Efektem tego szaleństwa są kolejne plany ograniczania emisji gazów cieplarnianych. To zaś oznacza kolosalne koszty dla takich krajów jak Polska, nie mówiąc o nieoptymalnym wykorzystaniu naszego potencjału geologicznego. Tzw. „zielony ład” zaproponowany przez nową szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen może nas doprowadzić do ruiny. Przez wszystkie przypadki odmienia się w nim termin neutralności klimatycznej, oraz szkicowane są coraz ambitniejsze plany dojścia do tego podobno jakże szczytnego celu. Chodzi o to aby emisja CO2 netto w Unii wychodziła na zero. Co ciekawe nikt poza UE nie zamierza naśladować tego postępowania, zatem w skali globalnej, a tak trzeba a to patrzeć, efekt będzie praktycznie żaden. Nie licząc oczywiście ogromnych kosztów, do których pokrycia nikt się nie spieszy. Dla Polski to kwoty idące w setki miliardów euro, skąd wziąć te pieniądze? Tego zatroskani o klimat eurokraci nie wiedzą.
Warto jeszcze raz przypomnieć, że klimatyzm to szkodliwa ideologia, zgodnie z którą ludzie powodują zmiany klimatyczne. Natrętnie promowani są ci naukowcy, którzy wpisują się w tę narrację. Sypią się zatem granty i hojne dotacje na promocję tę wątpliwej tezy. Tymczasem o konsensusie wśród naukowców dotyczącego antropogenicznego źródła wahań temperatury na ziemi absolutnie nie ma mowy. Ostatnio 500 badaczy wysłało list do sekretarza generalnego INZ Antonio Guterresa i sekretarza wykonawczego Konwencji Narodów Zjednoczonych ds. zmian klimatycznych Patrici Espinosa Cantellenolist mówiący o tym, że kryzys klimatyczny nie istnieje.
Finałem klimatycznego szaleństwa są pojawiające się głosy mówiące o tym, ze skoro ludzie niszczą klimat to należy zmniejszyć ich liczbę, co ma pomóc tak umęczonej przez ludzkość planecie (sic!). Nie dajmy się zatem zwariować. Warto dbać o środowisko ale nie w ramach obłąkanej ideologii, której celem jest depopulacja planety.