fbpx
Strona głównaArchiwumZ luką CIT trzeba teraz walczyć na arenie unijnej

Z luką CIT trzeba teraz walczyć na arenie unijnej

-

Według Ernst & Young, straty tylko dla finansów publicznych z tytułu gotówkowej szarej strefy w postaci utraconych dochodów z VAT oraz z podatków dochodowych od działalności gospodarczej szacowane są na 38,4 – 48,8 mld zł (1,82 proc. – 2,31 proc. PKB w 2018 r.). Większość tej kwoty przypada na VAT. Stąd rząd skupił się w ostatnich latach głównie na działaniach mających na celu uszczelnienie tego właśnie podatku. Nie oznacza to jednak, że luka w zakresie podatków dochodowych jest lekceważona.

Według wyliczeń Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), który zastosował nieco inną metodologię, luka w CIT wynosi nawet 1,08% PKB, czyli kilkanaście miliardów złotych. W roku 2017 luka ta szacowana była przez PIE na 11–22 mld zł. Z ostrożnych szacunków wynika, że budżet centralny (nazywany niezbyt poprawnie budżetem państwa) stracił w latach 2015–2017 na luce w CIT od 60 do nawet 90 mld zł.

Luka w CIT definiowana jest przy tym jako różnica między teoretycznymi wpływami z podatku dochodowego od osób prawnych, które powinno otrzymać państwo, a rzeczywistymi dochodami budżetowymi.

W tym znaczeniu luka podatkowa powstaje wyniku albo zaniżania przychodów (ich ukrywania), ale zawyżania kosztów, albo też w wyniku transferu zysków do krajów o bardziej przyjaznej polityce fiskalnej, co w praktyce nie sprowadza się bynajmniej wyłącznie do niższych stawek podatkowych.

Duże sukcesy w zwalczaniu nadużyć

Zwalczanie każdego z tych zjawisk wymaga nieco innych rozwiązań prawnych. Od razu warto jednak zauważyć, że w przypadku przychodów i kosztów, na zmniejszanie się luki w CIT duży wpływ mają rozwiązania przyjmowane w ramach uszczelniania VAT, takie jak kasy online, pliki kontrolne JPK-VAT czy systemy podzielonej płatności.

Uszczelnieniu CIT służą także inne rozwiązania. W zakresie procedur podatkowych przyjęto np. klauzulę obejścia prawa, która umożliwia pomijanie skutków podatkowych tych działań podatkowych, które podejmowane są wyłącznie po to by obniżyć wysokość płaconych podatków, a nie mają żadnego uzasadnienia ekonomicznego, a także obowiązek raportowania tzw. schematów podatkowych (MDR), który obliguje do informowania fiskusa o każdym (nawet legalnym) działaniu związanym z optymalizacją podatkową, a zatem działaniami zmierzającymi do uzyskania określonych korzyści podatkowych, których ostatecznym skutkiem jest zmniejszenie wysokości obciążeń podatkowych. W samym CIT również wprowadzono także liczne rozwiązania zmierzające do ograniczenia możliwości dokonywania takich optymalizacji, np. poprzez ograniczenie wysokości wydatków marketingowych, które mogą być zaliczane do kosztów uzyskania przychodów.

Ostatnie trzy lata przyniosły także liczne nowe przepisy dotyczące transferu zysków za granicę (przepisy o cenach transferowych).

Pora na walkę o wspólną podstawę opodatkowania

Wydaje się zatem, że polski ustawodawca podjął w ostatnim czasie wystarczająco dużo działań, których skutkiem powinno być zmniejszenie luki w CIT. Dalsze zaostrzanie polityki fiskalnej w tym obszarze wydaje się co najmniej dyskusyjne. Zaczyna bowiem mieć znaczący wpływ na obniżenie się podatkowej konkurencyjności Polski. Musimy bowiem pamiętać, że mimo, iż Polska ma jedna z niższych stawek CIT w UE, to jednak o konkurencyjności podatkowej nie decydują wyłącznie stawki. Dlatego uzasadniony wydaje się pogląd, że dalsza walka o zmniejszanie luki CIT musi teraz przenieść się na arenę międzynarodową. I to nie tylko – tak jak ma to miejsce obecnie – w obszarze zwalczania nadużyć związanych z cenami transferowymi.

Spore możliwości w zakresie zwalczania nadużyć w zakresie rozliczania CIT i tym samym redakcji istniejącej w tym podatku luki podatkowej mogłaby stworzyć dyskutowana od lat w ramach UE idea wspólnej bazy opodatkowania CIT. Kłopot jednak w tym, że kraje unijne nie bardzo mogą się w tej sprawie dogadać. Dwie zupełnie odmienne wizje mają kraje duże i mniejsze (w tym Polska).

Unijny pomysł, lansowany przez duże kraje, miałby polegać na tym, by firmy były opodatkowane tylko w jednym państwie, a następnie podatek ten miałby być dzielony według określonego klucza pomiędzy wszystkie państwa, na terenie których firma działa. To jednak oznaczałoby spore straty dla mniejszych krajów, a do takich niestety zalicza się Polska. Stąd mniejsze państwa są zwolennikami innego rozwiązania, a mianowicie tzw. wspólnej podstawy opodatkowania.

Inaczej mówiąc, chodzi o wypracowania wspólnych zasad ustalania podstawy opodatkowania w całej Unii. Oznaczałoby to konieczność przyjęcia wspólnych, rozumianych w ten sam sposób w każdym kraju, definicji przychodów podlegających opodatkowaniu, kosztów uzyskania tych przychodów i jednakowej metody ustalania w oparciu o te dwa elementy dochodu do opodatkowania.

Rozwiązaniem harmonizacja kosztów, przychodów i zwolnień

Konieczna byłaby także harmonizacja katalogu zwolnień z CIT (podobnie jak już dziś ma to miejsce w obszarze VAT). Harmonizacji nie podlegałby natomiast inny element – stawki podatku. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Koncepcja ta jest nie do przyjęcia dla większości dużych państw unijnych. Jeśli bowiem dochód będzie taki sam, niezależnie od tego, gdzie będziemy chcieli się opodatkować, jedynym elementem międzynarodowego planowania podatkowego pozostanie wędrówka za najniższymi stawkami CIT.

Tymczasem – o czym była już mowa – dziś większość dużych państw unijnych ma stawki CIT na poziomie dużo wyższym niż kraje małe i średnie. Co więcej, duże kraje Unii nie bardzo mogą sobie pozwolić na obniżenie swoich stawek. Obowiązuje prosta zasada: im większy kraj, tym wyższe stawki podatkowe, bo większe są też potrzeby fiskalne. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli chcemy myśleć o dalszej skutecznej redukcji luki CIT, konieczne jest sięgnięcie po takie właśnie rozwiązania, jak wspomniana wspólna podstawa opodatkowania. Wprowadzanie kolejnych regulacji lokalnych (krajowych) może się bowiem skończyć wyłącznie obniżeniem naszej konkurencyjności. I niczym więcej.

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również