i na statkach. Dlatego tamtejsze władze rozpoczęły poszukiwania firmy, która byłaby w stanie wyprodukować pierwszą przenośną radiostację. Padło na GMC, do której rok wcześniej trafił Magnuski.
Pierwszy wynalazek
Polski inżynier jeszcze w Warszawie rozpoczął pracę nad ulepszeniem radiostacji wojskowych, nic więc dziwnego, że wkrótce dokonał epokowego odkrycia.
W 1941 r. skonstruował nowatorski radiotelefon oznaczony kodem SCR 536, zwany popularnie handie-talkie. Zgodnie ze specyfiką ówczesnych czasów służył on oczywiście tylko wojsku. Do głównych zalet tego radiotelefonu należały mała waga (ok. 2 kg) i wytrzymałość. Można go było nawet – w razie potrzeby – na krótko zanurzyć w wodzie.
W grudniu 1941 r. po ataku Japonii na Pearl Harbor Stany Zjednoczone przystąpiły do II wojny światowej i handie-talkie okazał się niezwykle popularny na polach walki. Dzięki nowemu urządzeniu żołnierze mogli się ze sobą łatwo i bezpiecznie kontaktować. O sukcesie wynalazku niech świadczy fakt, że liczba egzemplarzy wyprodukowanych przez GMC – od grudnia 1941 r. do zakończenia II wojny światowej – grubo przekroczyła 100 tys. sztuk. Dzięki wynalazkowi polskiego inżyniera fabryka GMC zdobyła lukratywne zamówienia wojskowe, a i sam Magnuski zyskał zasłużony rozgłos.
Jak się niebawem okazało, był to dopiero pierwszy wynalazek polskiego inżyniera. Handie-talkie, choć niezwykle nowatorski i prosty w użytkowaniu, miał zasięg 4,5 km, co nie zadowalało amerykańskich wojskowych. Magnuski postanowił podjąć wyzwanie i stworzyć radiostację o większym zasięgu.
Dzieło życia: walkie-talkie
W taki sposób doszło do stworzenia wynalazku, który stał się dziełem życia Magnuskiego. Radiostacja wojskowa SCR 300, której seryjna produkcja na potrzeby wojska ruszyła w 1943 r., ważyła co prawda ok. 17 kg, czyli była znacznie cięższa od radiotelefonu, ale miała kilkukrotnie większy zasięg od swoich poprzedników. Aż o kilkanaście kilometrów!
Walkie-talkie Magnuskiego miało też dużo większy zasięg od prototypu skonstruowanego przez kanadyjskiego wynalazcę Donalda Lewesa Hingsa.
Podkreślić należy, że to właśnie Kanadyjczyk wynalazł radiostację, która była – tak naprawdę – dwukierunkowym przenośnym radiem. Prototyp charakteryzował się jednak dużą wagą i małym zasięgiem, podczas gdy zasięg radiostacji Polaka wynosił aż 15 km, co na polu walki było niewiarygodnym wręcz udogodnieniem.
Ponadto waga radiostacji Magnuskiego (17 kg) była raczej „wagą piórkową” w porównaniu z „wagą ciężką” prototypu. Przenośny system sygnalizacji radiowej wynaleziony przez Hingsa (i nazwany przez niego „zestawem pakietów”) mógł być transportowany jedynie przy użyciu czołgów, a czasami i one okazywały się… zbyt małe.
Tymczasem Magnuski skonstruował radiostację, którą każdy żołnierz był w stanie sam przenieść w plecaku (specjalnie do tego przygotowanym). Stąd też popularna nazwa radiostacji skonstruowanej przez Polaka: walkie-talkie.
Dzisiaj amerykańscy (i światowi) historycy wojskowości nie mają wątpliwości, że lądowanie aliantów w Normandii w 1944 r. oraz zmagania z Japończykami na wyspach Pacyfiku bez wynalazku Magnuskiego przyniosłyby o wiele więcej ofiar. Radiostacja walkie-talkie ze swoim zasięgiem umożliwiała komunikację piechoty, artylerii i czołgów. Można było ją dostrajać do innych radiostacji działających na różnych częstotliwościach, co było na ówczesne czasy nie lada udogodnieniem.
Wynalazek Polaka przyczynił się też do niebywałego rozwoju firmy GMC, która zdobywała kolejne intratne kontrakty. Do końca wojny wyprodukowała aż 43 tys. radiostacji walkie-talkie, które używane były wszędzie tam, gdzie walczyło amerykańskie wojsko.
Radiolatarnia radarowa
Jak się wkrótce miało okazać handie-talkie i walkie-talkie nie były jedynymi wynalazkami Magnuskiego. Jeszcze podczas II wojny światowej polski inżynier wymyślił kolejne urządzenie ratujące życie amerykańskim żołnierzom.
Wielkim problemem pilotów startujących z lotniskowców było to, iż w czasie złej pogody oraz po zmierzchu mieli ogromne trudności z odnalezieniem pływającego lotniska. Ci, którym nie udało się podczas powrotu odnaleźć lotniskowca, ginęli w odmętach oceanów. Magnuski zaradził temu tworząc radiolatarnię radarową AN/CPN-6.
Dzięki temu urządzeniu piloci mogli już bez problemu odnaleźć swój lotniskowiec nawet w burzową pogodę czy w ciemnościach.
Misja wykonana
Po zakończeniu II wojny światowej Magnuski postanowił nie wracać do komunistycznej Polski. Został w USA, gdzie założył rodzinę i gdzie kontynuował działalność naukową. Zajmował się m.in. pracami nad konstruowaniem mikrofalowych stacji przekaźnikowych, powszechnie dzisiaj wykorzystywanych w telewizji i telefonii komórkowej. Na koncie Henryka Magnuskiego jest łącznie 30 patentów. Był członkiem IEEE (Instytut Inżynierów Elektryków i Elektroników) i autorem wielu publikacji w języku angielskim, dotyczących techniki telekomunikacyjnej.
Zmarł w 1978 r. w swoim domu w Glenview w Illinois. W 2006 r. został wpisany na Honorową Listę Inżynierów Stanu Illinois – Illinois Engineering Hall of Fame. Jego imię nosi także katedra na Wydziale Elektrycznym i Nauk Komputerowych Uniwersytetu Illinois.
Henryk Magnuski wykonał swoją misję powierzoną mu jeszcze przed wojną w Warszawie. Dzisiaj w wojskowych systemach komunikacji nadal wykorzystywane są rozwiązania polskiego wynalazcy, a jego patenty rozwinęły całą światową telekomunikację.