Czy tajemnicza AGROunia, ściągająca coraz więcej ludzi do swojej inicjatywy, to nowa, rolnicza Samoobrona? Czy może nowa inicjatywa z dramatycznym przebiegiem, mająca przypomnieć nam o polskim rolnictwie i promować to, co „polskie”? Inicjatywa, która rozgorzeje płomieniem i zgaśnie tak szybko, jak zapłonęła?
Trudno powiedzieć. Ważne, że ktoś zwraca uwagę konsumentów, mobilizując ich także w mediach społecznościowych, na problem polskich produktów żywnościowych. Wysokich cen, dyktowanych we dużym stopniu przez marżę pośredników oraz supermarketów. Ale także na problem zdrowego jedzenia.
Pietruszka z Iranu
Cebula z Egiptu, ziemniaki z Niemiec, pietruszka z Iranu, marchewka z Holandii. Zdaniem rolników i części konsumentów, to tylko niektóre warzywa, które ostatnio udawały polskie. Supermarkety z premedytacją wystawiają zagraniczne produkty i podpisują je jako krajowe. To zwykłe oszustwo – twierdzą rolnicy. Przekonują, że sami produkują żywność najwyższej jakości, a ta niejednokrotnie się marnuje lub jest odkupowana przez supermarkety po zaniżonych cenach.
„Polska wydaje miliony złotych na promocje polskich produktów. Nie korzystają jednak na tym polscy klienci”. AGROunia twierdzi, że od miesięcy nagłaśnia przypadki oszustw, kiedy to zagraniczne ziemniaki, czy cebula podpisywane są w sklepach jako polskie. Rolnicy powołują się na słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który miał zachęcać Polaków na Twitterze, by wybierali produkty z kodem kreskowym rozpoczynającym się na 590, bo kupowanie polskich produktów to najprostszy sposób na wsparcie polskiej gospodarki
Wielu chce „polskie”
Wielu Polaków twierdzi, że najważniejszy przy wyborze produktu jest kraj pochodzenia. Prawie 80 procent pytanych przez ośrodki badawcze deklaruje, że zwraca uwagę na kraj pochodzenia produktu i mając wybór, decyduje się na produkt polski. Czy rzeczywiście Polacy często wolą wybrać droższy, ale polski produkt, by wspierać rodzimą gospodarkę? Czy zawsze jest to produkt zdrowy, tylko dlatego, że jest polski? Kwestia na osobną dyskusję.
Przed Urzędem Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) w Warszawie zbiera się tłum kilkudziesięciu rolników z transparentami: „Razem obronimy polską żywność przed oszustwami marketów”, „Zbędny import warzyw zanieczyszcza środowisko”, „Urzędnicy pod butem korporacji” i „Fałszywe znakowanie to przestępstwo”. Tak było kilka dni temu. Dziś rolnicy z AGROuni cieszą się z wyników najnowszej kontroli UOKiK, która miała przyznać im rację. Przygotowali też pozew przeciwko sieci sklepów Biedronka.
Konsument ma prawo wiedzieć
W 2019 r. Inspekcja Handlowa przeprowadziła ponad 800 kontroli jakości i oznakowania warzyw (w tym ziemniaków) i owoców. To ok. 10 proc. wszystkich kontroli w obszarze żywności. Kontrole zrobiono w sklepach w całej Polsce, także w największych sieciach takich, jak Biedronka, Auchan, Carrefour, Lidl, Kaufland. Sprawdzono 5,5 tys. partii owoców i warzyw, kwestionując prawie 1/4 z nich. Nieprawidłowości najczęściej dotyczyły braku informacji lub błędnych danych o kraju pochodzenia. Na sklepy nałożono 260 kar na łączną sumę 200 tys. złotych. Średnio jest to 770 złotych na sklep. A więc kwota raczej symboliczna.
– Konsument musi dysponować rzetelną informacją skąd pochodzą ziemniaki, pomidory, ogórki czy jabłka. Często na tej podstawie konsument w ogóle decyduje o tym czy dokona zakupu. Niedopuszczalne jest, aby sklepy wprowadzały konsumentów w błąd co do kraju pochodzenia produktów – skomentował wyniki kontroli Tomasz Chróstny, prezes UOKiK.
UOKiK informuje, że Inspekcja Handlowa świeże warzywa i owoce kontroluje tylko w sklepach. Wcześniej, podczas importu czy w zakładach pakujących, hurtowniach, magazynach, na giełdach towarowych ich jakość powinna weryfikować Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, która od lipca 2020 r. przejmie kompleksowy nadzór nad żywnością.
Sam protest nie wystarczy
Prezydent podpisał właśnie nowelizację ustawy o jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych. Zadania wykonywane dotychczas przez Inspekcję Handlową przejmie właśnie Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Ma nadzorować nie tylko jakość produktów w obrocie detalicznym, ale także żywność w restauracjach i działalność cateringową.
Administracyjna pomoc rządu może okazać się niewystarczająca. Jeśli rolnicy ograniczą się tylko do protestu i sami nie stworzą rynkowych mechanizmów wywierania presji na sieci supermarketów i hipermarketów, niewiele się zmieni. Powinni stworzyć w internecie np. własny rolniczy webshop lub nawet kilka webshopów. Tam, gdzie to jest możliwe, otwierać także sklepy fizyczne, w formie spółdzielni lub kooperacji. Ludzie chętnie kupią polskie produkty. O ile oczywiście nie będzie drożej niż w hipermarkecie oraz z wygodną dostawą do domu.