Projekt zakłada, że od 2020 r. składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe będą odprowadzane od , a nie od kwoty stanowiącej 30-krotność prognozowanego na dany rok w gospodarce przeciętnego wynagrodzenia, a od całości przychodu. W uzasadnieniu napisano, że zmiana ta ma przynieść wzrost wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oszacowany na 7,1 mld zł.
Zwrócono też uwagę, że zmiana naliczania składek ZUS pociągnie za sobą wzrost kosztów wypłat świadczeń w przyszłości.
W uzasadnieniu podano, że ok 370 tys. osób posiada zarobki wyższe niż 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia. "Poziom oddziaływania proponowanego rozwiązania uzależniony jest również od zachowań na rynku pracy" – napisano w treści uzasadnienia.
"Może się okazać, że chęć uniknięcia opłacania składki od całości wysokich zarobków skłoni pracodawców i pracowników do szukania sposobów obejścia proponowanych regulacji poprzez inne formy zatrudnienia, np. zakładanie działalności gospodarczej" – czytamy. W uzasadnieniu zwraca się także na wyższe świadczenia osób, które osiągają bardzo wysokie zarobki, co wynika ze zwiększenia podstawy wymiaru przyszłej emerytury.
"Wysokość emerytury jest ściśle powiązana z wysokością odprowadzanych składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe. Im wyższa kwota odprowadzanych składek i im dłuższy okres zatrudnienia, tym wysokość świadczenia jest wyższa. Stąd też zniesienie limitu wysokości podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe bezpośrednio będzie wpływać na wysokość otrzymywanej w przyszłości emerytury" – dalej czytamy.
Jerzy Kwieciński, minister finansów, inwestycji i rozwoju informował na początku listopada, że rezygnacja ze zniesienia 30-krotności w przyszłym roku będzie skutkowała stratą co najmniej 5 mld zł dla budżetu, w którym zmiana ta została przewidziana i uwzględniona.
JS/WNP.pl