fbpx
Strona głównaArchiwumTurystyka ginie w czasach zarazy. Ta branża będzie się odbudowywać latami!

Turystyka ginie w czasach zarazy. Ta branża będzie się odbudowywać latami!

-

Ostatnie lata to kwitnąca w kraju turystyka. Mobilność Polaków, ich chęć spędzania wolnego czasu poza miejscem zamieszkania sprawiły, że coraz więcej polskich miast zrobiło wszystko, by przyciągnąć turystów i tym samym zapewnić sobie rozwój. Te, na ogół niewielkie miejscowości, stały się ośrodkami z wyspecjalizowaną funkcją turystyczną. Z badań wynika, że są zamożniejsze niż pozostałe, a także charakteryzują się większą aktywnością gospodarczą. Wsie także cieszyły się powodzeniem wśród osób wybierających się na urlop w kraju. Z końcem 2018 r. działalność agroturystyczną w Polsce prowadziło ponad 8 tys. gospodarstw, dysponujących ponad 90 tys. miejsc noclegowych. Rozkwitały w zasadzie wszystkie gałęzie turystyki wnosząc spory wkład w polską gospodarkę. Według ostrożnych szacunków Polskiej Organizacji Turystycznej (POT), turystyka odpowiada za około 6 proc. polskiego PKB i zapewniała miejsca pracy ponad 700 tys. osób. Jeśli jednak weźmie się pod uwagę działalność różnych podmiotów luźno powiązanych z branżą, np. działalność rozmaitych firm cateringowych, fotografów i wielu innych liczby te znacząco rosną.

Wszystko zamarło

Pandemia wywróciła tę sytuację dosłownie do góry nogami. – Wpłynęła w sposób totalny na turystykę, wstrzymując wszystko, co się dzieje w sektorze turystycznym w kraju i na świecie. Stało się to z dnia na dzień. Nikt na to nie był przygotowany. Turystyka była rozpędzona i gdy miała wejść w najlepszy sezon, stanęła. Nie może też realizować nie tylko aktualnych zleceń, ale i tych, które przygotowywano już od pół roku – mówi Łukasz Adamowicz wiceprezes Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel SOIT, współzałożyciel sztabu branży MICE TUgether, członek sztabu kryzysowego turystyki i przemysłu spotkań.

Sytuacja jest bardzo trudna. – Pierwsze działania rządu powstrzymały ogromną falę potencjalnych zwolnień oraz ewentualnych upadłości, ale powstrzymały w średnim horyzoncie, mam na myśli, 3-4 miesiące – uważa Adamowicz.

Niestety, bezrobocie w turystyce wzrosło dramatycznie. Sztab kryzysowy TUgether w kolejnym apelu wystosowanym do wicepremier Jadwigi Emilewicz i sekretarza stanu w resorcie rozwoju Andrzeja Gut-Mostowego podaje twarde dane obrazujące obecną kondycję branży. Aktualnie organizatorzy turystyki i agenci turystyczni odnotowali spadek przychodów o 95-98 proc. Na koniec marca biura podróży zwolniły nawet do 40 proc. pracowników. W przypadku hoteli i innych obiektów noclegowych „sytuacja jest bliska agonalnej, szczególnie po decyzji o zamknięciu tego typu obiektów bez informacji dot. rekompensat z tego tytułu”. Pracę straciło 30-40 proc. zatrudnionych.

Nie w lepszej sytuacji są przewoźnicy autokarowi, którzy do końca września nie mają w ogóle zleceń. W kwietniu bezrobocie dotknie prawdopodobnie aż 80 proc. pracowników tych firm. Nawet przy tak obniżonych kosztach, środków własnych wystarczy im maksymalnie na 1-2 miesiące funkcjonowania.

Firmy działające w branży MICE, organizujące eventy, konferencje, wyjazdy B2B także do końca III kwartału br. nie mają absolutnie żadnych zleceń. Ich najważniejsi klienci już informują o ich przełożeniu wszystkiego na jesień 2021 roku. Wielu pracowników musiało pogodzić się z obniżeniem o ponad połowę swojego wynagrodzenia, a i tak z pracą rozstać się może do końca kwietnia nawet do 80 proc. zatrudnionych. Jeśli chodzi o pilotów wycieczek, czy przewodników, kilkanaście tysięcy z nich pozostało dosłownie bez środków do życia. W tragicznej sytuacji są też targi. Od lutego branża straciła 100 proc przychodów. To dramat 500 firm mikro, małych, średnich oraz dużych, które ponoszą 150 mln zł strat miesięcznie. W równie dramatycznej sytuacji są hale widowiskowe, koncertowe, obiekty konferencyjne i organizatorzy koncertów, festiwali i widowisk.

Do kogo po ratunek?

Branża turystyczna jest pierwszą i prawdopodobnie będzie też jedną z największych i najdłużej chorych ofiar pandemii koronawirusa. Nie jest jednak tak, że problemu nie zauważyły władze państwa.

– Sztab w Ministerstwie Rozwoju podjął natychmiastowe ruchy. Wprowadzenie vouchera, albo odroczonego o 180 dni obowiązku zwrotu otrzymanych od klienta zaliczek, pozwoliło złapać firmom oddech i zastanowić się co dalej. Tarcza antykryzysowa, zwolnienia z ZUS-u też trochę pomogły. Ale tylko trochę. Cała branża czeka teraz na uruchomienie programu z Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR), bo to jest konkretne narzędzie płynnościowe. Najistotniejszą rzeczą w tej chwili jest zachowanie płynności, gdy przez kilka miesięcy nie będziemy mieli żadnych szans rozwoju – przyznaje Łukasz Adamowicz.

Także Łukasz Magrian, dyrektor biura Pomorskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej dostrzega starania władz. – W obecnej sytuacji, każda forma wsparcia, z której mogą skorzystać przedsiębiorcy jest niezwykle istotna, wszyscy mamy jednak świadomość, że możliwości budżetowe zarówno administracji rządowej, jak i poszczególnych samorządów, które aktywnie włączyły się w pomoc, są ograniczone i nie zaspakajają wszystkich potrzeb na tym etapie – twierdzi przedstawiciel PROT. On także uważa, że przede wszystkim wszelkie instrumenty umożliwiające utrzymanie płynności finansowej są w obecnej sytuacji niezwykle pożądane.

Takim instrumentem może być wspomniany już program PFR, przewidujący pomoc dla firm o wartości ok. 100 mld zł. Ta kwota potencjalnie trafi do około 670 tys. małych i średnich firm, które zatrudniają co najmniej jedną osobę. Mikroprzedsiębiorca może liczyć maksymalnie na 324 tys. zł, a średnio na ok. 72 – 96 tys. zł. Subwencja dla zatrudniających od 10 do 249 pracowników, których obrót nie jest wyższy niż 50 mln euro lub suma bilansowa nie przekracza 43 mln euro, wyniesie odpowiednio 4, 6 i 8 proc. wartości przychodów w 2019 r. Chodzi o kwoty do 3,5 mln zł, a średnio 1,9 mln zł. Subwencje są udzielane na 3 lata i firmy mogą liczyć na umorzenie nawet 75 proc. wartości pozyskanej pomocy od PFR.

„Niebankowalni”

Branży pomogłyby kredyty obrotowe. Jednak banki krzywo patrzą na firmy działające w turystyce. – Branża jest niebankowalna. Co prawda, zwiększono maksymalną wysokości gwarancji de minimis do 80 proc. kwoty kredytu, jednak brakujące 20 proc. jest zbyt dużym ryzykiem dla kredytodawców. Udzielenie kredytów obrotowych, i nad tym pracujemy, to kolejny krok który może pomóc branży – informuje Adamowicz.

Jest jeszcze jedna istotna sprawa, o czym wspomina niemal każdy, kto w turystyce pracuje. To uzyskanie informacji, kiedy firmy będą mogły zacząć działać, gdyż to pozwoli na planowanie jakichkolwiek ruchów, często daleko do przodu. Taka specyfika branży. Tymczasem wciąż niewiele wiadomo. – Warto zaapelować, by kolejne decyzje dotyczące uwalniania polskiej gospodarki były osadzone w konkretnych datach, jak również tworzyły logiczny plan następujących po sobie etapów. Chaos komunikacyjny i brak konkretnych wytycznych jest dużym utrudnieniem np. dla hotelarzy czy restauratorów, którzy nie wiedzą, w jakich realiach przyjdzie im świadczyć usługi na rzecz gości – uważa Łukasz Magrian.

Najmniejsi boją się pożyczek

Sytuacja gospodarstw agroturystycznych też nie jest wesoła. Pomimo tego, że niektóre przyjmują gości, na określonych zasadach.

– Jesteśmy klasyczną agroturystyką, z końmi. W tej chwili funkcjonujemy na ¼ etatu, bo możemy mieć pokoje dla osób w podróżach służbowych lub na kwarantannie. Tych na kwarantannie nie przyjmujemy, by nie narażać pozostałych mieszkańców – mówi Brygida Klingenberg-Homa prowadząca swoją działalność w Sztumskiej Wsi na Warmii. Jak przyznaje „jest to jakiś dochód”. Pozwala on jednak na pokrycie zaledwie części rachunków – tej najbardziej newralgicznej. Właścicielka gospodarstwa płaci więc za prąd, gaz, ogrzewanie. Zalega z rachunkami w pralniach, czy u dostawców żywności, czyli u tych, z którymi może się dogadać, że zapłaci później.

W tej chwili liczy na wynikającą z tarczy pomoc dla firm. Może to być nawet 5 tys. zł. – Mam nadzieję, że ta pożyczka zostanie umorzona, bo inaczej będzie to kiepska forma pomocy Nie chcę korzystać z form kredytowania, które trzeba spłacać. Nie wiadomo, kiedy sytuacja się zmieni, więc niebezpiecznie jest zaciągać jakieś długi, A boję się, że na dodatek społeczeństwo zubożeje, bo dużo ludzi nie pracuje i zaczyna oszczędzać, więc nie będą sobie wykupywać u nas wakacji czy pobytów weekendowych – martwi się Brygida Klingenberg-Homa.

Najbardziej liczy na to, że jak najszybciej rząd pozwoli przyjmować normalnych gości. – Cieszę się, że są robione kroki, żeby ulżyć turystyce. Wolałabym jednak, żeby jak najszybciej otworzyć tę strefę i pozwolić na wyjazdy, może mniejsze, może w oparciu o rygorystyczne sanitarne przepisy – dodaje. Właścicielce agroturystyki marzy się, żeby ludzie mogli przyjechać przynajmniej na weekend, zwłaszcza, że z rozmów ze znajomymi i rodzinami mieszkającymi w miastach wnika, że są chętni, bo czują się zmęczeni sytuacją i koniecznością przebywania w niedużych często mieszkaniach. Nie wyobraża sobie sytuacji, że możliwość przyjmowania gości nie zostanie odblokowana w wakacje. – Jeśli tak się nie stanie, większość z nas w ogóle przestanie funkcjonować – twierdzi właścicielka gospodarstwa agroturystycznego.

Jak najszybszego zdjęcia zakazu przyjmowania gości chciałaby też Magdalena Binder, właścicielka obiektu Ville i Apartamenty Sady w Mikołajkach. Ona także myśli o bezpieczeństwie turystów. Uważa, że rolą rządu oraz innych instytucji mogłoby być wymyślenie i rozpowszechnienie, przy pomocy specjalistów z różnych dziedzin, procedur pozwalających, by goście czuli się bezpiecznie. W tej chwili obiekty ma zamknięte, nie ma przychodów. Jak każdy, kto działa w branży turystycznej, pani Magdalena martwi się o pieniądze, bo wydatki comiesięczne – nie licząc niezbędnych napraw i remontów, uzupełniania wyposażenia, itp., to horrendalnie wysokie podatki od nieruchomości, opłaty za prąd i ogrzewanie, za media i wreszcie największy koszt działalności – utrzymanie załogi – wypłata pensji i opłata ZUS.

– Nasz ośrodek wakacyjny przewidziany jest na 86 miejsc i zatrudnia na stałe 8 osób a w sezonie 14. W tej chwili zgromadzone środki pozwolą mi na utrzymanie firmy jeszcze przez miesiąc. Nie chcę zwalniać moich ludzi, to dobra, zaangażowana załoga. Wiem, że w moim regionie bardzo dużo osób straciło pracę. Nie wiem, z czego utrzymują swoje rodziny – alarmuje właścicielka ośrodka. I dodaje, że ma tylko nadzieję, iż w połowie, a najpóźniej pod koniec maja, będzie mogła przyjąć gości, którzy jeszcze przed pandemią zarezerwowali miejsca, a także tych, „którzy będą chcieli choć na chwilę odpocząć od więzień, którymi stały się ich mieszkania, pooddychać przestrzenią i zatopić wzrok w świeżej zieleni.” O „tarczach” rządowych nawet nie chce rozmawiać.

Sektor będzie się odbudowywał latami

O poczuciu bezpieczeństwa turystów wspomina także Łukasz Magrian: – Szybko należałoby uruchomić fundusze, które pozwolą dostosować obiekty do wymagań sanitarnych. Inwestycje w drobną infrastrukturę, czy nowe rozwiązania technologiczne wydają się być kluczowe, aby odbudować zaufanie gości do bezpiecznych podróży. Warto również wspierać innowacyjne pomysły w zakresie realizacji usług turystycznych – uważa.

I tak podsumowuje sytuację: – Państwo, wdrażając kolejne projekty, musi pamiętać, że sektor turystyczny będzie odbudowywał swoją pozycję przez kilka najbliższych lat, dlatego mechanizmy, jakie są uruchamiane, powinny również brać pod uwagę kilkuletnią perspektywę wychodzenia z tego kryzysu.

Kategorie

Najnowsze

Najczęściej czytane

Zobacz również