Problem bierze się stąd, że dziś w przypadku podatków dochodowych obowiązuje zasada, że za przychody podatkowe uważa się każdą należność (z wyjątkiem przychodów wyraźnie zwolnionych z opodatkowania w przepisach), która stała się należna, nawet jeśli nie została otrzymana. Aby powstał przychód, od którego trzeba zapłacić podatek, nie trzeba otrzymać zapłaty. Wystarczy, że upłynął termin płatności należności. Z tym momentem staje się ona bowiem przychodem należnym, w rozumieniu przepisów podatkowych. I nawet gdyby nie została otrzymana (zapłacona) przed kolejnym rozliczeniem podatkowym, trzeba od niej zapłacić podatek dochodowy.
Równocześnie w przypadku kosztów podatkowych obowiązuje dokładnie odwrotna zasada. Wydatki zaliczane do kosztów podatkowych można uwzględnić w rozliczeniu podatkowym dopiero, gdy koszty te zostaną faktycznie poniesione. Nie można zatem w kosztach uwzględnić faktury, która dokumentuje koszt, ale nie została jeszcze zapłacona.
Zapłaty nie ma, podatek jest
Oba rozwiązania są bardzo korzystne dla budżetu. Przepis o tym, że należności stają się przychodem nie w momencie zapłaty, ale w momencie, gdy stają się należne, sprawia, że przedsiębiorcy w praktyce kredytują budżet państwa. Dlaczego?
Zobaczmy, jak przepis o dacie powstania przychodu działa w praktyce. Wyobraźmy sobie, że faktura zostanie wystawiona 1 dnia miesiąc na kwotę netto (bez VAT) 20 tys. zł z terminem płatności 14 dni (po 14 dniach przychód staje się należny, a zatem zaliczany jest do przychodów miesiąca, w którym wystawiono fakturę). W takim przypadku podatnik opodatkowany stawką liniową 19 proc. musi od tej faktury odprowadzić 3800 zł podatku. Musi to zrobić do 20. dnia następnego miesiąca, po tym w którym wystawił fakturę. Od momentu wystawienia faktury ma zatem 50 dni, aby wymusić jej zapłatę na kontrahencie. Jeśli mu się to nie uda, podatek musi i tak zapłacić mimo braku zapłaty ze strony kontrahenta. Pieniądze na podatek musi zatem wyłożyć z tego, co zarobił i zaoszczędził wcześniej.
W takim przypadku to i tak komfortowa sytuacja, bo od wystawienia faktury do zapłaty podatku mija 50 dni. W praktyce rzadko tak bywa, a większość małych i średnich firm, szczególnie usługowych, swoje faktury wystawia na koniec miesiąca. Wówczas czas między wystawieniem faktury, a terminem zapłaty podatku skraca się do raptem 20 dni. I być może nie byłoby to wielkim kłopotem, gdyby wszyscy regulowali należności w terminie. Tyle że w praktyce wcale tak nie jest. Cała gospodarka, i to nie tylko polska, zmaga się z tzw. zatorami płatniczymi. To zjawisko polegające na przeciąganiu zapłaty za dostarczone towary i wykonane usługi tak długo, jak tylko się da.
Z danych szacunkowych wynika, że w Polsce od 80 do 90 proc. firm otrzymuje zapłatę po terminie. Z tego blisko 40 proc. takich opóźnionych faktur jest płacona po więcej niż 60 dniach, a blisko 10 proc. faktur jest przeterminowanych dłużej niż rok. Co dziesiątej przeterminowanej zapłaty nie udaje się odzyskać w ogóle. Pokazuje to skalę problemu. Co więcej, aż 90 proc. małych i średnich firm boi się reagować na opóźnienia w płatnościach z obawy przed utratą kolejnych zamówień i zleceń.
W tej sytuacji kluczowego przede wszystkim z punktu widzenia sektora MŚP znaczenia nabiera fakt, że mimo braku zapłaty ze strony kontrahentów, podatek dochodowy trzeba i tak zapłacić. To prosta droga do utraty płynności finansowej i bankructwa. Nie ma też żadnego logicznego powodu, aby przedsiębiorcy musieli w ten sposób kredytować budżet państwa.
Ta ulga nie rozwiąże problemu
To głównie ten element wpływa na to, że przedsiębiorcy postulują, aby w podatku dochodowym zaczęła obowiązywać metoda kasowa rozliczania przychodów. Jeśli nie dla wszystkich podatników, to przynajmniej dla mniejszych firm, np. takich, dla których roczne przychody nie przekraczają 2 mln euro. Ministerstwo Finansów, niezależnie jednak od tego, kto akurat stoi na jego czele, od lat rozwiązaniu temu się sprzeciwia, twierdząc, że chociaż podziela pogląd, iż zatory płatnicze są zjawiskiem niekorzystnym i wpływają negatywnie na stabilność finansową przedsiębiorstw, to rozwiązanie tego problemu nie jest materią przepisów podatkowych.
Ustawa przeciwdziałająca zatorom płatniczym rzeczywiście została przygotowana przez inny resort – Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Kluczowe jest w niej skrócenie do maksymalnie 30 dni od dnia doręczenia faktury – terminów zapłaty w transakcjach handlowych, w których dłużnikiem jest podmiot publiczny (z wyłączeniem podmiotów leczniczych) oraz do maksymalnie 60 dni – terminu zapłaty w transakcjach, w których wierzycielem jest mikro-, małe lub średnie przedsiębiorstwo, a dłużnikiem – duża firma (tzw. transakcja asymetryczna). W przypadku braku zapłaty w tym terminie nierzetelnym kontrahentom grożą wysokie kary. Nie rozwiązuje to jednak podstawowego problemu podatników, którzy zapłaty w terminie nie otrzymali, czyli braku środków na zapłatę należności podatkowych od niezapłaconych faktur.
Co prawda, w ramach wspomnianej ustawy o przeciwdziałaniu zatorom płatniczym wprowadzono w przepisach podatkowych (zarówno w PIT, jak i CIT) ulgę na złe długi, na wzór rozwiązania funkcjonującego w przepisach o VAT, jednak i to nie rozwiązuje podstawowego problemu małych i średnich firm z niezapłaconymi fakturami.
Czas na metodę kasową
Ulga polega bowiem na tym, że wierzyciel, który nie otrzyma zapłaty w ciągu 90 dni od upływu terminu określonego w umowie lub na fakturze, będzie mógł pomniejszyć podstawę opodatkowania o kwotę wierzytelności (jednocześnie dłużnik będzie miał obowiązek podniesienia podstawy opodatkowania o kwotę, której nie zapłacił). Zanim jednak podatnik będzie mógł to zrobić, muszą upłynąć trzy miesiące. Wcześniej, mimo że należność zapłacona nie została, i tak musi od niej odprowadzić podatek dochodowy. Żadne zatem z rozwiązań wprowadzonych wspomnianymi przepisami nie rozwiązuje w praktyce problemu, jakie w zakresie utrzymania płynności finansowej stwarza dla mniejszych przedsiębiorców stosowanie metody memoriałowej rozliczania przychodów, czyli zasady zaliczania do podstawy opodatkowania przychodów, które faktycznie nie wpłynęły jeszcze na konto podatnika.
Problem ten mogłoby rozwiązać wyłącznie wprowadzenie kasowej metody rozliczania przychodów, dla firm których roczne przychody nie przekraczają poziomu przyjętego dla sektora MŚP. I nad takim rozwiązaniem należy dziś nie tylko dyskutować, ale przekonywać do niego jak najliczniejsze grono parlamentarzystów.