Prawo i Sprawiedliwość wygrało ostatnie wybory parlamentarne, w dużej mierze odnosząc się do tematyki gospodarczej. Czy to oznacza, że dla PiS te kwestie mają teraz priorytet?
Sprawy gospodarki należą bez wątpienia do najważniejszych w polityce Prawa i Sprawiedliwości. Dzięki dobrym wynikom gospodarczym Polakom żyje się lepiej. Dzięki temu, że lepiej zarabiają, ale także dzięki transferom społecznym, które wsparły polskie rodziny, seniorów, ograniczyły skrajne ubóstwo wśród dzieci, pozwoliły na zwiększenie inwestycji w infrastrukturę drogową. Szybki rozwój gospodarczy umożliwia także prowadzenie ambitniejszej niż wcześniej polityki w wielu obszarach m.in. na arenie międzynarodowej, w sprawach bezpieczeństwa, obronności czy ochrony środowiska. Dzięki dobrej sytuacji gospodarczej pierwszy raz po 1989 r. będziemy mieli budżet bez deficytu. W 2018 r. polska gospodarska rozwijała się w tempie ponad 5 proc. PKB, a w 2019 r. niemal 4,5 proc. PKB. Od kilku lat dane dotyczące wzrostu gospodarczego należą rok w rok do najlepszych w Europie. W 2020 r., gdy obserwujemy spowolnienie gospodarcze na świecie, prognozowany wzrost gospodarczy ma wynieść 3,5 proc. PKB i wciąż będzie należeć do najwyższych w Unii Europejskiej. Cały czas spada też bezrobocie, które obecnie wynosi ok. 5 proc., czyli osiągnęliśmy poziom tzw. bezrobocia naturalnego. W listopadzie 2019 r. mieliśmy 3,2 mld nadwyżki w handlu zagranicznym, a więc przewagi eksportu nad importem. Podsumowując, zależy nam na gospodarce, mamy satysfakcję z dobrych danych makroekonomicznych, ale jesteśmy świadomi, że musimy zrobić wszystko, aby utrzymać wysokie tempo rozwoju, a także jeszcze mocniej zaistnieć na rynkach globalnych. A wyzwania w najbliższych latach będą duże.
W kampanii wyborczej istotną rolę odgrywało hasło „państwa dobrobytu”. Czy należy je rozumieć wyłącznie w kontekście ekonomicznym?
Konserwatywne państwo dobrobytu, o którym mówimy, oznacza dbanie o wysoki poziom rozwoju gospodarczego, ale także dążenie do sprawiedliwości, solidarności i spójności społecznej. Obejmuje także politykę prorodzinną oraz politykę zrównoważonego rozwoju między różnymi częściami kraju, między miastem i wsią. Nie zamierzamy – jak mówił podczas kampanii parlamentarnej w Krakowie prezes Jarosław Kaczyński – rezygnować przy tym z naszej tradycji, patriotyzmu, przywiązania do Kościoła katolickiego.
Jako członek Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego słyszał Pan pewnie nieraz o problemach polskich firm. Czy pańskim zdaniem w ostatnich latach ich los się poprawił?
Bardzo dobra sytuacja gospodarcza Polski jest efektem sukcesów polskich przedsiębiorstw. Los wielu z nich się poprawił. Miały w tym udział zmiany przez nas przeprowadzone. CIT dla małych i średnich przedsiębiorstw został obniżony z 19 na 15 proc., a w 2019 r. dla małych firm i rozpoczynjących działalność gospodarczą po raz drugi obniżony z 15 do 9 proc. Mogły z tego skorzystać przedsiębiorstwa, których przychód ze sprzedaży nie przekroczył 1,2 mln euro, a więc ok. 5,2 mln zł. Skorzystało na tym ponad 400 000 firm, w większości polskich, zgodnie z naszym programem wspierania polskiej własności i kapitału. W końcu 2020 r. albo najpóźniej w 2021 r. chcemy wprowadzić estoński CIT. Chodzi o przesunięcie momentu poboru podatku na moment dystrybucji zysków z przedsiębiorstwa. Innymi słowy, gdy firmy będą inwestować, nie zapłacą podatku, a ten będzie naliczany dopiero w momencie wypłaty dywidendy. W przypadku mikroprzedsiębiorstw odeszliśmy od zryczałtowanej składki ZUS, co jest dużą ulgą dla tego segmentu firm. Szacujemy, że z Małego ZUS Plus skorzysta ok. 320 000 osób. Dodam, że moim zdaniem należy pójść dalej i dążyć do tego, aby w przyszłości to rozwiązanie obejmowało nie tylko mikroprzedsiębiorców, ale kolejne grupy małych przedsiębiorstw. Wielu przedsiębiorców m.in. w branżach budowlanych i produkcyjnych oczekuje ułatwień administracyjnych w zatrudnianiu pracujących już w Polsce obcokrajowców, w szczególności przyspieszenia i uproszczenia procedur odnawiania pozwolenia na pobyt i pracę. Myślę, że i w tej sprawie powinniśmy zrobić krok do przodu, co pozwoliłoby lepiej planować firmom. Brak wykwalifikowanych rąk do pracy jest w wielu miejscach barierą rozwoju.
Coraz trudniej mniejszym przedsiębiorstwom połapać się w podatkach, prawo zmienia się za często, a rzekome ulgi podatkowe nieraz stanowią bardziej kłopot niż… ulgę. Czy nie mamy do czynienia z narastaniem fiskalizmu w naszym kraju?
O obniżkach CIT i ZUS już wspomniałem. Warto dodać, że obniżka podatków objęła w 2019 r. także podatek dochodowy od osób fizycznych. W 2019 r. stawka PIT został obniżona z 18 do 17 proc., a jednocześnie zostały podwyższone koszty uzyskania przychodów. Dodatkowo osoby poniżej 26 lat nie będą w ogóle płacić PIT z tytułu umowy a pracę. Żeby nie było wątpliwości, uważam, że musimy zrobić więcej. Trzeba myśleć o systemowym uproszczeniu prawa podatkowego. Od wielu lat propaguję ideę radykalnego uproszczenia systemu podatkowego i stworzenia kodeksu podatkowego zawierającego całość regulacji podatkowych. Inspiracją jest projekt niemieckiego prof. Paula Kirchhofa, który stworzył projekt takiego kodeksu składającego się z zaledwie 237 artykułów, w miejsce obowiązujących dziś wielu tysięcy przepisów. W tej koncepcji zamiast wielu rodzajów podatków i danin publicznych pozostałyby jedynie cztery: podatek dochodowy, od spadków i darowizn, VAT oraz akcyza. Tego rodzaju rozwiązanie byłoby dodatkowym silnym impulsem dla rozwoju polskiego społeczeństwa i gospodarki. Ułatwiłoby prowadzenie działalności gospodarczej. Konsekwencją uproszczenia systemu podatkowego byłyby także niższe koszty poboru podatków i niższe stawki podatkowe, co pozwoliłyby szybciej rozwijać się polskim firmom, a dodatkowo przyciągnęły zagraniczne innowacje oraz kapitał.
W Unii Europejskiej narasta protekcjonizm, bogate kraje Wspólnoty naginają zasady jednolitego rynku obawiając się konkurencji przedsiębiorstw z państw naszego regionu. Czy widzi Pan sposób, jak temu zaradzić?
Jednym z ważnych zadań naszej polityki jest zapobieganie biurokratyzacji UE i pozatraktatowemu przenoszeniu kompetencji z państw narodowych na Unię. Jednocześnie musimy być adwokatami tego, co w Unii Europejskiej jest wartością, czyli zasad jednolitego rynku i uczciwej konkurencji między państwami i przedsiębiorcami. Dlatego stanowczo należy sprzeciwiać się praktykom protekcjonalistycznym i monopolistycznym, bo niestety rzeczywiście widzimy, że tego rodzaju działania szkodzą nie tylko gospodarkom państw członkowskich, ale szerzej procesowi integracji europejskiej. Co ciekawe, nierzadko są inspirowane przez najsilniejsze kraje Unii w obszarach, które są dla nich korzystne. Tak było na przykład z dyrektywą o delegowaniu pracowników. Jest pewnym paradoksem, że takie inicjatywy pochodzą z krajów, które werbalnie stawiają na rozwój integracji europejskiej. W rzeczywistości jednak taki sposób działania podważa sens i wiarygodność Zjednoczonej Europy.
Unia prze do tzw. zielonego ładu, nie licząc się ze skutkami dla takich państw jak Polska. Mamy szansę obronić się przed tego typu projektami?
Polska musi konsekwentnie, ale rzeczowo, przedstawiać swoje racje w tej dyskusji. Klarownie mówił o tym premier Mateusz Morawicki na szczycie w Brukseli w grudniu 2019 r. Nasz sektor energetyczny jest konsekwencją decyzji politycznych, narzuconych Polsce po II wojnie światowej przez Związek Radziecki. Rozumiemy, że celem europejskiej polityki jest przejście do bardziej przyjaznych dla środowiska źródeł energii, ale potrzebujemy więcej czasu i wsparcia na transformację naszej energetyki. Innymi słowy droga Polski do ambitnych unijnych celów musi być dłuższa. Gdybyśmy ustąpili, odbiłoby się to na naszej gospodarce, a w konsekwencji koszty poniosłoby polskie społeczeństwo. Za zimnowojenny podział Europy płacilibyśmy po raz kolejny. To niesprawiedliwe i tego nie możemy akceptować. W dyskusji na temat osiągnięcia neutralności energetycznej będziemy konstruktywnie uczestniczyć, ale oczekujemy zrozumienia polskiej specyfiki.
Rozmawiał Kamil Goral