Nikt tego nie wie, ale „oni” już wiedzą. Jesienią tego roku możemy się spodziewać czwartej fali koronawirusa. Do pobierania eksperymentalnych preparatów na najmodniejszego, ale o niskiej śmiertelności wirusa, zachęca się już ludzi loterią. Mało tego! Rząd zaangażował do akwizycji szczepiennej nie tylko wybrane media i ludzi jakoś związanych z mediami i public relations. Aktywizuje też koła gospodyń wiejskich i Ochotniczą Straż Pożarną. Wie bowiem, że najwięcej ludzi nie chce się szczepić w małych ośrodkach miejskich i wiejskich. Brakuje tylko skaptowania strażników miejskich i leśnych oraz sołtysów! Ci jednak za darmo tego robić to raczej nie będą.
Równolegle wykorzystuje się wszelkie dostępne „autorytety” naukowe do naciskania na szczepienia. Szczepić się trzeba. I to jak najszybciej i jak najwięcej – nawet ozdrowieńców, młodzież i coraz młodsze dzieci. Tylko patrzeć, jak przyjdzie przekaz, że także zwierzęta domowe. Bo dlaczego nie?
Transfer 500+CoV wprost do Big Pharma?
Podobno w kręgach rządowych nie był omawiany pomysł wypłacania 500 zł za zaszczepienie się na COVID-19. Podobno. Nie przeszkadza to rzecznikowi rządu już otwarcie mówić o kolejnych, już płatnych, iniekcjach przeciwko koronawirusowi. Na którą mutację, czy też wariant? Jak można przypuszczać kolejne zastrzyki będą na wszelkie warianty wirusa (począwszy od tzw. Delty, dawniej wariantu indyjskiego) oznaczone wszystkimi greckimi literami alfabetu i nie tylko. Od kiedy miałyby być dostępne te preparaty? Zdaniem rzecznika od „późnej jesieni”. Rzecznik ów oficjalnie przyznał w jednym z wywiadów, że będzie to kosztować „kilkaset złotych”. Może pięćset właśnie?
Tak, tak – preparat nie będzie już „za darmo”. Czyli, de facto, z naszych podatków i składek zdrowotnych. Wyszczepiający się zapłaci za niego kolejny raz. Tym razem już bezpośrednio z własnej kieszeni.
Bo czemu ma nie płacić? Wszak w Polsce – kierując się słowami młodego wiceministra finansów – mamy niemal samą klasę średnią. Stać więc na to Polaków. Niech płacą!
Dosłownie dzień wcześniej inny, ale z tego samego grona urzędnik – rzecznik resortu zdrowia, odniósł się do kwestii tak zwanej trzeciej dawki szczepionki. Przekonywał, że „na tę chwilę” nie ma planów wprowadzenia w życie takiego rozwiązania. Że rząd czeka tu na wyniki stosownych badań. No to jak będzie? Bo dywagacje jednego urzędnika wykluczają kocopoły drugiego. Jak będzie, można się już domyśleć…
Lockdowny regionalizowane
Najpóźniej jesienią mogą i zapewne zostaną wprowadzone ponowne obostrzenia. Rzecznik rządu Piotr Müller wcale nie jest przy tym pewien, czy we wrześniu dzieci wrócą w pełni do szkół. – Rozważana jest kwestia, zależnie od tego, jak będzie wyglądała sytuacja epidemiczna, czy to od razu będzie w pełnej formule, czy być może hybrydowej – przekazuje propagandysta.
Epidemiologiczni mędrcy i politycy prześcigają się już w pomysłach na nowe lockdowny. Andrzej Gut-Mostowy, wiceminister rozwoju, pracy i technologii, jest niezadowolony z faktu, że coraz mniej Polaków chce się wyszczepiać: „Jest to niekorzystne zjawisko, apelowaliśmy o to, aby jak najwięcej osób zaszczepiło się, zwłaszcza w kontekście spodziewanej jesiennej czwartej fali”. Minister twierdzi, że lockdowny, które mogą nastąpić jesienią, będą regionalizowane. Co to w praktyce będzie oznaczać, dopiero się dowiemy. Gdy już nastąpi.
Były dobre, więc trzeba je robić
Profesor Miłosz Parczewski, doradca premiera, proponuje taką logikę: poprzednie lockdowny były skuteczne, dlatego też należy spodziewać się kolejnych. – Mamy coraz więcej danych, jakiego rodzaju lockdowny dobrze działają – rozpisuje się z satysfakcją w mediach. Także według tegoż pana profesora kolejne obostrzenia będą wprowadzane regionalnie. Dowiadujemy się od niego tylko, że „na mniejszą skalę niż wcześniej”.
Medyk ten już to wie i ostrzega: kolejnej fali koronawirusa powinniśmy się spodziewać już… w połowie sierpnia. Doradca premiera oczywiście uważa, że to od społeczeństwa zależy, czy uda się zatrzymać kolejne uderzenie pandemii. Coś mówi też o wprowadzeniu „pewnych zasad bezpieczeństwa”, związanych ze stopniem zaszczepienia.
W podobnych tonach wyraził się właśnie Główny Inspektor Sanitarny. Powiada on, że „nie wyklucza się w naszym kraju wprowadzenia pewnych zasad bezpieczeństwa, związanych ze stopniem zaszczepienia społeczeństwa”.
Im mniej odnotowanych infekcji i zgonów, tym intensywniej się mamy szczepić. Toż to dopiero jest logika, godna lepszej sprawy!
Izolacja dla niezaszczepionych?
Inna jeszcze rozważana przez rządzących inicjatywa, to lockdown tylko dla osób nieszczepionych. Cokolwiek by to w praktyce oznaczało, w tzw. kręgach elit temat rzeczywiście się pojawił. Jest to nowy i idealny w swojej prostocie pomysł na dzielenie ludzi. Pomysłodawcy zdają się też nie przejmować faktem, że godziłby on nie tylko w konstytucyjne, ale wręcz w podstawowe prawa człowieka. Już obecnie ludzie, którzy nie poddali się szczepieniu nie mogą swobodnie latać za granicę. Wyklucza się ich z koncertów i innych imprez lub co najmniej zniechęca różnymi sankcjami – nawet wbrew protestom artystów. Szczuje się innych, by potępiali brak maseczki i egzekwowali jej noszenie nawet tam, gdzie nie ma to absolutnie żadnego sensu.
To wszystko jest faszystowska, w swej wymowie, bzdura! Regularnie wtłacza się ludziom do głów wizerunek osoby niezaszczepionej jako nie tylko nieodpowiedzialnej, ale i niebezpiecznej dla otoczenia. Takiej, której nie należy wpuszczać do wspólnych przestrzeni. Nosi maseczkę i zachowuje dystans? To za mało! Może należałoby oznaczyć ją i odizolować od otoczenia. Jak psychicznie chorego w stanie furiackiej manii? Albo Żyda w najmroczniejszych dla nich czasach? Brakuje oczywiście w tym szczuciu jakichkolwiek naukowych podstaw. Zaszczepieni teoretycznie mogą dalej emitować wirusa, a także się zarażać. I to nawet od innych „szczepieńców”. Jedynie, co daje szczepienie, to podobno lżejsze przebycie choroby.
Segregacja sanitarna przynosi wiele negatywnych skutków, m.in. dla gospodarki. Niektórym się marzy, by niezaszczepieni (lub zaszczepieni niedostatecznie) zostali wyrzuceni poza nawias życia społecznego. Może nawet okazać się, że ludziom niezbędnym gospodarce zakaże się chodzić do pracy i szkoły. Chyba, że wykażą się stosowną „kenkartą” (jak za okupacji hitlerowskiej), że są – jakoby – absolutnie bezpieczni i „po linii”.
Wyeliminowanie niezaszczepionych z życia społecznego uderzyłoby w kadry firm. Dokonując tym samym dzieła ostatecznego zniszczenia małego i średniego biznesu oraz na całe lata blokując rozwój klasy średniej.
Życzliwe ostrzeżenie
Separowanie koronasceptyków unikających iniekcji od tych, którzy posłusznie i terminowo przyjęli wszystkie dawki preparatów i są gotowi przyjmować następne, co tylko im się podłoży, brzmi dziś jeszcze jak bajka. Ale czy szurami i płaskoziemcami siejącymi fantastyczne „teorie spiskowe” nie nazywano jeszcze pół roku temu tych, którzy mówili o paszportach kowidowych i segregacji sanitarnej?
Możemy tylko doradzić politykom: nie „przeginajcie”. Odstąpcie od tych planów. Nie rozważajcie niehumanitarnych posunięć, nie ciągnijcie już tego. Bo to się może bardzo źle skończyć. Nie tylko dla was. I nie tylko w sensie przyszłej porażki wyborczej.