Wśród poległych znalazł się 18-letni Zbigniew Godlewski zastrzelony w trakcie starć w rejonie stacji Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia Stocznia. Jego ciało zostało przeniesione na czele pochodu stoczniowców na drzwiach ul. Czerwonych Kosynierów (dziś ul. Morską), tunelem pod peronami dworca Gdynia Główna, ul. Dworcową, pod siedzibę Miejskiej Rady Narodowej przy ul. Czołgistów (dzisiaj al. Józefa Piłsudskiego). Tragizmu całemu wydarzeniu dodawał fakt, iż jeden ze stoczniowców niósł na czele pochodu biało-czerwoną flagę, a tak naprawdę była to zdjęta przez jednego z robotników biała koszula „poczerwieniona” krwią zabitego.
Był to symboliczny marsz robotników, który przeszedł do historii Polski. Autor ballady, nie znając rzeczywistych personaliów zabitego, nazwał go Janek Wiśniewski. Tytułowy Janek Wiśniewski ze słów wiersza (Zbigniew Godlewski) stał się symbolem wszystkich, którzy zginęli podczas tzw. wydarzeń grudniowych (chociaż bardziej adekwatnym określeniem byłoby nazywanie spraw takimi, jakimi były – a była to „masakra na Wybrzeżu”.)
17 grudnia w Gdyni od kul milicji i wojska zginęło wówczas 18 osób i to wśród nich był Zbigniew Godlewski, czyli tytułowy Janek Wiśniewski. Nie były to niestety wszystkie ofiary zrywu wolnościowego na Wybrzeżu.
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
Dzisiaj milicja użyła broni
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali
Janek Wiśniewski padł…
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, i nową Polskę
Janek Wiśniewski padł
Od żądań ekonomicznych do wolnościowych
14 grudnia 1970 r. rozpoczęły się strajki robotników w Gdańsku. Iskrą robotniczego wybuchu była decyzja władz, które zdecydowały się na podniesienie cen podstawowych artykułów spożywczych nawet o kilkadziesiąt procent, nie rekompensując pracowniczych pensji. Podwyżka była przygotowywana już co najmniej od 1969 roku. Dla Biura Politycznego KC dobrym momentem wydał się grudzień 1970 r. tuż po sukcesie podpisania układu z RFN o uznaniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. 12 i 13 grudnia (niedziela) odczytano w mediach specjalny list tłumaczący konieczność podwyżek. Próbowano w nim wykazać, że realny spadek dochodów gospodarstwa domowego zmniejszy się jedynie o 2 proc., a cała „operacja cenowa” miała być „przejściowa”. Manipulacja nie przeszła. Władza zapowiedziała obniżkę cen telewizorów, radioodbiorników i lodówek, ale dla robotników ważniejsze były ceny ryb i mięsa, a te wzrastały kolejno o 12 i 18 proc. Wzrastała też cena chleba (mąka poszła w górę o 16 proc.), kasza 31 proc., dżemy, marmolady, powidła o 37 proc., a rarytas w postaci kawy miał zdrożeć dwukrotnie.
Podwyżki okazały się być kroplą, która przelała czarę goryczy. W poniedziałek 14 grudnia robotnicy ze Stoczni Gdańskiej im. Lenina udali się przed siedzibę Komitetu Wojewódzkiego PZPR, domagając się odwołania podwyżki. Skala robotniczego wybuchu i jej wściekłość zaskoczyła i przeraziła komunistyczny establishment, któremu bieda nie groziła. 14 grudnia bardzo spokojny początkowo pochód stoczniowców gdańskich pomaszerował pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego zwanego pogardliwie Reichstagiem.
Niestety robotnicy nie uzyskali od II sekretarza obietnicy cofnięcia podwyżek. 15 grudnia wybuchł już strajk powszechny na Wybrzeżu do którego dołączyli robotnicy z Gdyni, Elbląga i Szczecina. W Gdańsku doszło do wybuchu walk ulicznych. Spłonął znienawidzony Komitet Wojewódzki. Oddelegowany do kierowania akcją pacyfikacji Wybrzeża członek Biura Politycznego KC PZPR Zenon Kliszko oświadczył dyrektorowi i członkom partii w Stoczni Gdańskiej: – Mamy do czynienia z kontrrewolucją i nieważne jest, że zginie 200 czy więcej stoczniowców. Stocznia zostanie zburzona, a na gruzach starej zbudujemy nową.
Na ulicach Trójmiasta pojawiły się czołgi i transportery opancerzone.
Skończyła się zabawa. Teraz wyp….ać!
Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta,
Przez niego giną dzieci, niewiasty,
Poczekaj draniu – my cię dostaniem!
Janek Wiśniewski padł…
Na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. rozpoczęła się bardzo ważna rzecz. Po raz pierwszy oddolnie zaczęły się tworzyć komitety strajkowe. Delegację stoczniowców gdyńskich przyjął wtedy nawet Przewodniczący Prezydium Rady Narodowej w Gdyni, ale jeszcze tej samej nocy członkowie komitetu zostali brutalnie aresztowani. W filmie „Czarny czwartek” A. Krauzego jest bardzo wymowna scena, gdy obradujący komitet strajkowy w Gdyni zostaje w nocy napadnięty przez rozjuszonych milicjantów z okrzykiem: „Skończyła się zabawa. Teraz wyp….ać!”.
W środę wieczorem wicepremier Stanisław Kociołek w przemówieniu transmitowanym przez radio i telewizję apelował o zakończeniu strajku i powrót do pracy. Robotnicy posłuchali wezwań premiera. W Gdyni, gdzie protesty miały wyjątkowo spokojny przebieg do idących do pracy, bezbronnych stoczniowców wojsko i milicja otworzyło ogień. Zginęło wtedy 10 osób. Tego samego dnia wybuchły też walki w Szczecinie, gdzie zginęło kolejnych 16 osób. Szok spowodowany masakrą zakończył strajki w Trójmieście i Elblągu. W Szczecinie protesty trwały do 22 grudnia. Podczas robotniczego zrywu na Wybrzeżu zginęło 46 osób a 1150 zostało rannych. Milicja i wojsko mściło się na robotnikach tzw. ścieżkami zdrowia – wypisz wymaluj było to nawiązanie do karania żołnierzy carskich (tzw. kara kijów).
W starciach z robotnikami zginęło też kilku żołnierzy i milicjantów. Na skutek robotniczych protestów na Wybrzeżu I sekretarzem KC PZPR został Edward Gierek. I sekretarz pamiętał, w jakich okolicznościach objął eksponowane stanowisko w PRL i zawsze odmawiał użycia broni wobec robotników. W styczniu i lutym doszło w Polsce do kolejnych strajków po których wrócono do cen sprzed 13 grudnia 1970 roku.
Efektem wielu wystąpień robotniczych w czasach PRL i studenckich było zjawisko rozpoczęcia się jednoczenia społeczeństwa polskiego w walce z komuną. W 1968 roku robotnicy nie poparli studentów, w 1970 roku studenci nie poparli robotników (także w 1976 r).
W 1980 roku przeciwko ustrojowi komunistycznemu wystąpili już robotnicy, chłopi i studenci. Niestety do dziś zbrodnia komunistyczna z grudnia 1970 r nie pozostała rzetelnie rozliczona. Swoją drogą ciekawe, jaki procent polskiego społeczeństwa stanowią w dniu dzisiejszym potomkowie milicjantów, SB-eków, „desantów” z ZSRR i aparatczyków PZPR. Nikt nie odpowiada za winy ojców, jednak „wzorce” wyniesione z domu bywają zaraźliwe.