Swego czasu Janis Warufakis, były minister finansów Grecji, zauważył, że Unia Europejska jest kartelem stworzonym przez oligarchów, ponieważ korzenie Unii to Europejska Wspólnota Węgla i Stali, czyli alians przemysłu ciężkiego, producentów samochodów, elektroniki, a potem także farmerów, w celu ustalenia cen. Do tej wewnętrznej zmowy cenowej dorzucono cła importowe, żeby nie rozbiły jej firmy spoza Europy.
Niestety widzimy wyraźnie, że aktualną polityką Unii Europejskiej jest odrzucenie tych pierwotnych korzeni. Bruksela niszczy podstawy, na jakich została założona Unia, odrzuca swoje dziedzictwo i historię. W sferze idei odrzuca chrześcijańskie dziedzictwo Roberta Schumana, a jednocześnie realizuje dążenia włoskiego komunisty Altiero Spinellego budowy europejskiego superpaństwa. Właściwie idea wspólnoty narodów w Unii Europejskiej już została pogrzebana, a realizowana jest coraz silniejsza centralizacja procesów decyzyjnych i gospodarczych. Podmiotem w Unii przestały być suwerenne narody na rzecz coraz większej roli instytucji europejskich, którymi ktoś przecież musi sterować. Nie jest przełomowym odkryciem fakt, że są to Niemcy, które w końcu – jak to mówi redaktor Stanisław Michalkiewicz – tak już dużo zainwestowały w budowę tej IV Rzeszy. Prof. Zbigniew Krysiak z SGH zwraca uwagę, że „dążenie do superpaństwa jest systemem znanym nam z komunizmu, czyli systemem podporządkowania oraz narzucania pewnej dominacji jednych nad drugimi i z tym mamy do czynienia z powodu odejścia od koncepcji Schumana”.
Także w sferze gospodarki Unia Europejska odrzuciła już niemal całkowicie podstawy, na jakich została zbudowana, czyli węgiel i stal oraz atom. To energetyka węglowa i atomowa oraz przemysł ciężki zbudowały dobrobyt krajów Europy Zachodniej. Realizowana teraz unijna polityka energetyczno-klimatyczna jest całkowitym zaprzeczeniem pierwotnych założeń późniejszej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Górnictwo węglowe w Unii Europejskiej zostało prawie całkowicie zlikwidowane, tak jak w dużej mierze stalownie czy huty aluminium.
W silnym uścisku unijnych regulacji trzymane jest także rolnictwo, które od początku pełniło istotną, choć nie pierwszoplanową rolę gospodarczą. Centralnie planowana Wspólna Polityka Rolna nie przyniosła rolnictwu nic dobrego, a teraz w ramach jej reformy ma zostać jeszcze bardziej zdegradowane. Uprawa ziemi i hodowla zwierząt ma być mniej efektywna, a w rezultacie tej polityki płody rolne, mięso i inne produkty spożywcze – znacznie droższe.
Nie ze swojej winy Polska w bardzo złym momencie wstąpiła do Unii Europejskiej. Państwa zachodniej Europy dzięki wolnemu rynkowi zdążyły się wzbogacić, a na Polsce (i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które weszły do UE) wymuszono, by wprowadziła przepisy i realizowała politykę gospodarczą nie jak państwo na dorobku, ale jak państwo bogate, które w ramach politycznych fanaberii może sobie pozwolić na marnowanie zasobów. To ogromny koszt, który Polska zaczęła ponosić zanim jeszcze wstąpiliśmy do Unii. Do niektórych unijnych regulacji trzeba było się dostosować w ramach przygotowań do członkostwa. Na przykład kilka lat przed 2004 r. zaczęto podnosić akcyzę od paliw, by osiągnąć bardzo wysokie unijne minimum, czego skutkiem był olbrzymi wzrost cen paliw. To uderzyło w gospodarkę i siłą rzeczy musiało spowolnić jej wzrost. Identyczny scenariusz dzieje się współcześnie na naszych oczach. W rezultacie wymuszonej przez Unię likwidacji energetyki węglowej i konieczności opłacania podatku od dwutlenku węgla, polska gospodarka będzie miała olbrzymie kłopoty i straci konkurencyjność w wielu dziedzinach.
Co więcej, Unia Europejska tonami regulacji stopniowo porzuca ideę wolnego rynku i wolnego przepływu towarów, na której wzbogaciły się kraje Zachodu i narzuca to podporządkowanym i wyzutym już z suwerenności krajom członkowskim. Przykładem jest wchodzący w życie w przyszłym roku Pakiet Mobilności i regulacje dotyczące delegowania pracowników. Przepisy te – wprowadzone głównie pod naciskiem Francji – zniszczą wolny przepływ towarów i usług wewnątrz Unii. Uderzą przede wszystkim w firmy transportowe z Polski i innych państw naszej części Europy. Działa to na zasadzie: wolny rynek – tak, ale dopóki my (Francja, Niemcy) się bogacimy. Jeśli ma się bogacić ktoś inny, to trzeba wprowadzić interwencjonizm, by to ukrócić.
Kolejnym etapem destrukcji i oderwania się od korzeni są unijne plany, by do roku 2035 zakazać sprzedaży samochodów spalinowych. Lech Kędzierski, wiceprezes Partii Kierowców, zauważa, że Unia Europejska nienawidzi samochodów. A te dały nam trzy najważniejsze rzeczy: wolność poruszania się, swobodę gospodarczą i możliwość realizowania się społecznego – spotykania się z rodziną i funkcjonowania jako społeczeństwo. Jego zdaniem to jeden z wynalazków, który ma potężne konsekwencje cywilizacyjne i Europa po wojnach została odbudowana właśnie dzięki samochodom.
Robert Schuman przewracałby się w grobie, gdyby się dowiedział, że jego dziecko, Unia Europejska, promuje zabijanie dzieci nienarodzonych i związki homoseksualne, a karze odbieraniem dotacji polskie samorządy, które sprzeciwiają się szerzeniu deprawacji wśród dzieci i różnym dewiacjom. Z pewnością nie należy to do kanonu chrześcijańskich wartości, a jest ich całkowitym zaprzeczeniem. Ale nie tylko Schuman byłby zaskoczony. Przecież nawet my, Polacy, głosując w referendum w 2003 r. za przystąpieniem do UE, nie przypuszczaliśmy w najczarniejszych koszmarach sennych, że dojdzie do takiej deprawacji i odejścia od fundamentalnych wartości chrześcijańskich, na jakich pierwotnie została ufundowana europejska współpraca. Bałamucono nas całkowicie inaczej. Mamiono, że Bruksela nie wtrąca się do spraw światopoglądowych. Nie do takiej antychrześcijańskiej i antyrynkowej Unii przystępowaliśmy w 2004 r.