Jest jakaś luka systemowa. Warto, by po przypadku PBS Banku w Sanoku ktoś się nią zainteresował. Lokalne jednostki samorządu terenowego funkcjonują przecież jak firmy: deponują pieniądze w bankach, zaciągają kredyty i pożyczki, emitują obligacje, zarządzają płynnością itd. Wszystko jest ok, dopóki bank, czy gmina są w dobrej kondycji finansowej. To działa przy tym w dwie strony: zarówno klient powinien być w pełni zabezpieczony przed niewypłacalnością banku, jak i sam bank przed skutkami złego gospodarowania pieniędzmi, czy ich defraudacji przez firmę/samorząd lokalny. Nie ma sprawy, dopóki nie wydarzy się coś złego. W skrajnym przypadku zawał finansowy może uśmiercić dotychczasowego – jak się wydawało – dobrego partnera biznesowego.
Z pieniędzy podatnika
W przypadku PBS z Sanoka musiało interweniować państwo, bo Bankowy Fundusz Gwarancyjny gwarantuje środki do 100 tysięcy euro, ale tylko klientom indywidulanym i będącym klientami PBS małym i średnim firmom (w przypadku tych drugich wcale nie jest to imponująca kwota). Ustawa o BFG stanowi, że ochronie gwarancyjnej podlegają środki pieniężne i należności osób fizycznych oraz osób prawnych, jednostek organizacyjnych niebędących osobami prawnymi, którym odrębna ustawa przyznaje zdolność prawną, szkolnych kas oszczędnościowych (SKO), pracowniczych kas zapomogowo-pożyczkowych oraz rad rodziców. Z tej ochrony wyłączono jednostki samorządu terytorialnego.
Pożar gaszony jest doraźnymi środkami. Kilkanaście podkarpackich samorządów, które straciły pieniądze w wyniku wdrożenia tzw. przymusowej restrukturyzacji banku, dostanie z Ministerstwa Finansów w sumie 76 mln zł w ramach tzw. subwencji oświatowej i równoważącej. Resort finansów przymierza się też do wypłaty kolejnej raty subwencji w przyspieszonych terminach, co ma zabezpieczyć funkcjonowanie poszkodowanych gmin. Wojewoda podkarpacki twierdzi, że jest w stałym kontakcie z przedstawicielami samorządów, które zaufały PBS Bankowi i zdeponowały w nim pieniądze. Szacowane są straty. Warto dodać, że środki gmin nie są „ich” własnością. W lwiej większości to przecież pieniądze lokalnego podatnika.
Gminy są bezpieczne?
Spójrzmy na to przez chwilę od drugiej strony. Jest pewien problem. Taki, z którym na większą skalę jeszcze nie mieliśmy na szczęście okazji się skonfrontować. Samorządy lokalne, a szczególnie większe miasta, nie tylko zadłużają się w bankach w postaci kredytów, czy pożyczek, ale emitują też obligacje własne, pozyskując w ten sposób pieniądze na spłatę starych zobowiązań i na inwestycje. Nabywcy tych obligacji płacą odsetki w ustalonych terminach wykupu.
Po III kw. 2019 r. zadłużenie j.s.t. z tytułu kredytów i pożyczek wyniosło blisko 77,3 mld zł – o 1,2 mld zł więcej niż rok wcześniej. Jeśli potwierdzą się prognozy, na koniec 2019 r. może ono sięgnąć 86,6 mld złotych. To poważna kwota. Tym bardziej, jeśli doliczyć do niej dług zaciągnięty z tytułu emisji obligacji własnych samorządów, czyli tzw. obligacji komunalnych. Ich największymi emitentami są oczywiście duże, wojewódzkie miasta i to one głównie „nabijają” miliardy złotych zadłużenia. Pośród nich są też mniejsze miasta na prawach powiatu. Emisje obligacji komunalnych przeprowadza się w trybie oferty niepublicznej, a nadzór nad nimi nie jest, mówiąc delikatnie, nadmiernie wzmożony. Część obligacji komunalnych jest notowana na specjalnej platformie giełdowej do handlu papierami dłużnymi Catalyst. Tylko niewielka część, więc można mówić o raczej słabym nadzorze. Jeśli ktoś już go wykonuje, to banki, które są nabywcami obligacji. Głównymi organizatorami emisji papierów komunalnych były i nadal są duże banki, takie jak PKO BP. Bank Pekao SA, ING BSK czy BGK, ale także banki spółdzielcze.
Niebezpieczne obligacje
Same banki zaczęły ostatnio uważać zakupy długu samorządów za bardziej niebezpieczne niż instrumentów dłużnych NBP. Co prawda na razie zdarzył się tylko jeden przypadek bankructwa gminy – zdolność do obsługi zadłużenia straciła gmina Ostrowice. Jednak kilkadziesiąt innych j.s.t. realizuje plany naprawcze i mogą potrzebować wsparcia ze strony państwa. Należy być tu czujnym. Mając nadzieję, że problem zadłużenia gmin, szczególnie tych mniejszych, nie zmaterializuje się w perspektywie czekającego nas spowolnienia gospodarczego.