fbpx
Strona głównaHistoriaCudzoziemcy na barykadach Warszawy

Cudzoziemcy na barykadach Warszawy

-

1 sierpnia 1944 r. o godzinie „W” do walki stanęło około 20 tys. słabo uzbrojonych powstańców przeciwko blisko 60 tys. żołnierzy piechoty SS i Wehrmachtu wspomaganych przez lotnictwo, czołgi i artylerię. Żołnierze AK, wspierani przez ludność cywilną, braki w uzbrojeniu rekompensowali zdobywając – z ogromnym wręcz poświęceniem, brawurą i odwagą – broń na wrogu.
Początkowo radość z wybuchu powstania była ogromna. Dzisiaj warto sobie zdawać sprawę z tego, że do jego wybuchu przyczyniła się też sowiecka prowokacja. 30 lipca 1944 r. komunistyczna radiostacja Kościuszko kilkakrotnie nadawała komunikaty wzywające ludność Warszawy do powstania przeciw Niemcom. Radiowy komunikat w języku polskim warszawiacy mogli usłyszeć o godzinie 15.00, 20.55, 21.55 i 23.00. Apel radiowy, zredagowany przez polskich komunistów, w dramatycznych słowach wzywał do walki:
„Warszawa drży w posadach od ryku dział. Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi. Nadchodzą, aby przynieść nam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłowali bronić się w Warszawie. Zechcą zniszczyć wszystko. W Białymstoku burzyli wszystko przez sześć dni. Wymordowali tysiące naszych braci. Uczyńmy, co tylko w naszej mocy, by nie zdołali powtórzyć tego samego w Warszawie. Ludu Warszawy! Do broni! Niech cała ludność stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzcie na Niemców! Udaremnijcie ich plany zburzenia budowli publicznych. Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę. Przysyłajcie wiadomości, pokazujcie drogi. Milion ludności Warszawy niech stanie się milionem żołnierzy, którzy wypędzą niemieckich najeźdźców i zdobędą wolność”.

Komunikat ten był powtórzeniem nadanej dnia 29 lipca o 20.15 przez Radio Moskwa audycji Związku Patriotów Polskich o bardzo zbliżonej treści. Znalazły się w niej patetyczne słowa, które miały wpłynąć na decyzję o rozpoczęciu powstania:
„Dla Warszawy, która się nigdy nie poddała i nigdy nie ustała w walce, godzina czynu wybiła. (…) przez bezpośrednią czynną walkę na ulicach Warszawy (…) nie tylko przyspieszymy chwilę ostatecznego wyzwolenia, ale ocalimy również majątek narodowy i życie waszych braci”.

Sowiecka prowokacja padła na podatny grunt – w ogromnej większości warszawiacy rwali się do walki, a tych, którzy studzili zapał nazywano defetystami. Jednak komunikaty radiostacji Kościuszko były oczywiście jedną ze składowych, na które złożyła się też decyzja Bora-Komorowskiego o wybuchu Powstania Warszawskiego (choć „Bór” do końca wahał się z podjęciem tej decyzji).
Powstanie wybuchło. Początkowo powstańcy zdołali opanować Stare Miasto, Żoliborz, Mokotów i Wolę oraz część Ochoty i Śródmieścia z Powiślem. Jednak Niemcy szybko przeszli do kontrofensywy, odbijając kolejne dzielnice. Wśród walczących żołnierzy AK powstrzymywało Niemców około 300 obcokrajowców, którzy chwycili za broń razem z warszawiakami.

535. pluton Słowaków

Najliczniejszą grupą obcokrajowców, którzy zaciągnęli się w szeregi Armii Krajowej byli Słowacy, którzy jeszcze przed wybuchem wojny mieszkali w Warszawie. Już na przełomie 1942 i 1943 r. utworzyli w stolicy konspiracyjny Słowacki Komitet Narodowy. W porozumieniu z władzami Polskiego Państwa Podziemnego i dowództwem AK sformowany został 535. pluton Słowaków, dowodzony przez Mirosława Iringha (o pseudonimie konspiracyjnym „Stanko”). Pododdział wszedł następnie w skład Obwodu Mokotów AK i w przededniu powstania liczył blisko 60 żołnierzy. Pluton miał charakter międzynarodowy, gdyż obok 28 Słowaków służyli w nim także Polacy, Węgrzy, Gruzini, Francuzi, Czech, Rumun i Ukrainiec. Godzina „W” zaskoczyła żołnierzy plutonu, którzy rozrzuceni byli po całej Warszawie. Ci których wybuch powstania zastał na Pradze bezskutecznie próbowali przebić się przez mosty do lewobrzeżnej Warszawy. Inni szturmowali koszary szwoleżerów, a następnie zaciekle bronili barykad przy ulicach Solec i Fabrycznej, odpierając kolejne niemieckie szturmy. Niepowodzeniem zakończył się atak Słowaków na Belweder, który mieli zdobyć w ramach przygotowanego wcześniej planu powstańczych działań.
W trakcie walk pluton ten wyraźnie wyróżniał się wśród innych oddziałów AK i budził zrozumiałe zaciekawienie warszawiaków, którzy widzieli jego żołnierzy walczących pod własną, narodową, słowacką flagą (opaski z podwójnym krzyżem). W drugim miesiącu walk żołnierze 535. plutonu toczyli heroiczne boje na przyczółku czerniakowskim, gdzie zakończył się krwawy szlak bojowy jednostki. Na tydzień przed kapitulacją powstania ostatnia, kilkuosobowa grupka Słowaków przeprawiła się na Saską Kępę.

Powstańcy z Kaukazu

W Powstaniu Warszawskim niezwykle haniebnie zapisali się przedstawiciele narodowości Związku Sowieckiego, którzy jako niemieccy sojusznicy z antysowieckiej Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii (ROA) dowodzonej przez brigadeführera Kamińskiego bestialsko eksterminowali cywilną ludność stolicy. ROA „wsławiło” się niezwykłym okrucieństwem podczas Rzezi Woli. Chlebem powszednim ROA były gwałty, pijaństwo, rabunek i mordowanie.
Jednak byli i tacy reprezentanci narodów zniewolonych przez Kreml, którzy stali się towarzyszami broni akowców. Do powstańców przyłączyli się Gruzini – zbiegli z niewoli niemieckiej jeńcy sowieccy. Służyli oni, m.in. w znanych jednostkach AK: Zgrupowaniu Chrobry II, Oddziale Osłonowym Wojskowych Zakładów Wydawniczych i w Harcerskiej Baterii Artylerii Przeciwlotniczej. Powstańczych barykad bronili również Ormianie z warszawskiej diaspory.

Udział mieszkańców Kaukazu – dezerterów z armii niemieckiej – w ulicznych walkach potwierdza dziękczynny list, jaki napisali do bohaterskiego dowódcy jednego z akowskich oddziałów, rotmistrza Romualda Radziwiłłowicza „Zaremby” (ciężko ranny, utracił rękę) jego podkomendni. Podpisany przez żołnierzy o nazwiskach wskazujących jednoznacznie na kaukaskie i rosyjskie pochodzenie (Magamagow, Farniejew), zawierał wyrazy wdzięczności za przyjęcie jego sygnatariuszy do jednostki i umożliwienie wspólnej walki przeciwko Niemcom, którzy mieli wcześniej „traktować ich jak psy”.

Francuzi, Włosi i czarny „Ali”

W Powstaniu Warszawskim brało też udział kilku Francuzów. W walkach przy ul. Rozbrat brawurową odwagą wyróżnił się Francuz o pseudonimie „Gwiazdka” (nazwisko nieznane). „Gwiazdka” zyskał mir wśród akowców po tym, jak podjął się próby unieszkodliwienia samobieżnej miny Goliath. Jego rodak – Jean Gasparue wojował na Mokotowie, jako żołnierz batalionu „Bałtyk”.
Z kolei w walkach w Śródmieściu i na Starym Mieście brali udział Włosi. Ich ziomkowie natomiast – prowadzący przed wojną restaurację przy Marszałkowskiej – dostarczali powstańcom żywność.

Upamiętnienie u zbiegu pasażu Wiecha i ul. Chmielnej/fot. Wikipedia

Jednak niewątpliwie najbardziej egzotycznym towarzyszem broni powstańców był czarnoskóry August Agbola O’Brown, który przybrał swojski pseudonim „Ali”. Jego biografia stanowi wręcz gotowy materiał na fascynujący film. August Agbola O’Brown urodził się w 1895 r. w Nigerii. Jeszcze jako żądny przygód młody chłopak August Agbola zaokrętował się na brytyjski statek, z którego trafił do Anglii, a później przeniósł się do Wolnego Miasta Gdańska. Swoje światowe wojaże zakończył wreszcie w 1922 r. w Polsce. Trafił do Warszawy i tutaj, jako muzyk jazzowy i tancerz, stał się atrakcją wielu stołecznych lokali. Nigeryjczyk wkrótce poczuł się warszawiakiem – w stolicy ożenił się i doczekał dwóch synów. Dług wobec przybranej ojczyzny August Agbola O’Brown zaczął spłacać już we wrześniu 1939 r., kiedy to zgłosił się do oddziałów broniących Ochoty. W czasie okupacji grywał w otwockich lokalach, występował jako kaskader w rewiach i dorabiał pokątnym handlem, kolportując zarazem podziemną prasę. W powstaniu walczył jako „Ali” w batalionie „Iwo” w rejonie Marszałkowskiej i Hożej.
Przeżył kapitulację, a w 1949 r. został zatrudniony w ówczesnym Wydziale Kultury i Sztuki Zarządu Miejskiego. Ponieważ nie ukrywał swej powstańczej przeszłości nie zagrzał tam miejsca i pomimo „obiektywnie słusznego” pochodzenia z Czarnego Lądu, gnębionego przez imperialistów i kolonialistów wszelkiej maści, wkrótce utrzymywał się tylko z muzykowania w stołecznych lokalach. W 1958 r. z rodziną wyemigrował do Wielkiej Brytanii.

Niemcy i Żydzi na barykadach Warszawy

Ramię w ramię z Polakami wojowali przeciwko swym ziomkom także Niemcy. Znamy nazwisko podoficera Luftwaffe Willy’ego Lampe, który najpierw w szeregach Zgrupowania „Bartkiewicz” uczył akowców obsługi broni zdobytej na SS i Wehrmachcie, a następnie oddelegowany został do dyspozycji gen. Chruściela „Montera” dowodzącego powstaniem. Przeszedł na stronę polską również i inny żołnierz niemiecki. Nowym towarzyszom broni opowiadał, iż pochodzi z Alzacji, z pogranicza niemiecko-francuskiego i nie czuje się Niemcem. Przed wojną był ponoć nauczycielem. Przedstawiał się zawsze jako „Alzatczyk”, a powstańcy nazywali go „Degolistą”, gdyż podkreślał swój francuski patriotyzm. Zginął w połowie sierpnia w starciach przy ul. Grzybowskiej.

Na koniec historia, którą można zadedykować producentom serialu-paszkwilu pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”, w którym żołnierze Armii Krajowej zostali pokazani jako zagorzali antysemici.
W sierpniu 1944 r., po zdobyciu przez legendarny batalion „Parasol” Gęsiówki, czyli wyjątkowego (zlokalizowanego bowiem w granicach miasta) niemieckiego więzienia – obozu koncentracyjnego przy ul. Gęsiej, do powstańców przyłączyło się wielu Żydów. Udany, brawurowy atak „Parasola” uratował życie kilkuset więźniom – w tym około 350 Żydom, z których część natychmiast przyłączyła się do powstania. Zostali oni chętnie i bez zwłoki przyjęci do jednostek AK. Wśród Żydów, którzy chwycili za broń obok obywateli II RP byli także Żydzi z obywatelstwem Francji, Rumunii i Grecji. Może producenci serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” pokusiliby się o nakręcenie kolejnego filmu historycznego – o wyzwoleniu obozu koncentracyjnego „Gęsiówka”? Tak w ramach prawdziwego, a nie udawanego polsko-niemieckiego pojednania. Przecież tylko prawda nas wyzwoli…

kadr z filmu Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również