Przewoźnicy apelują o wdrożenie przez rząd nadzwyczajnych środków w postaci preferencyjnych kredytów obrotowych „na przetrwanie” na okres minimum 4-5 lat, ulg w płatnościach składek ZUS i podatków. Nie są to jakieś nadzwyczajne środki. W obliczu katastrof i kataklizmów podobne mechanizmy wdrażają rządy wszystkich „cywilizowanych” krajów, na czele z USA i Chinami.
– Obroty polskich przedsiębiorców, szacowane na 129 mld złotych rocznie, do tej pory zmalały o 30 procent. Sumując straty wszystkich gałęzi polskiego transportu drogowego, otrzymujemy w pierwszym miesiącu załamania wywołanego epidemią kwotę zbliżoną do 4 mld złotych – napisali do premiera RP przedstawiciele Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce wraz z Polskim Stowarzyszeniem Przewoźników Autokarowych. Sam szacowany na 10 mld zł polski rynek autokarowy niemal całkowicie zamarł i 2020 rok może już spisać na straty.
Branża, widząc, co się dzieje i przewidując, co się może jeszcze zdarzyć, zaapelowała więc do premiera. – Nie istnieją rezerwy finansowe przedsiębiorców ani mechanizmy dostosowawcze, pozwalające wybrnąć z tej katastrofalnej sytuacji. Załamanie rynku nastąpiło z dnia na dzień. Jeszcze miesiąc temu nikt nie był w stanie przewidzieć skali problemu, a tym bardziej zaplanować środków zaradczych. Jesteśmy w sytuacji, w której bez pomocy zewnętrznej po prostu nie przetrwamy. Najwięksi przewoźnicy w branży wysyłają swoich kierowców na przymusowe, bezpłatne urlopy – napisali przedstawiciele transportowców.
Strategiczna branża gospodarki
Polskie firmy transportowe dysponują flotą ponad 247 tys. pojazdów w międzynarodowym transporcie rzeczy oraz blisko 14 tys. autokarów. W większości te firmy są własnością kapitału polskiego, którego w Polsce – delikatnie mówiąc – nadal nie mamy w nadmiarze. W strukturze naszego transportu dominuje transport samochodowy, przed koleją i transportem morskim. Nasi transportowcy uchodzą przy tym w innych krajach unijnych za nie tylko atrakcyjnych cenowo, ale także słyną z solidnych i dobrej jakości usług.
Raport „Transport i logistyka jako strategiczne branża dla polskiej gospodarki” 2018 pokazuje, że znaczenie tej branży jest ogromne i trudne do przecenienia. Polskie firmy obsługują ok. 17 proc. wszystkich przewozów w UE. Ich udział w wytwarzaniu krajowego PKB jest znaczący i wynosi ok. 6 proc. Co należy podkreślić, firmy transportowe rokrocznie zasilają Krajowy Fundusz Drogowy kwotą ok. 2 mld złotych.
Wciąż największy przewoźnik w UE
Polska jest krajem granicznym Wspólnoty, stanowiącym bramę i bazę na rynki wschodnie: Białorusi, Ukrainy, a także Rosji, o której coraz częściej wraca myślenie, żeby odnowić z nią kontakty handlowe zawieszone po interwencji na Krymie. Jesteśmy taką bramą także do zamożnych krajów dalej położonych – Kazachstanu, a nawet Chin. Patrząc zaś na zachód, polskie firmy stanowią niezbędny pomost umożliwiający handel pomiędzy wschodem, a najbogatszymi krajami unijnymi i w takich kategoriach powinno się o nich myśleć.
Jesteśmy wciąż największym przewoźnikiem w UE. Według danych Eurostatu, w 2018 r. polskie firmy przewiozły blisko 270 mln ton ładunków, co stanowiło 23 proc. ładunków unijnego transportu drogowego. Był to jednak pierwszy od 15 lat rok, gdy nastąpił spadek przewozów międzynarodowych. W porównaniu z 2017 r. przewozy realizowane przez polskie firmy transportowe zmniejszyły się o 6,4 proc. i to już powinno zapalić lampkę ostrzegawczą.
Z powyżej opisanych powodów transport należy uznać za branżę o strategicznym znaczeniu dla krajowej gospodarki, któremu należy się szczególna ochrona. Pozostawienie losu naszych firm, w obliczu niezwinionej katastrofy, wyłącznie samym sobie byłoby strzałem w kolano. Na ich miejsce szybko zameldowałaby się zagraniczna konkurencja. A tego chyba nikt by nie chciał, prawda?