Po obniżeniu od listopada najniższej stawki podatku dochodowego płaconego według skali podatkowej z 18 do 17 proc., a także wcześniejsze obniżki stawek CIT, sugerować by mogły, że podatki płacone przez przedsiębiorców są coraz niższe. Niestety, nic bardziej mylnego. Jest wręcz odwrotnie. Obniżaniu stawek towarzyszą bowiem dokonywane w ramach innych ustaw zmiany, które wpływają na podwyższenie podstawy opodatkowania. Mimo zatem że stawka jest niższa, wyższa jest podstawa naliczania podatku. Od lat fiskus konsekwentnie stara się maksymalnie ograniczać katalog wydatków, które przedsiębiorcy mogą zaliczyć do kosztów podatkowych.
Zabrać jak najwięcej kosztów
Nie wolno zapominać, że mimo iż kosztem podatkowym jest co do zasady każdy wydatek poniesiony w celu uzyskania przychodów lub zabezpieczenia ich źródła, to przepisy zawierają dziś wyłączenia i ograniczenia obejmujące ponad 100 kategorii wydatków, które – mimo że ewidentnie są związane z prowadzeniem biznesu – za koszty podatkowe nie są uznawane z mocy samych przepisów. A liczba takich ograniczeń nadal systematycznie rośnie. Co gorsza, nie zawsze wprowadzane są one tylko w wyniku wyraźnych nowelizacji ustaw podatkowych, ale także przy okazji nowelizowania przepisów, które często niewiele mają wspólnego z podatkami. Zmiany przepisów podatkowych najczęściej dokonuje się ostatnio przy okazji, zmieniając ustawy z podatkami zupełnie się niekojarzące.
Niewątpliwe jedną z najdotkliwiej odczuwanych w ostatnim czasie zmian w tym obszarze było kolejne ograniczenie możliwości zaliczania do kosztów podatkowych wydatków związanych z firmowymi samochodami, w tym przede wszystkim w przypadku ich leasingu i najmu. W przypadku małych i średnich firm to jedna z ważniejszych pozycji kosztowych. Dziś w przypadku leasingu do kosztów trafia jedynie 75 proc. poniesionych na ten cel wydatków. A pierwotne plany Ministerstwa Finansów zakładały nawet, że będzie to jedynie połowa takich wydatków.
Już wcześniej ograniczono też firmom możliwość zaliczania do kosztów wydatków na usługi doradcze, wydatków reprezentacyjnych i wielu innych popularnych kosztów.
Niektóre z tych ograniczeń mają charakter sankcyjny, tak jak wchodzące w życie od nowego roku przepisy, które nie pozwolą zaliczyć do kosztów podatkowych wydatków z faktur, które nie zostaną zapłacone na rachunek kontrahenta widniejący w nowym wykazie takich rachunków prowadzonym przez Administrację Skarbową.
Niebezpieczne ulgi i zwolnienia
Na podstawę opodatkowani wpływają też ulgi i zwolnienia podatkowe. A w tym obszarze też zazwyczaj wiele się dzieje, mimo, że media nie poświęcaj im zbyt wiele zagadnień. Właściciele tych firm, które mogą się pochwalić nieco dłuższym stażem, maja doskonale w pamięci historię z ulgami inwestycyjnymi, z których można było korzystać w drugiej połowie lat 90. ubiegłego wieku. Zaraz po tym jak ulgi te przyznano, a spore grono firm z nich skorzystało, fiskus przeprowadził masową akcję ich weryfikacji, której głównym celem było podważenie prawa do ich stosowania. Cel był prosty. Zabierając ulgi, państwo zyskiwało znaczne wpływy. Nie tylko w postaci zwrotu odliczonych wcześniej kwot, ale także odsetek i kar.
To jeden z powodów, dla których obecnie małe i średnie firmy podchodzą z dużą rezerwą do ulg inwestycyjnych, takich jak np. ulga na badania i rozwój. Diabeł jak zwykle tkwi bowiem w szczegółach. Przepisy dają bowiem możliwość odliczania jedynie tzw. kosztów kwalifikowanych. A o tym, co w praktyce zostanie lub nie zostanie za takie koszty uznane, w dużo większym stopniu decyduje interpretacja urzędników skarbowych, niż to co – jak mogłoby się wydawać – wynika z przepisów.
Koszty zabierane w interpretacjach
I to kolejny kluczowy element. Fiskus dużo uwagi przywiązuje do interpretacji w obszarze ulg, zwolnień i przede wszystkim kosztów. Ma ku temu zresztą doskonałe narzędzia.
Przepisy są w tej chwili tak skonstruowane, że do kosztów podatkowych można zliczyć tylko to, co służy uzyskaniu przychodów lub co najmniej zabezpieczeniu źródła tych przychodów. To daje duże pole do interpretacyjnych harcy urzędnikom administracji skarbowej. W wielu przypadkach starają się oni wykazywać, że określone wydatki, chociaż mogą być związane z prowadzeniem biznesu, to jednak albo z uwagi na to, że mogą też mieć charakter osobisty, albo też, że nie przyczyniają się do powstania przychodu, kosztem takim nie są.
Dobrym tego przykładem od lat są wydatki na stroje służbowe. O ile zakup ubrań roboczych dal pracowników nie budzi większych zastrzeżeń po stronie fiskusa, o tyle zakup strojów np. dla obsługi sekretariatu często jest już kwestionowany. W ostatnim czasie, w wyniku interpretacji mocno ograniczono także możliwość zaliczania do kosztów podatkowych wydatków na imprezy integracyjne, uznając, że kosztem takim nie są te wydatki, które poniesiono na osoby inne niż pracownicy. Wyłączenie objęło zatem nie tylko kontrahentów podatnika, ale także osoby współpracujące (podwykonawców mających status samozatrudnionych).
Takie przykłady można mnożyć. Nie chodzi jednak o to, by stworzyć w tym miejscu pełny ich katalog (zresztą w przypadku, kiedy wydawanych jest kilka tysięcy interpretacji miesięcznie, nie byłoby to możliwe), ale o to, by zwrócić uwagę, że w dyskusji nad wysokością płaconych podatków, więcej uwagi poświęcać nie stawkom, ale właśnie elementom wpływającym na podstawę opodatkowania.
Warto także zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt – rosnącą represyjność przepisów podatkowych. Ostanie lata przyniosły znaczne zaostrzenie przepisów karnych skarbowych. Kar jest coraz więcej i są one coraz bardziej dotkliwe. Wróciły m.in. sankcje VAT, czyli konieczność dopłacania dodatkowego podatku w przypadku błędów przy rozliczaniu tego podatku.
Ostatnio taki sankcyjny podatek pojawił się np. w przypadku podatników zobligowanych od listopada 2019 roku do stosowania podzielonej płatności (oznacza wpłatę należności w podzielę na kwotę netto i kwotę podatku, które muszą trafić na dwa różne konta bankowe). Za sam brak oznaczenia związanej z taką płatnością faktury podatnik musi dopłacić 30 proc.