Pani Minister, często podkreśla pani, że nowa ustawa Prawo zamówień publicznych, której projekt trafił pod obrady Sejmu, to jedna z priorytetowych ustaw nie tylko z punktu widzenia rządu, ale także całej polskiej gospodarki. Dlaczego?
Wiele osób myśli, że nowe prawo dotyczące systemu zamówień publicznych będzie tylko kolejną nowelizacją. Otóż nie jest to żadna nowelizacja, tylko napisana od początku do końca kompletnie nowa ustawa. Przypomnę, że prawo zamówień publicznych, które obowiązuje dziś, to akt prawny z 2004 roku. Trudno nie zauważyć, że od tego czasu wiele się w Polsce zmieniło. Po pierwsze, ogromny wpływ na rynek zamówień publicznych mają środki europejskie i związane z nimi wymagania. Po drugie, wciąż zależy nam przecież na dogonieniu pod względem infrastrukturalnym państw zachodnich. Dlatego to jest lekcja, którą obowiązkowo musimy odrobić. Jeżeli chcemy podnieść polską gospodarkę z poziomu imitacyjnego do poziomu innowacyjnego, to przecież największa pula środków, jaka znajduje się co roku na rynku – a znajduje się ona właśnie w sektorze zamówień publicznych – musi trafiać do polskich firm oferujących innowacyjne rozwiązania. Dlaczego to takie pilne i ważne? W 2004 roku, kiedy była pisana ustawa o zamówieniach publicznych, mieliśmy średnio od pięciu do siedmiu podmiotów ubiegających się o jedno zamówienie. Z upływem lat poziom konkurencyjności drastycznie malał. W 2017 roku do jednego postępowania przystępowało średnio 2,38 podmiotów, w ubiegłym roku było jeszcze mniej – 2,19. To nie wszystko, bo są sektory, w których w ponad 50 proc. postępowań mamy tylko jednego zainteresowanego. Jak choćby sektor IT, którym Polska się dziś chwali i z którego jest dumna. Mamy bardzo dużo mniejszych polskich firm z tej branży, które są gotowe dostarczać wszelkie potrzebne rozwiązania informatyczne. Zresztą już to robią nie tylko na polskim rynku, ale na rynkach globalnych.
Dlaczego nie widzi tego system zamówień publicznych?
No właśnie – bardzo dobre pytanie. Odpowiedź jest prosta – skoro system tego nie dostrzega, to znaczy, że nie działa lub działa źle.
Co jest przyczyną tego, że rynek zamówień publicznych jest tak szczelnie zamknięty na polskie małe i średnie firmy?
Myślę, że mali i średni przedsiębiorcy w ogromnej mierze postrzegają rynek zamówień publicznych jako „klub dla wybranych”. I niezależnie od tego, co do tego doprowadziło, nie ma wątpliwości, że jest pilna potrzeba zmiany. Zmiany radykalnej, a nie kosmetycznej. Nie wiem, czy panowie zdajecie sobie z tego sprawę, ale ustawa Prawo zamówień publicznych z 2004 roku była nowelizowana ponad 60 razy, więc dziś jest jak szwajcarski ser. W dodatku ma wiele rozwiązań, które wewnętrznie się wykluczają.
Uda się uchwalić nowe prawo jeszcze w tej kadencji Sejmu? Nie jest tajemnicą, że są środowiska, które chętnie by ten projekt storpedowały, bo są zainteresowane zachowaniem status quo.
Powiem tak: pracowaliśmy nad projektem tej ustawy ponad trzy lata. Jest on bardzo dokładnie przemyślany pod względem legislacyjnym i koncepcyjnym. W pierwszej kolejności przygotowaliśmy koncepcję Prawa zamówień publicznych, która została przyjęta wiosną ubiegłego roku. Pokazała ona problemy, z jakimi chcemy się zmierzyć. Zaprezentowaliśmy w tej koncepcji również strukturę nowej ustawy. Była ona przedmiotem dużej debaty społecznej. W konsultacjach uczestniczyło ponad sto różnych podmiotów: ekspertów, przedstawicieli firm, samorządów. Wszystkie podmioty, które są zainteresowane rynkiem zamówień publicznych, brały w tych rozmowach udział. Na początku tego roku projekt, w formie zwartego dokumentu, trafił do uzgodnień i konsultacji. Powtórzę więc jeszcze raz – to jest bardzo skrupulatnie napisany, dobrze przygotowany projekt. Po ostatnich rozmowach, jakie odbyłam na jego temat, mogę chyba powiedzieć, że na 99 procent ustawa zostanie uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu. Jest wola polityczna i zrozumienie, że w tym sektorze już nie ma na co czekać.
Co konkretnie się zmieni, jeśli chodzi o system zamówień publicznych i udział w tym systemie polskich firm z sektora MŚP?
Ustawa musi sprawić, by podniósł się poziom konkurencyjności. To po pierwsze. Z perspektywy administracji publicznej jesteśmy zainteresowani poprawą konkurencyjności, bo przecież doskonale wiemy, że jeśli zamiast jednego, w przetargu startuje pięć podmiotów, to rosną szanse na obniżenie kosztów świadczenia usług publicznych. Wszystkie dane statystyczne pokazują, że tam, gdzie poziom konkurencyjności jest wyższy, tam zaczynają się oszczędności. Tak było w Estonii, tak było w Finlandii i w innych krajach, które analizowaliśmy. Po drugie, chcemy, by do postępowań stawało jak najwięcej przedsiębiorstw, w tym właśnie polskich z sektora MŚP. W strukturze nowego Prawa zamówień publicznych mamy osobny rozdział poświęcony mniejszym postępowaniom. Po to, by przedstawiciele firm nie musieli błądzić po całej ustawie, szukając informacji na temat tego, jakie kryteria należy spełnić, aby przystąpić do postępowania. Za sprawą tych rozwiązań śmiało mogę powiedzieć, że pewna pula zamówień będzie łatwiej dostępna dla sektora MŚP. Kolejny bardzo ważny problem, z którym się mierzyliśmy, to zrównanie w prawach i obowiązkach dwóch stron postępowania. Nie może być tak – to zresztą jest jeden z postulatów, który panowie, jako Rada Gospodarcza Strefy Wolnego Słowa, podnosiliście i o który się w tym nowym prawie upominaliście – że odpowiedzialność zamawiającego za postępowanie kończy się wraz z zamieszczeniem ogłoszenia o przetargu. On tak samo jak wykonawca musi ponosić odpowiedzialność za zamówienie do końca dostarczenia towaru czy usługi. Musi także reagować na zmiany na rynku, jeżeli one następują. Dlatego w nowym prawie zwiększamy odpowiedzialność zamawiającego w całym cyklu zamówienia i podnosimy walor postępowania przed ogłoszeniem. Nakładamy na zamawiającego obowiązek dokonania analizy rynkowej i dopiero ona ma być podstawą ogłoszenia.
Nie było sprzeciwu ze strony zamawiających?
Niektórzy pytali, dlaczego mają przeprowadzać taką analizę. Sugerowali, że to dodatkowe koszty i biurokracja. Odpowiadaliśmy wówczas, że właśnie dlatego, że takich rzeczy nie robiliśmy, bardzo duża część zamówień nie została – mówiąc kolokwialnie – dowieziona do końca. Zamówień długo przygotowywanych i bardzo kosztownych. Brak dobrego rozeznania i dialogu z rynkiem sprawia, że zamówienia stają się kulawe. W czasie, gdy pracowaliśmy nad projektem tej ustawy, w innych pokojach w tym ministerstwie trwały rozmowy z podwykonawcami z lat 2003-2010, z A1 i A4. Z podwykonawcami nie z pierwszej linii, tylko z drugiego, trzeciego, czy nawet czwartego szeregu. Ich roszczenia to historie dramatyczne, nadające się na scenariusze filmów kryminalnych, a nie na prace sejmowe. Podpisywanie ugody pod presją, roszczenia zaspokajane nawet nie w 10 procentach, dramaty rodzinne, bankructwa firm. Coś, do czego państwo absolutnie nie powinno dopuszczać. Dlatego w ustawie umieściliśmy rozwiązania, które wprowadzają obowiązek zaspokajania zasadnych roszczeń wszystkich podwykonawców, którzy realizują zamówienia. W sposób jasny i przejrzysty, aby takie historie nie miały więcej miejsca. Aby firmy „słupy” nie były tymi, które realizują wielomiliardowe kontrakty. Wprowadzamy też coś, co jest szczególnie istotne i co było też jednym z państwa postulatów, czyli obowiązek częściowych płatności i zaliczek w przypadku kontraktów trwających długo. Myślę, że ważne będzie to nie tylko dla małych i średnich firm, ale również dla dużych. Wprowadzamy również zmiany dotyczące wadium i zabezpieczenia należytego wykonania umowy w taki sposób, aby zamawiający był zabezpieczony, ale z drugiej strony, by nie przerzucał odpowiedzialności na wykonawcę.
Druga bardzo ważna ustawa, na którą czekają polscy przedsiębiorcy, a która powinna zostać uchwalona jeszcze w tej kadencji Sejmu, to ustawa przeciwdziałająca zatorom płatniczym. Jak państwo zamierza walczyć z tą plagą?
Zatory płatnicze to rzeczywiście plaga, bo z badań wynika, że z problemem tym zetknęło się około 90 procent polskich przedsiębiorców. Trudno tolerować obecny stan rzeczy pod tym względem. Dlatego zdecydowaliśmy się na przygotowanie nowych przepisów. Jak chcemy z tymi zatorami walczyć? Podstawowa sprawa to skrócenie terminu płatności. To rzecz, na którą przedsiębiorcy najbardziej narzekają. W Polsce nie są rzadkością 120-, a nawet 180-dniowe terminy płatności. Skracamy ten termin do 30 dni dla podmiotów publicznych i do 60 dni dla podmiotów prywatnych w relacji duży do małego. Ustawa dostarcza też nowych uprawnień dla prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który będzie mógł nakładać administracyjne kary pieniężne na dłużników. Wprowadzamy także tzw. ulgę na złe długi w podatkach PIT i CIT, na wzór mechanizmu funkcjonującego w podatku VAT. Wierzyciel, który nie otrzyma zapłaty w ciągu 90 dni od upływu terminu określonego w umowie lub na fakturze, będzie mógł pomniejszyć podstawę opodatkowania o kwotę wierzytelności. Jednocześnie dłużnik będzie miał obowiązek podniesienia podstawy opodatkowania o kwotę, której nie zapłacił. Ustawa zakłada też, że najwięksi podatnicy podatku dochodowego od osób prawnych, jak grupy kapitałowe i firmy, których dochód przekracza rocznie 50 mln euro, będą co roku przekazywać ministrowi ds. gospodarki sprawozdania o stosowanych przez siebie terminach zapłaty. Sprawozdania te będą dostępne publicznie. Podnosimy również wysokość odsetek ustawowych za opóźnienia w transakcjach handlowych o dwa punkty procentowe, do 11,5 proc. Chodzi o to, by kredytowanie się kosztem firm było droższe niż uzyskanie pieniędzy chociażby z kredytu komercyjnego.
Niedawno rząd przyjął tzw. czwarty pakiet dla firm. Proszę powiedzieć, co on wprowadza, na czym mają zyskać przedsiębiorcy?
Tzw. Pakiet Przyjazne Prawo zawiera ponad 50 różnego rodzaju i kalibru zmian, które ograniczają obciążenia regulacyjne. Wymieniając w dużym skrócie tylko kluczowe założenia, można zacząć od tzw. prawa do błędu. Zgodnie z tym rozwiązaniem, przedsiębiorca wpisany do CEIDG w pierwszym roku działalności, gdy naruszy przepisy, najpierw zostanie wezwany do usunięcia przewinienia, a dopiero jeśli go nie naprawi, zostanie ukarany. To rozwiązanie opiera się o przekonanie, że w większości przypadków, szczególnie na początku działalności gospodarczej, za przewinieniami stoi niewiedza, a nie zła intencja. Zresztą, prawo do błędu nie będzie przysługiwało w przypadku rażących, na przykład celowych naruszeń. Drugie ważne rozwiązanie to objęcie ochroną konsumencką firm z CEIDG. Obejmie ona jednak tylko umowy, które nie mają dla przedsiębiorcy charakteru zawodowego. Chodzi tu przykładowo o zakup czajnika, czy drukarki przez mechanika. Kolejnym istotnym rozwiązaniem jest wprowadzenie ogólnych zasad rozliczania podatku VAT w imporcie dla wszystkich przedsiębiorców. Obecnie z opcji tej korzysta wąska grupa największych przedsiębiorców, co powoduje, że znaczna część importu towarów spoza Unii Europejskiej trafia do Polski przez zagraniczne porty. To powoduje znaczne straty, jeśli chodzi o wpływy z cła, ale ogranicza również możliwość rozwoju naszych portów. Sejm, z dużą dozą prawdopodobieństwa, zajmie się Pakietem jeszcze w lipcu.
Jak ma się pakiet przewidujący prawo do błędu do ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych?
Oba projekty odnoszą się do zupełnie innych kwestii, zarówno co do tego, jakich podmiotów dotyczą, których spraw dotykają, jak i tego, jakie są motywy ich wprowadzania do polskiego systemu prawnego. Prawo do popełnienia błędu obejmie drobnych przedsiębiorców–osoby fizyczne, wpisanych do CEIDG. Będzie im przysługiwać, gdy po raz pierwszy, w ciągu 12 miesięcy od rozpoczęcia działalności gospodarczej, popełnią naruszenie. Mówimy tu o wykroczeniu lub wykroczeniu skarbowym, za które grozi mandat karny (a więc drobniejsze uchybienia) albo naruszeniu zagrożonym karą pieniężną (nakładaną w drodze administracyjnej, a nie karnej). Natomiast projekt ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych dotyczy, jak sama nazwa wskazuje, podmiotów zbiorowych, czyli przede wszystkim spółek handlowych. Czyny, które mają być nim objęte, to przestępstwa i przestępstwa skarbowe. Ponadto prawo do popełnienia błędu opiera się na założeniu, że drobniejsi przedsiębiorcy w pierwszych miesiącach działalności mogą mieć problemy z odnalezieniem się w gąszczu skomplikowanych przepisów gospodarczych, a rolą organu kontrolnego na tym etapie powinno być przede wszystkim wskazywanie im właściwych ścieżek zachowania.
Jakie propozycje programowe dotyczące sektora MŚP na następną kadencję są w przygotowaniu przez MPiT?
Jesteśmy w trakcie ustalania pakietu propozycji. Już dziś mogę jednak powiedzieć, że zadaniem na nową kadencję będzie np. lepsza koordynacja działalności instytucji kontrolnych i inspekcji działających w Polsce. Mamy ich obecnie kilkadziesiąt, w tym kilkanaście o największej skali działalności. Ich praktyka jest bardzo zróżnicowana. Dlatego chcielibyśmy upowszechnić np. stosowanie analizy ryzyka, w tym rozbudowę i współpracę systemów teleinformatycznych czy doradztwo na rzecz podmiotów kontrolowanych. Jak wynika z analiz MPiT, dzięki takim działaniom najłatwiej można podnieść jakość funkcjonowania tych instytucji. Będziemy też kontynuować walkę o respektowanie dyrektyw usługowych i swobody świadczenia usług. Kolejnych argumentów w tej sprawie dostarcza nam Czarna Księga niedozwolonych praktyk, którą tworzymy we współpracy z przedsiębiorcami. Zachęcamy polski biznes do zgłaszania nam wszelkich barier napotkanych na rynkach innych państw członkowskich. Szczególnie dotyczy to bezprawnych praktyk utrudniających delegowanie pracowników, a także innych barier i ograniczeń, które utrudniają korzystanie ze wszystkich czterech swobód rynku wewnętrznego: przepływu towarów, osób, usług i kapitału. W nowej kadencji na pewno zajmiemy się też sukcesją w spółkach prawa handlowego, bo śmierć wspólnika w takim przypadku często prowadzi do paraliżu działalności spółki.