Nawet jeśli URE zdecyduje się podnieść ceny energii, nie jest powiedziane, że podwyżka dostosuje je do poziomu cen rynkowych. Wedłu wyliczeń ekspertów, by firmy mogły utrzymać marże i nie dopłacać, podwyżki musiałyby być znaczne.
Jak do tej kwestii odnosi się strona rządowa?
Najpierw Jacek Sasin w połowie listopada deklarował walkę o utrzymanie cen na niezmienionym poziomie.
– Mówiłem bardzo wyraźnie, że podwyżki dla indywidualnych odbiorców nie będzie. I zrobimy wszystko, żeby tak się stało – mówił wicepremier.
Natomiast na początku grudnia minister rozwoju Jadwiga Emilewicz w wywiadzie dla Business Insider Polska mówiła już o podwyżkach.
– Prąd dla odbiorców indywidualnych (gospodarstw domowych) prawdopodobnie podrożeje do 10 proc. – powiedziała minister.
Pamiętać jednak należy, że sytuacja dotycząca cen prądu nadal może się zmieniać. Pod koniec grudnia 2018 roku podjęto decyzję o zamrożeniu cen na rok 2019.
Czy w 2020 roku również możemy oczekiwać zamrożenia cen? Może być z tym ciężko. Tym bardziej, że z wypowiedzi minister Emilewicz wynika, że rząd nad zamrożeniem cen obecnie nie pracuje.
– Nie będzie dalszej interwencji legislacyjnej w zakresie regulacji cen energii. Rynek rządzi się swoimi prawami i według mojej wiedzy nigdzie nie trwają prace związane z legislacją wstrzymującą wzrost cen. O ile te ceny wzrosną? To będziemy wiedzieć około 17 grudnia, kiedy Urząd Regulacji Energetyki ogłosi decyzje w sprawie wniosków taryfowych zgłoszonych przez producentów energii. Osobiście nie spodziewam się drastycznego wzrostu. Na poziomie gospodarstw domowych może to być około 10 proc. Ale poczekajmy na decyzje URE – powiedziała w wywiadzie dla Business Insider Polska minister Emilewicz.
JS/Business Insider