Jesteśmy przygotowani na spowolnienie gospodarcze, które nas czeka?
Objawy tego spowolnienia mają miejsce w Europie już od dwóch lat, od ostatniego kwartału 2017 r. Można więc powiedzieć, że my jako kraj od tych dwóch lat temu spowolnieniu dość skutecznie się opieramy. Wydaje mi się, że cała ekwilibrystyka zarządzania makroekonomicznego powinna polegać na tym, by dołek, który mamy w tej chwili w gospodarce europejskiej, był jak najpłytszy. Widać wyraźnie pierwsze oznaki tego, że strefa euro ma szansę z tego dołka już wyjść. Jeżeli pierwsze sygnały, które stamtąd płyną, powtórzą się w kolejnych miesiącach, będzie to oznaczało potwierdzenie tego trendu. I tak by było oczywiście najlepiej, również dla Polski. Proszę jednak pamiętać, że w gospodarce nigdy takie procesy nie przebiegają w sposób zorganizowany. Przechodząc z górki do dołka, często napotykamy na turbulencje. Tak samo może być w drugą stronę. Najważniejsze jednak jest to, że mamy do czynienia ze spowolnieniem gospodarczym, końcówką cyklu koniunkturalnego, a nie kryzysem, choćby takim, jaki miał miejsce 10 lat temu.
Wspomniał Pan o strefie euro. Rozsądne byłoby dziś zgłaszanie do niej naszego akcesu?
Wciąż na to za wcześnie. Choć na pewno nie jest to temat zamknięty. Po pierwsze, do wejścia do strefy euro zobowiązaliśmy się jako państwo w traktacie akcesyjnym, co prawda nie wskazując konkretnej daty. Po drugie, uważam, że wejście do niej w dłuższej perspektywie czasowej zwiększy nasze bezpieczeństwo. Będziemy jeszcze mocniej powiązani z gospodarką Unii Europejskiej, więc każdy potencjalny atak zewnętrzny na naszą gospodarkę, miałby reperkusje na pozostałe kraje strefy euro. Po trzecie wreszcie, prowadzenie działalności gospodarczej będzie dla Polaków jeszcze łatwiejsze. Pamiętajmy, że nasza gospodarka jest silnie zorientowana na strefę euro – 80 proc. polskiego eksportu jest tam lokowane. Poprzez wejście do strefy euro skorzystalibyśmy jeszcze bardziej w tej wymianie handlowej. Tym bardziej, że warto zauważyć, iż Polska ma gospodarkę bardzo otwartą. Stosunek eksportu do PKB przekracza 50 proc. Pod tym względem jest większy niż w Niemczech. To oznacza, że wejście do strefy euro mogłoby nam przynieść również wymierne korzyści ekonomiczne. Nadal jednak – jak wspomniałem – jest na to za wcześnie. Różnica w poziomie życia Polaków wciąż jest zbyt duża. Powinniśmy na wejście do strefy euro jeszcze kilka lat poczekać.
Kraje naszego regionu, o porównywalnym potencjale gospodarczym, które weszły do strefy euro – Słowacja, Litwa, Łotwa, żałują tego kroku. Rozwijają się dużo wolniej niż Polska, która przecież w strefie euro nie jest, mają większe bezrobocie. Naprawdę ta strefa euro jest nam potrzebna?
Proszę pamiętać, że kraje, które pan wymienił, są relatywnie małe. Litwa ma porównywalną wielkość z województwem dolnośląskim. Słowacja jest nieco większa, ale to mniej więcej nasze województwo mazowieckie. Z natury rzeczy te gospodarki są bardziej od nas otwarte. To kraje zbyt małe, by opierać swój rozwój wyłącznie na własnym rynku. W związku z tym nawet samo posiadanie euro daje im większe korzyści, aniżeli dawałoby nam. Rozwój Polski w ostatnich latach opierał się w dużej mierze na sile popytu własnej gospodarki, na naszym rynku wewnętrznym. Z tego punktu widzenia więc nasza perspektywa jest nieco inna niż perspektywa Słowaków, Litwinów czy Łotyszy.
Jakie są szanse na to, że nowa unijna perspektywa budżetowa będzie korzystna dla Polski? O jaki poziom środków powinniśmy powalczyć? Jak powinien wyglądać plan minimum?
Nawet gdybym znał ten plan minimum, to bym o nim nie powiedział, bo to są tajemnice trzymane na moment negocjacji. Wierzę, że ostatecznie ta perspektywa będzie dobra. Co prawda ten jej końcowy kształt prawdopodobnie nie będzie taki, jaki sobie założyliśmy i wymarzyliśmy, ale na tym polega dochodzenie do kompromisu, żeby wszyscy od stołu negocjacyjnego odeszli zadowoleni.
To, co mamy w tej chwili na stole, czyli drugą propozycję prezydencji fińskiej, jest dla nas do przyjęcia?
Absolutnie nie. Wydaje mi się, że Finowie chyba nawet nie szukali żadnego specjalnego kompromisu. Szkoda, że tak się stało – zarówno z punktu widzenia Polski, ale też wszystkich krajów naszego regionu. Wcześniejsze rozpoczęcie tej perspektywy, przygotowanie do niej ma bardzo duże znaczenie. Niewiele krajów ma tak sprawne systemy zarządzania funduszami unijnymi jak Polska, przez co tracą naprawdę potężne pieniądze. Rumuni, którzy zaczęli swoją historię w UE w trakcie poprzedniej perspektywy finansowej, stracili 1,7 mld euro. Czesi miliard euro. A Polska nie straciła ani jednego euro. Z tego punktu widzenia im szybciej rozpoczęłaby się kolejna perspektywa, tym lepiej dla wszystkich. Stoimy jednak na stanowisku, że w tym przypadku dużo ważniejsza jest jakość porozumienia, a nie tylko tempo jego osiągnięcia. I pewnie będzie tak jak zawsze, czyli do kompromisu dojdzie tuż przed rozpoczęciem nowej perspektywy budżetowej, czyli w drugiej połowie 2020 roku. A wtedy prezydencję sprawować będą Niemcy i wszyscy liczą na to, że ten najsilniejszy w Unii kraj po prostu doprowadzi do zgody.
Nie do końca będzie im chyba pasować taka rola, prawda?
Zgadza się. Niemcy z pewnością woleliby, gdyby sprawa nowej perspektywy budżetowej została wynegocjowana wcześniej, ale wiele wskazuje na to, że tak się może nie stać. Co prawda w Unii od czasu do czasu próbuje się „przekupić” niektóry kraje członkowskie, czyli rozbić naszą jedność, mam jednak nadzieję, że nadal będą to działania bezskuteczne. Przypomnę, że aby lepiej reprezentować nasze stanowisko, stworzyliśmy grupę przyjaciół polityki spójności na poziomie ministrów i na poziomie szefów rządów. Głos tej grupy jest w Brukseli naprawdę słyszalny.
Jak Pan ocenia propozycje premiera z expose dotyczące podatków, m.in estoński CIT, czy szybką amortyzację?
Bardzo pozytywnie. To są rozwiązania, na które czeka przede wszystkim polski biznes. Cały czas uważam, że naszym największym wyzwaniem, jeśli chodzi o gospodarkę, jest przestawienie jej na tory innowacyjności. I rozwiązania, o których mówił premier podczas expose, na pewno się do tego przyczynią. Polska gospodarka powinna zacząć kojarzyć się nie z imitacją, ale z innowacją. Czyli chodzi nie tylko o kopiowanie pewnych wzorów zapożyczonych z zewnątrz, ale kreowanie nowych produktów, usług, wypracowywanie nowych technologii, rozwiązań organizacyjnych czy marketingowych. I to się u nas już dzieje. Wyraźnie zaczęły wzrastać wydatki na B+R – w zeszłym roku mieliśmy skok z 1,03 na 1,21% w stosunku do PKB. Dzięki temu, że zmieniliśmy otoczenie prawno-podatkowe, które dziś jest dużo bardziej prorozwojowe, ta tendencja powinna jeszcze wzrosnąć. I co jest niezwykle ważne, w tych wydatkach na B+R większy udział ma sektor prywatny. A przecież jeszcze 10 lat temu aż 75 proc. wydatków na rozwój i badania pochodziły ze środków publicznych. Wspomniane przez pana propozycje premiera wpłyną na wzrost inwestycji i konkurencyjności naszej gospodarki.
Mówi Pan o potrzebie zmiany obrazu polskiej gospodarki na gospodarkę innowacyjną, o inwestycjach w badania i rozwój, ale do tego potrzebny jest dobry system podatkowy. Ten polski nie jest dobry. Po pierwsze, wskazują na to niemal wszystkie rankingi i zestawienia poważnych międzynarodowych ośrodków analiz ekonomicznych, po drugie – od lat zwracają na to uwagę polscy przedsiębiorcy. Szczególnie ci z sektora MŚP.
Rzeczywiście, system podatkowy, szczególnie z punktu widzenia sektora MŚP, jest do modernizacji. Natomiast jeśli mówi już pan o sektorze MŚP, warto przypomnieć, że aktywnych firm średnich i małych mamy w Polsce ok. 2,2 mln. Kilka lat temu było ich 1,7 mln, więc w tym obszarze się rozwijamy. Jeśli porównamy to z gospodarką niemiecką, gdzie sektor MŚP tworzy 3,5 mln aktywnych przedsiębiorstw, to relatywnie do liczby mieszkańców u nas jest ich dużo więcej. To dobrze, bo świadczy to o polskiej przedsiębiorczości. Tyle że skala działania tych firm, szczególnie na rynkach międzynarodowych, jest niewielka. Te nasze przedsiębiorstwa wciąż są za małe i za słabe, by konkurować z zagranicznymi podmiotami. Dlatego nasze działania w ostatnich latach zmierzały do tego, by stworzyć tym firmom jak najlepsze warunki do rozwoju. Stąd m.in. Konstytucja dla Biznesu, specjalne pakiety dla przedsiębiorców, rozwiązania zachęcające do wchodzenia w innowacyjność, czyli m.in. prosta spółka akcyjna.
Ale co z systemem podatkowym? Dlaczego przez ostatnie cztery lata nie udało się uprościć tej niesłychanie skomplikowanej rzeczywistości? Bez prostego, logicznego systemu podatkowego polskie firmy nie będą się dynamicznie rozwijać, choćbyśmy nie wiem jak bardzo zaklinali rzeczywistość.
Pełna zgoda. Obecny system podatkowy kształtował się na początku lat 90. i tylko częściowo był weryfikowany, kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej. Faktycznie, jest on bardzo nisko oceniany w raportach wielu znanych i cenionych organizacji. W poprzednim rządzie była tego pełna świadomość i jestem przekonany, że w tym również jest. Wszyscy dobrze wiemy, że to należy zmienić. Nasz wysiłek w ostatnich czterech latach w obszarze finansów skierowany był głównie na usprawnienie administracji celno-skarbowej i to się niewątpliwie udało. Jesteśmy jako kraj wskazywani na arenie międzynarodowej jako przykład państwa, które w tej dziedzinie dokonało niesamowitego postępu i zrobiło coś, co wydawało się niemożliwe. W dwa lata zmniejszyliśmy lukę podatkową w VAT z 26 do 13 proc., czyli o połowę. Nikomu się to jeszcze nie udało. Od sprawnie działającego aparatu celno-skarbowy zależą przecież dochody państwa, które wyraźnie wzrosły. Do tego uporządkowaliśmy dzięki temu niektóre rynki, gdzie wcześniej dochodziło do naprawdę sporych nadużyć. A co do zmian, to przygotowaliśmy nową ustawę o ordynacji podatkowej, nie udało się jej jednak przeprowadzić w poprzedniej kadencji. Zabrakło czasu. Myślę, że w tej chwili będzie to jednym z kluczowych zadań nowego rządu.
A co z VAT-em? Mamy jeden z najbardziej skomplikowanych VAT-ów na świecie.
Ustawę o VAT powinno się po prostu napisać od nowa. Dlatego, że jest to zdecydowanie najważniejszy podatek z punktu widzenia firm i rzeczywiście polskim przedsiębiorcom sprawia on najwięcej problemów. Z drugiej strony nie wolno zapominać, że jest niezwykle istotny dla państwa. Wpływy z tytułu tego podatku są najistotniejsze, bo dają mniej więcej połowę dochodów do budżetu. Ta nowa ustawa to będzie niewątpliwie najważniejsze zadanie w obszarze podatków na najbliższe lata.