To było do przewidzenia. Winę za porażkę wyborczą zjednoczonej opozycji ponoszą…wyborcy! To wina społeczeństwa, że poszło za socjalem, zamiast wybrać „europejskie wartości”. Otumanieni łatwym groszem Polacy pobiegli do urn za pićset złotych (nie mylić z pięćset). PiS wygrał rozdawnictwem pieniędzy, które lekką ręką przekazuje zubożałbym masom. Tak wygląda przekaz przynajmniej części niepogodzonych z wynikiem komentatorów. A jak jest naprawdę? Ano zupełnie inaczej.
Z rekordowym rozdawnictwem mieliśmy do czynienia w latach 2007–2015. Tak, proszę Państwa, grosz szerokim strumieniem wypływał z kasy państwa. Kwoty liczyć można w setki miliardów złotych. Socjal jak się patrzy. Tyle że był to socjal swoiście zaadresowany. O ile obecna władza kieruje strumień gotówki do ogółu społeczeństwa (rodziny, emeryci, niepełnosprawni), o tyle tamte transfery trafiały do zorganizowanych grup przestępczych na gigantyczną skalę wyłudzających VAT z publicznego budżetu. Rozmach tamtego programu robi wrażenie, bo liczyć go można w sumach, które mogą nie pomieścić się na niejednym kalkulatorze.
Efektów tych przekazów jednak nie było. Ani bezrobocie, ani wzrost gospodarczy, ani sytuacja finansów publicznych nie może równać się z tą, jaką mamy obecnie. Wówczas pieniędzy dla reszty społeczeństwa miało nie być. Teraz się znalazły, przywracając wielu ludziom poczucie godności i wiarę we własne państwo. I pomimo tego, że faktycznie to kosztuje, przynosi też pozytywne efekty polskiej gospodarce. Spora część zaś wraca do państwowego skarbca w formie wyższych wpływów z danin publicznych. Działa także mechanizm pozytywnego impulsu popytowego, który daje firmom motywację do rozwoju.
Efekt to ostatni wzrost inwestycji i rekordowo niskie bezrobocie. Nawet spowolnienie w strefie euro nie zaszkodziło naszej gospodarce. Nie sprawdziły się prognozy „cenionych ekonomistów”, którzy od końcówki 2015 roku roztaczali czarne scenariusze dla Polski. Swoją drogą zachęcam do lektury tamtych tekstów, dziś budzą niezły ubaw, wtedy wielu czytało je z zapartym tchem. Niektórzy z nich z tą samą nieustępliwością straszą katastrofą, tyle że mniej nachalnie, nie chcąc kompletnie rujnować swojej reputacji. Tymczasem Polacy wiedzą swoje i zgodnie z własną oceną sytuacji głosują. Na szczęście!