„Gazeta Krakowska” opublikowała rozmowę z cytowanym wyżej lekarzem. To dr Zbigniew Martyka, ordynator oddziału zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej. Cóż takiego pan doktor mówi?
„Spodziewaliśmy się większych objawów zachorowań, natomiast pacjenci, których mieliśmy do tej pory, w zasadzie dosyć lekko przechorowywali. Porównałbym to z jakimś cyklem lekkiej grypy”.
„Powołując się na wyniki badań, można powiedzieć, że cztery piąte osób przechoruje w sposób bezobjawowy, więc na sto procent spotykamy się codziennie z osobami, które są zakażone koronawirusem i nie wykazują żadnych objawów chorobowych. Zatem my też mogliśmy to przejść bezobjaowowo. Jak najbardziej jest to realne”.
Oceniając medialną i polityczną histerię wokół rzekomej pandemii, twierdzi: „Taka panika paraliżuje działania służby zdrowia, pacjenci, którzy powinni się znaleźć pod opieką specjalistów, nie mogą się do nich dostać”.
Rękawiczki? „Niczemu nie służą, bo nie chronią przed wnikaniem wirusa. Prosta rzecz, oddychanie skóry, które naturalnie zwalcza wirusy. Nie ma tu tego czynnika”.
Maseczki? „Nie chronią przed niczym. […] maseczka nie będzie broniła przed wnikaniem wirusa. Absolutnie. Ktoś ponosi tę maseczkę kilka godzin, na jej powierzchni zbiera się wilgoć, namnażają się bakterie. Taką maseczkę po kwadransie powinno się zmienić”.
No i konkluzja całości – nie ma żadnej pandemii. To jedna wielka fikcja, a chaos i strach, jaki się w związku z całą sytuacją nakręca, jest wywoływany sztucznie. „Powiem krótko, z punktu widzenia medycyny, koronawirus to nie pandemia” – podsumowuje.
To nie jest wcale odosobniony głos jakiegoś „oszołoma”. Dokładnie tak samo całą sytuację diagnozuje wielu innych ekspertów na świecie. Problem polega na tym, że wciąż całkowicie inny przekaz kierują do nas środki masowego przekazu.
Ktoś, kto polega tylko na informacjach zamieszczonych w tych właśnie środkach, rzeczywiście może odnieść wrażenie, że cały świat zgadza się na pozostanie w domu i zamrożenie gospodarki w celu kontroli rozprzestrzeniania się koronawirusa i zminimalizowania liczby śmiertelnych ofiar. Wystarczy jednak przebić się przez gąszcz tych wiadomości, by znaleźć inne.
Na przykład list podpisany przez 800 uznanych specjalistów związanych z Uniwersytetem Yale z dziedziny epidemiologii i medycyny! W liście tym eksperci ostrzegają, że zakaz przemieszczania się i zamrożenie gospodarki przyniosą efekt przeciwny do zamierzonego i nie dadzą żadnych prozdrowotnych rezultatów. Bo to, z czym mamy obecnie do czynienia, nie jest żadną pandemią.
Odzwierciedla to również obawy wyrażone przez znanego epidemiologa prof. Stanforda Johna Ioannidisa, który w swojej niedawno opublikowanej pracy ostrzega, że świat podjął ekstremalne środki w walce z rzekomą pandemią przy znikomej jakości informacji i niewielkim zainteresowaniu kosztami.
Tych głosów i opinii przybywa. I przybywać będzie. Jeśli więc pandemia to fikcja, to kto zapłaci za gigantyczne straty gospodarcze? Bo one żadną fikcją nie są. Kto weźmie na siebie odpowiedzialność za to, co stało się z milionami miejsc pracy, setkami tysięcy firm? Kto odpowie za bankructwa, ekonomiczną zapaść i zubożenie milionów ludzi?
Przypuszczać należy, że chętni się nie znajdą. Więc nadal obowiązywał będzie przekaz, że walczymy ze śmiertelnym zagrożeniem, a walka ta wymaga poświęceń i kosztów. Jak długo damy się tak zwodzić?