fbpx
Strona głównaArchiwumKomu zależy na zniszczeniu gospodarki?

Komu zależy na zniszczeniu gospodarki?

-

Co z gospodarką? Co z firmami, które już bankrutują? Co z ludźmi, którzy tracą właśnie dorobek swojego życia w imię walki z czymś, co prawdopodobnie wcale nie jest tak zabójcze, jak próbuje się to przedstawiać? Świat (na szczęście nie cały, ale w ogromnej mierze) zwariował na skutek koronawirusa i jeśli szybko się z tego wariactwa nie otrząśnie, skutki będą opłakane. No, chyba że komuś zależy na tym, by tak właśnie się stało.

Pisałem już kilka dni temu (TUTAJ), powołując się na materiał amerykańskiego Instytutu Misesa, że pandemia i chaos z nią związany jest sztucznie utrzymywany. To wniosek, do jakiego można dojść, analizując liczby zgonów w USA, Włoszech, Wielkiej Brytanii i innych krajach rok do roku. Żadnego wielkiego skoku umieralności w tym roku nie zanotowano nigdzie! Histeria jest więc utrzymywana sztucznie. Czy robi się to ze strachu? A może ktoś ma w tym interes?

W podobną stronę zmierza ciekawy materiał analityczny, który pojawił się na portalu Independent Trader. „W Stanach Zjednoczonych zaledwie 6 koncernów kontroluje 90% mediów. Pomyślicie sobie: „dobrze, ale to przecież USA”. Ich kontrola absolutnie nie ogranicza się do Stanów Zjednoczonych. Te same firmy kontrolują koncerny medialne w Europie czy Azji. Problem jest taki, że powiązane są ze sobą nie tylko koncerny medialne, ale i większość globalnych korporacji, czego dowiodły wyniki badań Uniwersytetu z Zurichu (2007 – 2011), w trakcie których przeanalizowano ponad 600 tys. powiązań pomiędzy 43 tysiącami korporacji. Wyniki były porażające. Kilkanaście firm z branży finansowej (udziałowcy m.in. FED) kontrolują bezpośrednio 40% światowej produkcji i usług. Jeżeli jednak posuniemy się trochę dalej, ich bezpośredni wpływ rozciąga się na 80% korporacji. Dążę do tego, że poprzez kontrolę nad kilkoma firmami na samym szczycie, możemy kontrolować przekaz medialny, a tym samym nastroje społeczne, przez które wywiera się naciski na polityków. Czy wzrost śmiertelności w ujęciu globalnym o 0,625% (100 tys. / 16 mil) wymagało zamknięcia 1/3 światowej gospodarki?” – pyta Independent Trader.

Odpowiedź wydaje się oczywista. Ale warto jeszcze dodać konkrety, na jakie powołuje się autor materiału:

Rzeczywisty stan globalnej gospodarki tuż przed wybuchem pandemii:

  • a) W Chinach – największej globalnej fabryce wzrost gospodarczy spadł do najniższego poziomu od 30 lat.
  • b) Gospodarka Niemiec wpadła w recesję podobnie jak Japonia.
  • c) Gdyby w rzetelny sposób liczono inflację okazałoby się, że w recesji pogrążona jest większość krajów UE.
  • d) Gospodarka USA rozwijała się w ślimaczym tempie, ale i tak nieźle na tle Europy czy Japonii. Był to pozytywny efekt deregulacji gospodarki oraz sprowadzenia do USA ogromnego kapitału offshore po tym jak Trump obniżył podatek z 35% do 10%. Oficjalne bezrobocie było co prawda na najniższych poziomach od wielu lat lecz wyłącznie dzięki zmianie metodologii jej liczenia i wykluczeniu kilku grup. Ostatecznie jak to jest możliwe, że prawie nie mamy bezrobocia, podczas gdy odsetek osób zatrudnionych był na znacznie niższych poziomach niż podczas kryzysu 2007-2009.

Sytuacja na rynkach finansowych:

  • a) Przez kilkanaście miesięcy FED podnosił stopy jednocześnie pozbywając się części obligacji. System był jednak tak uzależniony od dodruku i zerowych stóp procentowych, że 6 tygodni spadków na rynkach akcji z 2018 roku wykorzystano jako wymówkę do zakończenia normalizacji.
  • b) Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja w Europie. EBC przez cały 2018 rok zapowiadał, że podobnie jak FED zakończy dodruk po czym rozpocznie procedurę podwyżek stóp. Wytrzymali 3 tygodnie (!). Tak – po zaledwie 20 dniach EBC skapitulował po tym jak Włosi zagrozili, że przestaną spłacać zadłużenie i tym samym rozwalą strefę euro. Chwilę później EBC wznowił dodruk skupując dług bankrutów z południa.
  • c) Tuż przed wybuchem pandemii BOJ posiadał około 75% obligacji Japonii całkowicie zabijając rynek długu. Obecnie absolutna większość transakcji odbywa się wyłącznie pomiędzy bankiem centralnym, a rządem. Politycy potrzebują waluty, emitują obligacje, bank centralny drukuje jeny i je dostarcza w zamian za obligacje. Polityka, która w przeszłości w każdym przypadku prowadziła do upadku waluty, jest realizowana na całego. Przy okazji dodruku BOJ po koszcie zero skupował z rynku akcje oraz REIT-y, stając się dominującym akcjonariuszem w ponad 50% największych japońskich firm.
    Dajcie mi kontrolę nad podażą pieniądza, a przestanie mnie obchodzić kto stanowi prawo“ – M.A Rotschild – założyciel bankowej dynastii Rotschildów.
  • d) Krzywa dochodowości, niezawodny wskaźnik zwiastujący recesję odwracała się kilkukrotnie po czym interweniował bank centralny doprowadzając do uspokojenia sytuacji.
  • e) Na największym rynku akcji w USA odpowiadającym za 50% kapitalizacji globalnych rynków doświadczyliśmy najdłuższej – prawie 12 letniej hossy w historii. Średni czas cyklu to 7 lat na co składało się 5,5 lat hossy oraz 1,5 roku bessy. Co więcej pod względem wycen rynek amerykański nigdy w historii nie był tak silnie przewartościowany względem pozostałych krajów.

Końcówka 2018 roku pokazała jak wrażliwy jest rynek akcji oraz jak silnie jest on uzależniony od dodruku i zerowych stóp. Jednocześnie spowolnienie gospodarcze, które było odsuwane w czasie właśnie ze względu na skrajnie niski koszt kredytu, wreszcie dało o sobie znać. Wtedy wybuchła pandemia. Nie twierdzę, że było to celowe działanie, choć jest to podejrzane (…) Jej wybuch, a przede wszystkim panika do której doprowadziły media, umożliwiły realizację celów, które w innych okolicznościach byłyby absolutnie niemożliwe do realizacji” – pisze autor materiału.

Efekt jest taki, że na całym świecie doprowadza się do resetu gospodarek, wprowadza się bardzo restrykcyjne prawo, rzekomo tylko tymczasowo i oczywiście dla naszego dobra i bezpieczeństwa, ale przecież doskonale wiemy, że tymczasowe jest najtrwalsze. Na masową skalę zaczynają być promowane rozwiązania skrajnie interwencyjne i niebezpieczne z punktu widzenia rozwoju gospodarczego. Z coraz większym przerażeniem można zapytać, czy tak za kilkanaście miesięcy będzie wyglądać nasza rzeczywistość?

A teraz spójrzmy, jak wygląda sytuacja w Polsce

Minister zdrowia Łukasz Szumowski przyznał właśnie, że szczytu zachorowań spodziewa się dopiero na jesieni. Już nie w kwietniu, nie w czerwcu, nie na przełomie lipca i sierpnia, ale później. Czy to ostateczna prognoza? Oczywiście nie wie tego nawet sam Szumowski. A tak się składa, że to właśnie on jest teraz wyrocznią i nikt nie odważy się wykonać jakiegokolwiek ruchu związanego z powrotem do normalności bez „błogosławieństwa” ministra zdrowia.

Z przykrością trzeba to stwierdzić, ale wszystko wskazuje na to, że rząd nie ma pojęcia, co się dzieje. Otwieranie i zamykanie parków, lasów czy cmentarzy, nakaz zasłaniania twarzy przez dwa lata… To wszystko wygląda na pozorowane działania dziecka we mgle. Wciąż nie poznaliśmy twardego harmonogramu wyjścia z izolacji i powrotu do normalnego życia. Choćby takiego, jaki przedstawili Czesi.

Pamiętajmy, że wirus ot tak nie zniknie z naszego życia. Prawdopodobnie trzeba będzie nauczyć się z nim żyć. A skoro tak, to wszystkie działania – łącznie z zastopowaniem gospodarki – nie rozwiązują problemu. Przynoszą natomiast z każdym dniem coraz większe szkody. Gospodarcze i mentalne.

No i na końcu zadajmy sobie pytanie, czy jeśli rzeczywiście szczyt zachorowań przypadnie na jesień, to czy możemy do tego czasu trzymać gospodarkę w zamknięciu? Skoro trzymaliśmy ją w zamknięciu, czekając na szczyt zachorowań w kwietniu, potem w czerwcu, to czy należy być konsekwentnym i przesunąć to czekanie do jesieni? Odpowiedź jest oczywista. A skoro tak, to i oczywiste wydaje się, że to, co zrobiono w imię rzekomej walki z pandemią do tej pory, było i jest nieprawdopodobnie szkodliwe. Nie tylko w Polsce.

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również