fbpx
Strona głównaArchiwumPrzed nami ciężki bój o polskie owoce

Przed nami ciężki bój o polskie owoce

-

Straty sadowników i plantatorów, rekordowo niskie ceny w skupach i nieuczciwa przewaga kontraktowa – te wszystkie elementy stawiają rynek owoców w trudnej sytuacji. W trudnej sytuacji, która – chciałoby się rzec – powtarza się jak koszmar z regularnością jednego sezonu. O ile zachodnioeuropejskie kraje są w stanie przeciwdziałać spadkom cenowym przez kreowanie rynku za pomocą spółdzielczych giełd rolnych, o tyle w Polsce sytuacja jest bardziej skomplikowana.

Aby stworzyć system sprawnie funkcjonującego łańcucha sprzedaży, trzeba właściwie prześwietlić wewnętrzny rynek. Sytuacja jest szczególna na rynku owoców. Ziemia w obcych rękach, podmioty-słupy, skupy i przetwórnie działające pod dyktando obcego kapitału, ukraińska konkurencja – tak rysuje się smutna rzeczywistość rodzimych sadowników.

Rolnikom sen z powiek spędza przede wszystkim niestabilność cenowa, która nie pozwala na właściwe oszacowanie zysków w trakcie sezonu i po jego zakończeniu. Rodzi to problemy z planowaniem kolejnych działań wybiegających w przyszłość i często wyprzedzających europejskie i światowe trendy, na które w optymalnych warunkach polscy rolnicy potrafią odpowiedzieć.

Mimo wielu problemów rodzimy rynek owoców należy do najsilniejszych w Europie. Jesteśmy czołowym producentem jabłek, borówek – które są hitem na zagranicznych rynkach, znaczącym producentem malin, truskawek, aronii, porzeczek czy wiśni. Produkcja owoców, według danych Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, stanowi około 12 proc. ogólnej produkcji rolnej w kraju, a sam rynek wart jest około 35 mld złotych i stanowi jedno z kół zamachowych krajowego eksportu towarów rolno-spożywczych.

Dużo? A mogłoby być więcej, gdyby nie reformy z lat 90. i „cudowne” pomysły Leszka Balcerowicza, Janusza Lewandowskiego i innych tuzów polskiej sceny politycznej, którzy zapomnieli o starej zasadzie, według której kapitał przybiera jednak narodowe barwy. Na rynku owoców z całą pewnością nie dominują biel i czerwień, ale kolory flag niemieckiej, ukraińskiej czy chińskiej. Niestety, ta tendencja postępuje.

Tylko w 2018 roku w chińskie ręce trafiła grupa Appol, na którą składają się Appol sp. z o.o. oraz Appol Bis sp. z o.o. Był to – i jest – największy niezależny producent koncentratu jabłkowego i soków NFC w kraju. Zakłady Appolu kupiła SDIC Zhonglu Fruit Juice Co. Ltd., która jest kontrolowana przez chińską grupę National Development Investment Group Co., Ltd. (dawniej State Development & Investment Corporation). Siły przerobowe firmy w Polsce wynoszą dziś 2 tys. ton jabłek dziennie, a możliwości magazynowe rekordowe 22 tys. ton. Chińczycy kupili także nowopowstałe przetwórnie w Łąkcie Górnej, Opolu Lubelskim i w Potyczy.

Z otwartymi ramionami nasz kraj witał także bogatych kontrahentów z Ukrainy. Do rekordowej inwestycji w Polsce przygotowuje się bowiem gigant zza wschodu – spółka T.B. Fruit, która już dziś dysponuje dwoma potężnymi zakładami w Annopolu i Dwikozach. Kolejna inwestycja – warta przeszło 45 mln EUR, powstaje w miejscowości Brzostowiec nieopodal Grójca, czyli jednej ze stolic rodzimego sadownictwa. Moce przerobowe Brzostowca wynieść mają 300 tys. ton jabłek, 10 tys. ton truskawek, 6 tys. ton wiśni, 12 tys. ton malin, 7 tys. ton czarnej porzeczki rocznie

Co ciekawe, przeciwko spółce postępowanie wszczął Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta, który wskazał na nieprawidłowości wynikające z terminów płatności przekraczających ustawowe dwa miesiące. Obrót spółki w ubiegłym roku znacznie przekroczył 100 mln złotych. Podobne zarzuty UOKiK wystosował swojego czasu wobec niemieckiej spółki Döhler GmbH.

Niepokój urzędu wzbudziły umowy, które Döhler GmbH zawiera z dostawcami owoców. Spółka przewidywała zapłatę za owoce w 90 dni, podczas gdy polskie przepisy dopuszczają płatności w ciągu maksymalnie dwóch miesięcy. UOKiK donosił również, że firma nie realizowała nawet tak długich, narzuconych sobie terminów. Opóźnienia wynosiły do 64 dni, czyli w praktyce rolnik czekał na pieniądze nawet ponad pięć miesięcy. Dziś wiadomo już, że spółka na wniosek UOKiK wdrożyła plan naprawczy zakładający możliwość zerwania umowy przez rolnika w sytuacji, gdy ten nie zaakceptuje minimalnej ceny narzuconej przez skupującego, ograniczenie terminu płatności do okresu przewidzianego ustawą czy przeprowadzenie specjalnych szkoleń dla polskich dostawców.

UOKiK prowadzi regularne kontrole skupów i przetwórców, a jak utrzymuje, w najbliższym czasie przeprowadzone zostaną analizy kilku największych spółek pod kątem wykorzystywania nieuczciwej przewagi kontraktowej. Zaznaczyć należy, że zagranicznym koncernom zależeć może na chaosie związanym z problemami wynikającymi z niestabilności cenowej, ponieważ zapewnia on rynkowym gigantom potężne zyski.

Dzisiejsza sytuacja pozostawiła na placu boju dwie instytucje: Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta oraz Inspekcję Handlową. Oba ośrodki mogą jednak wyłącznie reagować na zaistniałe już sytuacje. Potrzeba stworzenia nowego prawodawstwa, które stawiałoby w uprzywilejowanej pozycji polskich rolników, nigdy jeszcze nie wydawała się tak paląca. Przeciwnicy powiedzą oczywiście, że obecne realia wynikają wprost z prawa unijnego, ale nie jest to do końca prawda. Przykłady Niemiec, Holandii, Francji czy Wielkiej Brytanii pokazują, że możliwe są takie reformy, które dają szansę ulokowania w konkretnych strategicznych sektorach głównie kapitału narodowego.

Jednym ze sposobów na podanie ręki tonącym dostawcom z Polski jest ustawa o rolniczym handlu detalicznym, która pozwala na sprzedaż m.in. owoców i ich przetworów do stołówek, restauracji czy gospodarstw agroturystycznych. Jest to jednak tylko kropla w morzu potrzeb krajowego sektora sadowniczego. Dobry efekt wywołuje ustawa o przeciwdziałaniu wykorzystywaniu nieuczciwej przewagi kontraktowej, ale najwięcej perspektyw stworzyć może „częściowe” już powołanie Krajowej Grupy Spożywczej – spółki, która ma stanowić realną przeciwwagę dla zagranicznych firm i dać impuls do rozwoju sektora owoców w Polsce.

Tu zapewne nie obejdzie się bez kłopotów. Trzeba pamiętać, że spółka, kupując owoce od rolników po wyższych cenach, musiałaby sprzedawać je drożej. Problemem może stać się zatem zbyt w kraju, ale także eksport, który w pełni kontrolowany jest przez już funkcjonujące na naszym rynku zagraniczne podmioty. Te zapewne nie będą chciały odkupować owoców i ich przetworów w sztucznie zawyżonych cenach.

Problem stanowią też pracownicy, bez których zbiory odbyć się nie mogą. W Polsce, poza rodzimą siłą roboczą, największy wpływ na rynek mają najemni pracownicy z Ukrainy. Kłopotów jest tu kilka. Po pierwsze, zaostrzone zostało prawo dotyczące sezonowego zatrudniania pracowników spoza Unii Europejskiej. Po drugie, koszty wynagrodzeń dla Ukraińców poszybowały w górę o około 50 proc. tylko przez ostatnie dwa lata. Jeśli skorelujemy tę wartość z około 60 proc. spadkiem przychodów gospodarstw, otrzymamy bardzo niepokojący rachunek ekonomiczny. Tylko w ubiegłym sezonie wielu rolników zapraszało okolicznych mieszkańców do zabierania wiśni, porzeczek czy jabłek do domu za darmo po to tylko, aby owoce nie gniły na drzewach.

Przed resortem rolnictwa i podległymi mu agendami ogrom pracy. Kolejne kroki i efekty planowane natomiast będą w latach, jeśli nie w dekadach. Dla sektora producentów owoców zapowiada się zatem okres posuchy i – jak to bywało w latach ubiegłych – także walki o swoje. Trzeba przyznać, że rząd zadbał o rolników. Rekordowe rekompensaty, które z tytułu wystąpienia suszy rolniczej przyznano rolnikom, sięgnęły 2,5 mld złotych. To kilkukrotnie więcej niż w podobnej sytuacji udało się wysupłać rządowi Ewy Kopacz. Gospodarze mogą czuć się bezpieczniej – to pewne – niemniej potrzeba wprowadzenia rozwiązań rewolucyjnych jest konieczna jak nigdy dotąd.

* Autor jest Dyrektorem Instytutu Gospodarki Rolnej

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również