W czasach PRL poszukiwaniami ropy naftowej zajmowało się Zjednoczenie Górnictwa Naftowego, które w latach 70. XX wieku rozpoczęło intensywne (jak na polskie warunki) poszukiwania ropy naftowej w kraju. Gospodarka PRL zmagała się z wieloma niedoborami – zwłaszcza w energetyce. Ponadto w latach 70. doszło do kryzysu energetycznego, który wywindował ceny ropy. Kolejnym niefartem okazała się zima stulecia (w 1979 roku), która wywołała dodatkowy kryzys i ogromne straty w przemyśle. A potrzeby energetyczne kraju okazywały się coraz większe.
Zjednoczenie Górnictwa Naftowego uruchomiło na Pomorzu wiertnię Daszewo-1 w okolicy wsi Krzywopłoty, ok. 4,5 km od Karlina (wówczas woj. koszalińskie, obecnie zachodniopomorskie). To tam 9 grudnia 1980 r. krótko po godzinie 17.00 nastąpiła erupcja płonącej mieszaniny ropy naftowej i gazu ziemnego. Na terenie wiertni znajdowało się wówczas co najmniej kilkunastu pracowników. Jeden zauważył przed wybuchem, że płuczka jest wypierana na zewnątrz odwiertu: ciśnienie ropy naftowej i gazu ziemnego niebezpiecznie wzrastało i zwiastowało możliwość wybuchu. Podczas erupcji czterech pracowników doznało poparzeń i trafiło do szpitala.
Około 17.15 Ochotnicza Straż Pożarna z Karlina otrzymała pierwsze zgłoszenie. Dziesięć minut później st. kapral Alicja Bogatko z Państwowej Straży Pożarnej w Białogardzie odebrała telefon z informacją, że wiertnia Daszewo-1 płonie. Natychmiast ogłoszono alarm. O 17.42 na miejsce pożaru dotarły trzy wozy bojowe z PSP Białogard. Niestety, akcję ratowniczą utrudniał silny wiatr i deszcz.
W ciągu kilku godzin strażacy ewakuowali mieszkańców pobliskich gospodarstw oraz robotników wiertni. Zablokowano dla ruchu kołowego pobliską szosę (teraz to droga krajowa nr 6), a teren otoczył kordon wojska i milicji.
Według szacunkowych wyliczeń wysokość słupa ognia osiągała od 30 do 100 metrów, a ciśnienie wynosiło ok. 560 atmosfer. Mimo poświęcenia strażacy z Białogardu nie byli w stanie opanować potężnego pożaru. Wystarczy wspomnieć, że temperatura w miejscu erupcji wynosiła ok. 1000 stopni Celsjusza.
W zachowanej kronice strażackiej znalazł się wpis opisujący chwile zaraz po wybuchu: „Płonie gaz, wieża wiertnicza przewrócona na skutek dużego promieniowania cieplnego. (…) Ogień jest tak duży, że tworzy nad pobliskim miastem Karlino ogromną łunę, stając się widocznym na odległość 30 km. Dowodzenie akcją obejmuje mł. chor. Marek Bauman, komendant ZSP. Strażacy rozpoczynają natychmiastową ewakuację ludzi i sprzętu. O godz. 18.45 d–ctwo obejmuje Komendant Wojewódzki SP płk poż. Witold Kaźmierczak”.
32 dni zmagań z pożarem
W akcji gaszenia pożaru, która trwała aż 32 dni, brało udział łącznie ok. 1000 osób. Włączyły się w nią jednostki inżynieryjne z Pomorskiego Okręgu Wojskowego, Obrona Cywilna, strażacy z kilku jednostek z terenu woj. koszalińskiego, jednostki MO oraz specjalistyczna drużyna ratownictwa górniczego. Na czele akcji stanął inż. Adam Kilar, dyrektor Zjednoczenia Górnictwa Naftowego.
Wkrótce Karlino stało się sławne nie tylko w całej Polsce, ale i na świecie. Do pomorskiej miejscowości codziennie przybywały liczne ekipy TVP oraz zagraniczne media. Uczestników akcji odwiedził też I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania. Śmigłowcem Marynarki Wojennej przybył tam również przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa.
Od 10 grudnia 1980 r. relacje z Karlina były stałym punktem głównego wydania Dziennika TVP i znalazły się na pierwszych stronach większości polskich gazet. Dramatyczne zdjęcia słupa ognia w nocy oraz zarejestrowane na taśmie filmowej ujęcia z pokładu śmigłowca znał niemal każdy Polak.
Władze PRL odrzuciły propozycję pomocy z USA, nadeszła bowiem bratnia pomoc. 16 grudnia do Karlina przybyli specjaliści z Węgier i ZSRR, którzy doradzali polskiej ekipie jak ugasić pożar. Z „radzieckiej” Połtawy przybyła wówczas 10-osobowa ekipa inż. Leona Kałyny. Eksperci doradzili, by użyć agregatów gaśniczych AGWT. Były to pochodzące z myśliwców MIG-17 silniki turboodrzutowe Klimow WK-1F zamontowane na samochodach. Wytworzony przez nie ciąg powietrza tłumił płomienie. Metoda gaszenia za pomocą AGWT, działek wodnych oraz wytwornic pianowych okazała się skuteczna.
8 stycznia 1981 r. tuż przed godz. 11.00 po raz pierwszy ugaszono ogień. Brak prewentera (głowica przeciwwybuchowa), który został zniszczony, spowodował jednak, że złoże (ze względów bezpieczeństwa) znów podpalono. Właściwe ugaszenie pożaru szybu w Karlinie miało miejsce 10 stycznia 1981 r. ok. 8.00 rano. Użyto działek wodnych i agregatów gaśniczych AGWT. Za pomocą dźwigu nałożono nowy 11-tonowy prewenter sprowadzony z Rumunii. Tego samego dnia o 16.30 całkowicie opanowano wypływ ropy naftowej z wiertni Daszewo-1.
Jak się okazało bezpośrednią przyczyną wybuchu była nieszczelność prewentera i zapłon metanu spowodowany iskrą z silnika pompy. Pośrednio erupcja nastąpiła w wyniku błędu w obliczeniach geologicznych: złoże ropy znajdowało się na głębokości 2792 m, czyli 200 metrów wyżej niż przypuszczano.
W ciągu miesiąca w Karlinie spłonęło ok. 30 tys. ton ropy naftowej i ok. 50 milionów metrów sześciennych gazu ziemnego. Koszt akcji gaśniczej, budowy dróg dojazdowych do szybu oraz innych prac inżynieryjnych wynosił 300 mln zł.
Zaraz po ugaszeniu pożaru rozpoczęto wydobycie ropy naftowej. Nadzieje były wielkie. Już 16 stycznia 1981 r. z Karlina odjechał pierwszy pociąg wiozący 780 ton ropy naftowej do rafinerii w Trzebini. Niestety, odkryte złoża ropy naftowej okazały się skromne i eksploatowano je jedynie do połowy 1983 r. Po wyczerpaniu złóż ropy, dzięki trzem otworom wiertniczym Daszewa-1, wydobywano tam jeszcze gaz ziemny. Sen o „polskim Kuwejcie” pozostał jedynie snem. Na koniec warto wspomnieć, że Polska rokrocznie pozyskuje pewne ilości ropy naftowej z krajowych szybów. W 2019 r. wydobyto ok. 913 tys. ton tego cennego surowca.