Problem polega na tym, że na tym szczycie niewiele tak naprawdę ustalono i w dalszym ciągu nie wiemy, kiedy i w jakiej dokładnie formule będą przekazywane pieniądze. Dotyczy to przede wszystkim tzw. Funduszu Odbudowy, w którym na granty i korzystne pożyczki wygospodarowano niebagatelną kwotę 750 mld euro. W konkluzji ze szczytu mowa jest o powiązaniu wypłat z zasadą praworządności (rule o law). Nie przedstawiono jednak dokładnych zasad, na jakich ma ona oddziaływać na wypłatę środków. Ten sprytny zabieg pozwolił odtrąbić sukces zarówno Polsce i Węgrom, jak i wierchuszce władz UE. Oznacza to, że ten szczyt się tak naprawdę nie skończył, a to co zrobiono, służyć miało jedynie medialnemu przekazowi o zawarciu kompromisu. Kto bowiem zajrzy do końcowego dokumentu?
Kolejna sprawa to pożyczki zaciągane przez Komisję Europejską na rynku finansowym, aby zdobyć środki na Fundusz Odbudowy. Aby mogło do tego dojść, konieczna jest zgoda parlamentów państw członkowskich. I to może potrwać, a i wynik jest niepewny. Wśród komentatorów mówi się o tzw. momencie Hamiltona, w nawiązaniu do wydarzenia z 1790 roku, kiedy to dzięki porozumieniu Alexandra Hamiltona i Thomasa Jeffersona USA po raz pierwszy zaciągnęły dług jako cała Konfederacja. Wielu uważa, że to był jeden z kluczowych momentów na drodze do amerykańskiej państwowości. W Polsce w tym temacie cisza. A szkoda. Na zasadach, na jakich swoje zobowiązania na rynku finansowym zaciągnie Komisja, zadłużać się mogły dotąd jedynie państwa (dla uproszczenia nie wliczam tutaj długu korporacyjnego, bo to zupełnie inna historia). To nie zmiana, ale prawdziwa rewolucja i trzeba poważnie zastanowić się nad skutkami. Bez refleksji nad tą sprawą mowa o Europie Ojczyzn to zwykłe bajanie.
I jeszcze jedno. Warunki naszego wzrostu nie zależą od wysokość środków przyznanych nam z tej czy innej organizacji. Przynajmniej nie bezpośrednio. Dla kraju takiego jak nasz kluczowe jest stworzenie optymalnych warunków do rozwoju o charakterze endogenicznym. Potrzebne są nam dobre regulacje, efektywne wykorzystanie oszczędności, tak aby zamieniały się na inwestycje w pożądanych sektorach gospodarki, zmiany w systemie podatkowym, funkcjonowaniu administracji publicznej i wymiarze sprawiedliwości, tak aby minimalizować koszty transakcyjne prowadzenia przedsiębiorstwa, co także stymulować powinno inwestycje. Od początku naszego członkostwa w Unii jesteśmy beneficjentem netto wieloletnich ram finansowych nazywanych potocznie budżetem UE. I od lat z trudem rozwiązujemy strukturalne problemy, które blokują wzrost wsparty o polski kapitał narodowy. W efekcie największe przetargi finansowane z tych środków wygrywają zagraniczne podmioty. Pieniądze z Unii niebawem się skończą, to najpewniej kwestia mniej niż 10 lat. Pytanie o to, co nam po nich pozostanie poza dobrami publicznymi, takimi jak drogi i mosty. Są one oczywiście bardzo ważne. Ale jeszcze ważniejsze są silne polskie firmy, konkurencyjne w wymiarze ponadnarodowym. A z tym wciąż jest bardzo poważny problem!