Dlatego tym bardziej bulwersuje mnie wykorzystywanie tych dramatów do politycznej hucpy, której przejawem jest tzw. protest przedsiębiorców organizowany przez jednego z kandydatów na prezydenta. Zgody na jego przeprowadzenie nie wydał warszawski ratusz, a tę decyzję podtrzymał sąd! Mówiąc zupełnie jasno, był on nielegalny.
I chyba właśnie o to chodziło, żeby zrobić coś, co będzie musiało wywołać reakcję policji. Następnie jej interwencja została przedstawiona jako przejaw opresji czy brutalności. Wsparcia tym awanturom zdają się udzielać antyrządowe media. Te same, które dotychczas promowały hasło „zostań w domu”! Teraz jednak prawda etapu jest już zupełnie inna. Idą wybory, więc chodzi o rozbujanie nastrojów, wywołanie uczucia sprzeciwu wobec rzekomo opresyjnej władzy. Innymi słowy, bez względu na przepisy ów protest powinien móc się odbyć bez przeszkód. Zapewne gdyby po paru tygodniach okazało się, że część jego uczestników zapadła na covid–19, pojawiłyby się pytania o bierność policji, która dopuszcza do takich wydarzeń. Kiedy zaś ta próbuje go uniemożliwić, posądzana jest, no właśnie, w sumie nie wiadomo o co. Poczuciu „czegoś strasznego” sprzyjają mieszający się z tłumem politycy opozycji, rzekomo atakowani przez funkcjonariuszy. Co tam robili, jaki cel im przyświecał? Konia z rzędem temu, kto udzieli sensownej odpowiedzi.
Warto także zadać pytanie, ilu z protestujących uczestniczyło w konsultacjach przygotowywanych przez rząd tarcz? Czy zgłaszali swoje uwagi poprzez organizacje zrzeszające przedsiębiorców, czy brali udział w spotkaniach konsultacjach, np. przy radzie zorganizowanej przy Biuro Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców?
Nie ma władzy idealnej ani rozwiązań idealnych, które odpowiadałyby wszystkim, to truizm. Stąd liczne fora, na których przedsiębiorcy spotykają się z rządem i komunikują mu swoje uwagi. I wiele z tych uwag jest branych pod uwagę. Na tym polega dialog. To, z czym mieliśmy do czynienia przy okazji tzw. protestu przedsiębiorców, jest jego zaprzeczeniem.