W jaki sposób? Dzięki „efektowi brukselskiemu”, mimowolnemu outsourcingowi przepisów w związku z globalizacją mechanizmów rynkowych. To określenie zostało wymyślone przez samą Bradford w artykule w 2012 r. Autorka podkreśla, że UE ostatecznie wpływa na życie Brazylijczyka, Koreańczyka, Rwandyjczyka bardziej niż USA czy Chiny.
Proces jest prosty: międzynarodowe firmy przestrzegają surowych przepisów UE, aby uzyskać dostęp do jednolitego rynku europejskiego. Aby uniknąć niepotrzebnych kosztów i czerpać korzyści ze wspólnych rynków, narzucają te zasady swoim spółkom zależnym na całym świecie, czyniąc z UE „hegemoniczną władzę regulacyjną”, słowami Bradford. „Efekt brukselski” ma oczywiście wiele ograniczeń. Nie wpływa jednakowo na wszystkie firmy, a w niektórych sektorach, takich jak na przykład sektor finansowy, jego działanie jest ograniczone. Ale w sektorze spożywczym, technologicznym lub lotniczym, jego następstwa są bardziej zauważalne. „Wiele osób nie wie, ale Unia Europejska ma ogromny wpływ na codzienne życie wielu obywateli na całym świecie” – powiedziała Bradford w wywiadzie.
Czy miałaś dość narracji o słabości Unii Europejskiej? Czy dlatego napisałaś książkę?
Chciałam przeciwdziałać narracji o słabości Unii Europejskiej. Nie będę zaprzeczać, że UE stoi przed ogromnymi wyzwaniami, na które „efekt brukselski” nie odpowiada, ale czułam potrzebę poprawienia i uzupełnienia tej dyskusji na temat roli UE w świecie. Zwykle skupiamy się na sile wojskowej, sankcjach ekonomicznych … Ale siła UE jest dyskretniejsza. Ponadto chciałam napisać tę książkę, aby poprawić nastroje Europejczyków, ponieważ uważam, że wielu nie docenia roli UE.
Mówienie o rozporządzeniach i dyrektywach jest nudniejsze niż konflikty między supermocarstwami. Czy uważasz, że właśnie dlatego UE jest niedoceniana?
Dokładnie tak. Ale także dlatego, że tradycyjna władza jest bardzo droga. Wojsko jest najlepszym przykładem. Niewielu Amerykanów wciąż uważa, że wysyłanie żołnierzy do Afganistanu lub Iraku było tanie. „Efekt brukselski” nie jest drogi, ponieważ jest bezpośrednio stosowany na jednolitym rynku europejskim, a jednocześnie wpływa na duże międzynarodowe firmy, zmieniając ich ramy prawne.
W życiu codziennym obywateli spoza UE? Czy możesz podać przykład?
Istnieje wiele branż dotkniętych „efektem brukselskim”. To nie tylko gospodarka cyfrowa, ale także ochrona środowiska, bezpieczeństwo żywności i ochrona konsumentów. Moi studenci z Ameryki Łacińskiej, Afryki lub Azji badali wpływ tego efektu na swoje kraje i znaleźli niezliczone przykłady. Nawet najsilniejsze amerykańskie firmy ulegają „efektowi brukselskiemu”. Europa nie ma ani jednej wyszukiwarki porównywalnej z Google ani sieci społecznościowej takiej jak Facebook. A jednak UE jest głównym organem regulacyjnym w tym sektorze na całym świecie. Jest w stanie ustanowić standard prywatności w globalnym postępowaniu tych firm. A nie Waszyngton!
W książce zwracasz uwagę, że część tego „efektu brukselskiego” początkowo nie powstała celowo. Czy to UE nieumyślnie ukształtowała część konsumpcji i produkcji?
Nastąpiła zmiana. Obecnie UE jest bardziej świadoma swojej zdolności do kształtowania światowych standardów. UE zdała sobie sprawę z efektów zewnętrznych. Ale początków „efektu brukselskiego” nie można postrzegać jako próby zdominowania świata, ponieważ jest to efekt uboczny bardzo dużego jednolitego rynku dla przedsiębiorstw. Oczywiście UE w coraz większym stopniu zdaje sobie sprawę, że inne mocarstwa są w kryzysie, a „efekt brukselski” jest pierwszym sposobem wywierania wpływu na rynki międzynarodowe. Dlatego ma coraz bardziej strategiczny charakter. Nie uważam też, że UE czerpie korzyści z upolitycznienia „efektu brukselskiego”. W wielu przypadkach odniosła sukces ze względu na swój technokratyczny charakter.
Co masz na myśli?
„Efekt brukselski” nie wywołuje protestów, ponieważ nikt nie postrzegał go jako próby manipulowania światem na obraz i podobieństwo UE. „Efekt brukselski” pojawiał się stopniowo: firma po firmie, branża po branży, sektor po sektorze. Firmy przekształcają się zgodnie z europejskim prawem, aby uczestniczyć w jednolitym rynku. Różni się od sytuacji, gdy UE próbuje wprowadzać swoje normy w drodze umów handlowych i wtedy pojawia się bardzo silna krytyka wskazująca na „imperializm regulacyjny”. Prawdziwy charakter utrzymania „efektu brukselskiego” jako biurokratycznego i technokratycznego przyniósł korzyści UE.
Wygląda na to, że kruszysz kopie, żeby Bruksela i Komisja Europejska pozostały nudne i mało upolitycznione. Czy myślisz, że to jest pozytywne?
W wielu przypadkach tak. Podam wam przykład z czasu pandemii, mimo że napisałam tę książkę przed pandemią. Czy COVID zaszkodzi „efektowi brukselskiemu”? Nie sądzę. Jego biurokratyczny charakter izoluje go od trzęsień ziemi o charakterze gospodarczym i politycznym. Jeśli pomyślisz o minionych kryzysach, które stanowiły ogromne wyzwanie dla UE, to żaden nie zakłócił unijnego procesu regulacyjnego. Na przykład RODO pojawiło się podczas kryzysu imigracyjnego i głosowania w sprawie Brexitu. Czemu? Ponieważ biurokraci Komisji mieli do stworzenia określoną domenę regulacyjną. Idą do biura i pracują nad rozporządzeniem, o które muszą się martwić.
Ale czy nie sądzisz, że UE miała problem z komunikacją w tym zakresie? Nie jestem do końca pewien czy przeciętny obywatel Sewilli, Florencji lub Bordeaux zdaje sobie sprawę z zalet „efektu brukselskiego”.
Jeśli wystąpił problem z komunikacją, można to wyjaśnić brakiem odwagi rządów krajowych, które nie były w stanie przyznać Brukseli zasług. Kiedy dzieje się coś dobrego, Helsinki, Madryt, Berlin lub Paryż ogłaszają sukces, choć powinny wskazywać na Brukselę i instytucje europejskie. Jednak, gdy dzieje się coś złego, bardzo szybko obwinia się Brukselę, nawet jeśli winne są narodowe dysfunkcje. Nastąpiła awaria komunikacji, ponieważ Bruksela była kozłem ofiarnym dla stolic europejskich. Nie istniała intelektualna integralność, aby uczciwie wyjaśnić korzyści UE: środowisko jest bezpieczniejsze, produkty, które spożywamy są zdrowsze, płacimy znacznie mniej za loty wewnętrzne itp. To wszystko dzięki „efektowi brukselskiemu”. Ale politycy krajowi nie będą tracić czasu na mówienie swoim obywatelom o zaletach Unii.
Wielka Brytania jest dobrym przykładem do wyjaśnienia „efektu brukselskiego”. Jak piszesz w książce, ponieważ Londyn wybrał bycie „rule-taker’em” (przyjmują decyzje) zamiast „rule-maker’em” (podejmują decyzje).
Nazywam to fałszywym założeniem Brexitu. Oszustwo suwerenności regulacyjnej nie jest zgodne z logiką funkcjonowania rynków międzynarodowych w XXI wieku. UE jest głównym odbiorcą eksportu Wielkiej Brytanii (prawie 50%). Dotyczy to firm z branży lotniczej, motoryzacyjnej, chemicznej, farmaceutycznej, usług finansowych, etc. Nawet jeśli Wielka Brytania opuści UE, firmy te będą kontynuować handel z UE. Nie mają wyboru. Chociaż rząd brytyjski przyzna im bardziej swobodne zasady (dotyczące konkurencji, ochrony środowiska itp.), firmy i tak będą przestrzegać zasad UE.
Dlaczego?
Wyobraź sobie, że jesteś brytyjską firmą samochodową i masz wybór: możesz przestrzegać brytyjskich lub europejskich standardów, które są surowsze, a w niektórych przypadkach droższe. Ale rynek europejski jest sześć razy większy niż rynek brytyjski. Z handlowego punktu widzenia ignorowanie przepisów europejskich jest niewykonalne, dlatego nadal postępujesz tak samo. A pytanie, które wynika z „efektu brukselskiego”, brzmi: co się stanie, jeśli utworzę drugą linię produkcyjną do produkcji tego samego produktu, ale z innymi zasadami i przepisami? Nie rób tego. To nie jest alternatywa. Korzyści skali prowadzą do jednolitości.
Odrzucasz pomysł, że można wybrać partnera biznesowego na całym świecie. Geografia jest istotnym czynnikiem.
W ostatnich latach zaobserwowaliśmy, że globalizacja ma swoje granice. Bardzo trudno jest zastąpić unijne możliwości handlowe, aby handlować więcej z resztą świata. Odległość i geografia mają znaczenie! Handlujemy więcej z pobliskimi rynkami. Dzisiejsze łańcuchy wartości to potwierdzają. Dla Londynu bardzo trudno jest wymyślić globalną Wielką Brytanię. A pandemia pokazała, że Paryż lub Berlin mają większy apetyt na zaostrzenie przepisów dotyczących konkurencji.
Na początku XX wieku niektórzy krytycy mówili, że globalizacja spowoduje przeniesienie biznesów do krajów o słabszych regulacjach. To równanie w dół („race to the bottom”). W swojej książce udowadniasz, że było wręcz przeciwnie, wyścig na szczyt (“race to the top”), ale w niektórych sektorach, takich jak sektor finansowy, tak się nie stało. Dlaczego „efekt brukselski” działa w niektórych sektorach, a nie w innych?
Nie można zaprzeczyć, że istnieją przykłady, zwłaszcza gdy mówimy o kapitale, o wiele bardziej mobilnym, gdzie szuka się znacznie mniej uregulowanych środowisk, takich jak raje podatkowe. Ale „efekt brukselski” jest odwrotny. Logika „równania w dół” nie ma zastosowania w wielu branżach. Tak długo, jak istnieje tak duży rynek, tak regulowany, z PKB na mieszkańca tak wysokim jak PKB Unii Europejskiej i bez substytutu, „efekt brukselski” będzie dominował. Chiny mają znacznie większy rynek, ale ich PKB na mieszkańca jest znacznie mniejsze. Stany Zjednoczone mają wyższe PKB na mieszkańca, ale ich populacja jest mniejsza. Apetyt regulacyjny będzie nadal kierowany przez UE. Globalne firmy mogą nie lubić przepisów, ale będą musiały je stosować. Są dla nich potrzebą biznesową, Nie mają wyboru już od dłuższego czasu.
Wygląda na to, że UE, pomimo tak dużej krytyki, zrobiła coś dobrego.
W tym sensie UE znajduje się po prawej stronie historii. Widzimy rosnącą presję na wielu rynkach, w tym w Stanach Zjednoczonych, na coraz bardziej skoncentrowany na konsumentach i przyjazny dla środowiska rynek. W tym względzie wszyscy patrzą na UE. Kto teraz pamięta techno-libertarianizm Stanów Zjednoczonych? W wielu przypadkach UE wygrywa walkę o wartości. Udało jej się zmienić nie tylko praktyki wielu firm na całym świecie, ale także rządy innych kontynentów, które skopiowały europejskie przepisy.
W książce podkreślasz, że „efekt brukselski” ma konsekwencje na całym świecie. Jednak Chiny są bardzo dużym wyjątkiem. Jest to rynek 1,3 miliarda ludzi, którzy pod wieloma względami przestrzegają własnych przepisów. Czy w przyszłości, jeśli dochód obywateli na mieszkańca zbliży się do poziomu europejskiego, „efekt brukselski” może stać się „efektem pekińskim”? Jesteś dość sceptyczna w tym temacie?
Jestem pewna, że w najbliższej przyszłości nie będzie „efektu pekińskiego”. Nie neguję znaczenia chińskiego rynku ani boomu w jego gospodarce, ale siła regulacyjna UE przetrwa spadek gospodarczy mierzony wyłącznie PKB. PKB nie jest dobrym wskaźnikiem do przewidywania krajów, skłonnych do wprowadzania regulacji. Ważną rzeczą jest PKB na mieszkańca, a chińscy konsumenci nie są skłonni do żądania wprowadzenia przepisów tak drogich, jakich obywatele europejscy wymagają od swoich rządów. W miarę zbliżania się chińskiego PKB na mieszkańca do europejskiego, chiński wzrost spowolni tak bardzo, że chiński rząd będzie bardzo ostrożny w nakładaniu regulacji, które mogą wpłynąć na gospodarkę tego kraju. Ponadto pod niektórymi względami, na przykład w prawie konkurencji, Chiny budują zdolności regulacyjne, kopiując UE. Jeśli „efekt pekiński” kiedykolwiek się pojawi, będzie tylko wzmocnieniem „efektu brukselskiego”.
Który z wszystkich badanych przez Ciebie przypadków robi największe wrażenie?
Najbardziej zaskakuje mnie bogactwo, różnorodność i niejednorodność przykładów „efektu brukselskiego”. To nie tylko kilka firm, ale także same kraje. Założenie, że kameruński rolnik i amerykański inżynier z Doliny Krzemowej są uwarunkowani przez ten sam organizm oddalony o tysiące mil, wydawał mi się fascynujący. Ujednolica tę samą teorię o bardzo zróżnicowanej gospodarce światowej. Być może dodałabym, że UE, choć nie jest liderem w świecie technologii, jest w stanie regulować duże firmy. Albo że dzięki „efektowi brukselskiemu” może powstrzymać hegemonię dużych krajów, takich jak Stany Zjednoczone.
Źródło: Carlos Barragan/El Confidencial