Jak ta historia się powtarza! Kiedy w drugiej połowie lat 70. iluzja dobrobytu zaczęła się załamywać, rządowa telewizja wynalazła nowy sposób pozytywnego wyjaśniania sytuacji. Było ono dostosowane do fundamentalnej tezy propagandowej ówczesnego etapu, według której „Polska rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”. Skoro Polska rośnie w siłę, a jednocześnie rosną ceny, a jeśli nawet nie rosną, to towarów jest coraz mniej, to nie dlatego, by socjalistyczna gospodarka się rozłaziła. Przeciwnie – socjalistyczna gospodarka funkcjonuje jak w zegarku, a te wszystkie zdumiewające zjawiska to zwyczajne „trudności wzrostu”. Nic bowiem na tym świecie pełnym złości nie jest doskonałe, więc nawet wzrost, oprócz plusów dodatnich, ma też swoje plusy ujemne – właśnie w postaci pojawiających się tu i ówdzie wspomnianych „trudności”. Ale i one miały też swoje plusy dodatnie, bo dzięki ich istnieniu było co przezwyciężać – ale nie byle jak, tylko oczywiście „pod przewodnictwem partii”.
Teraz Polska też rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej, więc nic dziwnego, że – podobnie, jak wtedy – pojawiły się też „trudności wzrostu”. Najwyraźniej bez nich Polska w siłę rosnąć nie może, no a ludzie nie mogą żyć dostatniej, to chyba jasne? Na przykład takie dolary; jeszcze niedawno za jednego trzeba było zapłacić 3,50 zł, podczas gdy teraz już 4,18. Wzrost jest niewątpliwy, ale przy plusach dodatnich, jakie ze sobą niesie, pojawiają się też plusy ujemne. Chodzi o to, że takie np. transakcje importu ropy rozliczane są w dolarach, a skoro na jednego dolara przypada coraz więcej złotówek i groszy, to nic dziwnego, że i ceny paliw na stacjach benzynowych muszą być oraz wyższe. A skoro coraz wyższe będą ceny paliw płynnych i innych nośników energii, to nie ma rady – pociągną one za sobą ku górze wszystkie inne ceny. Będziemy zatem mieli wzrost i jednocześnie – trudności – jak przystało na dynamiczny rozwój, który pod kierownictwem partii właśnie przeżywamy.
Nie bardzo wiadomo, jak się wydobyć z tego zaczarowanego koła, ale na szczęście mamy światełko w tunelu. Oto gdy w latach 80. załamały się kolejne etapy sławnych reform gospodarczych, a władze wojskowe już nie wiedziały, jakie bajki opowiadać obywatelom, pojawił się Mieczysław Wilczek, który, za pośrednictwem premiera Mieczysława Rakowskiego, ukazał strapionemu generałowi Jaruzelskiemu wyjście z sytuacji. W sejmie została przeforsowana ustawa o działalności gospodarczej, która – dzięki likwidacji ustroju socjalistycznego w sferze ekonomicznej – odblokowała narodowy potencjał gospodarczy. Niestety, nie na długo, bo wolny rynek okazał się niebezpieczny zarówno dla uwłaszczonej nomenklatury, jak i wyposzczonych opozycjonistów, którzy uwłaszczyć się nie zdążyli. Dlatego też ustawa o działalności gospodarczej została poddana „dalszemu doskonaleniu”, w następstwie którego narodowy potencjał gospodarczy znowu został zablokowany i kto wie, czy nie dlatego właśnie ponownie przeżywamy „trudności wzrostu”?
Narodowy potencjał gospodarczy jest zablokowany przez trzy czynniki. Po pierwsze – przez wadliwy ekonomiczny model państwa, który nazywam kapitalizmem kompradorskim. Czym różni się kapitalizm kompradorski od zwyczajnego kapitalizmu? W zwyczajnym kapitalizmie o dostępie do rynku i możliwości działania na nim decydują zalety człowieka: czy jest pracowity, czy jest przedsiębiorczy, czy jest pomysłowy, czy nie boi się ryzyka i czy ma szczęście i jeśli ma te zalety, to przeboruje sobie dostęp do rynku i odniesie tam sukces na miarę swoich zalet i szczęścia. W kapitalizmie kompradorskim o dostępie do rynku decyduje przynależność do sitwy, której najtwardszym jądrem jest bezpieka. Ponieważ większość społeczeństwa do sitwy nie należy, to musi być wyrzucona poza zarezerwowany dla sitwy, główny nurt życia gospodarczego z tak zwanymi sektorami strategicznymi, na jego peryferie, gdzie może sobie wydłubywać kit z okien. W rezultacie jednak narodowy potencjał gospodarczy jest wykorzystywany w stopniu niewielkim, ze wszystkimi tego skutkami.
Drugim czynnikiem blokującym narodowy potencjał gospodarczy jest biurokratyzacja życia publicznego, a gospodarczego – w szczególności. Na czym polega biurokratyzacja? Na tworzeniu przez władzę publiczną coraz większej liczby nakazów i zakazów. Na straży każdego nakazu lub zakazu trzeba ustanowić urząd, który ma tego wszystkiego przestrzegać, a utrzymać się ma z kar nakładanych za ich złamanie, no i z „opłat manipulacyjnych”. Te urzędy zatrudniają coraz więcej pracowników, których głównym zajęciem jest utrudnianie życia innym ludziom, zwłaszcza tym przedsiębiorczym, więc zatrudnianie urzędników ma nie tylko charakter socjalny, a nawet gorzej. Gdyby bowiem ci ludzie byli tylko na utrzymaniu Rzeczypospolitej, czyli na socjalu „czystym”, to jakoś byśmy to wytrzymali. Tymczasem większość z nich to ludzie uczciwi – i to jest najgorsze – bo w zamian za swoje wynagrodzenia wykonują swoje czynności sumiennie i zgodnie z przepisami, które też mają na celu rozwijanie takiego „socjalnego” zatrudnienia. Sam ostatnio doświadczam tych dolegliwości w związku z zaplanowanym remontem, kiedy to załatwianie jednej zgody urzędowej ciągnie się od maja i jeszcze końca nie widać. Tymczasem w tym okresie mogłyby być przeprowadzone nie jeden, ale cztery takie remonty, więc nawet na tym przykładzie widać, jak narodowy potencjał gospodarczy jest wskutek biurokratyzacji, bez żadnej racjonalnej potrzeby, blokowany.
Trzecim wreszcie czynnikiem blokującym narodowy potencjał gospodarczy w Polsce jest niemiecki projekt Mitteleuropa z 1915 roku. Był on pomyślany jako sposób urządzenia Europy Środkowo-Wschodniej po ostatecznym zwycięstwie niemieckim i zakładał utworzenie na tym obszarze bantustanów, czyli niemieckich protektoratów o gospodarkach niezdolnych do konkurowania z niemiecką, tylko uzupełniających i peryferyjnych. Na skutek klęski niemieckiej w Wielkiej Wojnie nie został on wprowadzony w życie i dopiero 1 maja 2004 roku, kiedy to 8 państw środkowoeuropejskich zostało przyłączonych do Unii Europejskiej, której Niemcy są politycznym kierownikiem, zostały stworzone polityczne warunki do jego reaktywowania i obecnie jest już realizowany od 17 lat, ze wszystkimi i w dodatku – coraz bardziej widocznymi i odczuwalnymi – skutkami.
Jeśli tedy chcielibyśmy wyjść z zaczarowanego koła „trudności wzrostu”, to trzeba by najpierw ten narodowy potencjał gospodarczy odblokować. Problem w tym, że nie wszyscy tego chcą, bo sitwa i biurokracja to środowiska wpływowe, a po drugie – Polska uzależniła się od unijnych pieniędzy, tak jak narkoman uzależnia się od narkotyku.
Stanisław Michalkiewicz