Słowa mają czasem wydźwięk, który podpowiada ich znaczenie. We Francji na nowo rozgorzała dyskusja na temat popularnego tam terminu „tracking” – z angielskiego śledzenie. Nie tylko przez szacunek dla języka francuskiego niektórzy politycy wolą jednak używać określenia „traçage'”, a wiec „badanie śladów przemieszczania się”, w celu opisania techniki umożliwiającej ustalenie lokalizacji potencjalnych nosicieli koronawirusa.
Określenie „badanie śladów krok po kroku” może niepokoić, ale niepokoi mniej niż użycie terminu „trackage”, a więc śledzenie, które jest używane w odniesieniu do przestępców lub osób o przestępstwo podejrzanych. Pierwsze słowo może wyrażać troskę w celu ochrony kogoś, podczas gdy drugie zakłada możliwość nałożenia na kogoś sankcji.
Francuscy publicyści po raz kolejny zastanawiają się, co w takim razie wolno w ramach bezpieczeństwa, a co w ramach wolności obywatelskich. Czy ochrona ogółu społeczeństwa powinna opierać się na ograniczaniu, choćby częściowym i tymczasowym, wolności każdego z nas? Rząd pracuje nad wyciszeniem tej gorącej dyskusji poprzez zapewnianie, że zaakceptowanie metody walki z pandemią, która udowodniła swoją skuteczność w Azji, byłoby dobrowolne i nie miałoby na celu wykorzystywania danych osobowych obywateli. Zastosowanie tej techniki miałoby tylko i wyłącznie zastosowanie sanitarne, absolutnie nie wiązałoby się ze sferą bezpieczeństwa.
Według Tabarda, problem w tej sprawie, zresztą nie po raz pierwszy, polega nie na akceptacji (czy też jej braku) rządowych decyzji przez opinię publiczną, lecz w jasności, z jaką dana decyzja jest przez rząd przekazywana.
Nie ma to więc nic wspólnego z pozwami, jakie są kierowane przeciwko reżimom totalitarnym, czy też z podejrzeniami, jakie niektórzy formułują przeciwko demokracjom określanym jako „nieliberalne”. Natomiast cechą charakterystyczną państwa prawa powinno być nieustanne konsultowanie działań jednej władzy z pozostałymi oraz z opinią publiczną.
Gdy mowa o zwolennikach obecnego obozu władzy, rząd popierający prezydenta Macrona będzie musiał włożyć najwięcej wysiłku w przekonanie do swojego pomysłu popierającą go większość parlamentarną. Część deputowanych już głośno zaczęła mówi o próbach naruszenia praworządności.
Francuzi przypominają zresztą, że podobna debata toczyła się jakiś czas temu w kwestii walki z terroryzmem, kiedy to Gerard Collomb – poprzedni minister spraw wewnętrznych – wydłużył czas obowiązywania pewnych przepisów charakterystycznych dla stanu wyjątkowego.
Większość francuskich obywateli podobno jest gotowych na dalsze ustępstwa. W obronie bezpieczeństwa i zdrowia ogółu dopuszczają wyjątkowe działania rządu. Prawdopodobnie dlatego obecny minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner uznał kilka dni temu, że użycie techniki „śledzenia śladów przemieszczania się” byłoby – jak się wyraził – zaakceptowane przez Francuzów.
Co ciekawe, ten sam minister, który dzisiaj szczyci się poparciem opinii publicznej w kwestii „śledzenia śladów przemieszczania się”, w zeszłym tygodniu mówił, że „warto zaufać Francuzom bez konieczności wprowadzania mechanizmów zasadniczo ograniczających wolności obywatelskie”.
Źródło: Le Figaro