Ileż to razy słyszeliśmy, że w sprawie covidowej strategii ścierają się tylko dwa poglądy – a właściwie pogląd z przesądem. Pogląd to to, co mówiła była już rada medyczna, rządowy profil Twitterowy @szczepimysię czy minister Niedzielski. Przesąd to wszystko pozostałe. Ogólnie rzecz biorąc – każdy głos sceptyczny, a nawet każdy, wskazujący na potencjalnie groźne skutki działań, wpisujących się w nurt sanitaryzmu. Działał mechanizm, który doskonale znamy z innych sporów, w których chętnie wymachuje się po jednej ze stron sztandarem nauki: kto z nami, ten mądry, racjonalny i rozsądny; kto choćby zadaje pytania, ten foliarz i oszołom, którego należy po prostu wykluczyć z debaty i nie zwracać sobie głowy tym, co tam będzie ze swojego kąta pokrzykiwał. Choćby i miał tytuł profesorski.
Problem z podtrzymaniem takiej narracji robi się, gdy po stronie „foliarzy” pojawiają się ludzie naprawdę poważni. Nie szerzący panikę lekarze z polskiego szpitala w średniej wielkości mieście, którzy dostali stałe okienko w TVN, ani nawet nie pracownicy Polskiej Akademii Nauk, podpisani pod kuriozalnym, pełnym złych emocji (za to pozbawionym konkretów) stanowiskiem, ale naukowcy z najbardziej renomowanych uczelni świata.
4 października 2020 r., a więc po około pół roku trwania pandemii, troje naukowców z uniwersytetów Harvarda, Stanforda i z Oxfordu – dr Martin Kulldorff (profesor medycyny na Uniwersytecie Harvarda, biostatystyk i epidemiolog), dr Sunetra Gupta (profesor Oxfordu, epidemiolożka) i dr Jay Bhattacharya (profesor Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda, lekarz, epidemiolog, ekonomista ochrony zdrowia, ekspert publicznej polityki medycznej) opublikowało Deklarację z Great Barrington. Mówiąc w skrócie – deklaracja wskazywała na znaczącą rolę odporności zbiorowiskowej, na konieczność chronienia przede wszystkim grup najbardziej narażonych z powodu covid oraz – co bardzo istotne – podkreślała negatywne skutki uboczne restrykcyjnych rozwiązań, takich jak lockdowny. Sygnatariusze deklaracji jako jedni z pierwszych bardzo mocno sygnalizowali fatalne konsekwencje zamykania szkół.
W kolejnych miesiącach głos tych naukowców był pomijany. W Polsce o deklaracji niemal nie mówiono. Dziś jest pod nią prawie milion podpisów z całego świata, w tym ponad 6 tys. z Polski. Zaś sygnatariusze poszli za ciosem i uruchomili niedawno think-tank Collateral Global, mający zajmować się właśnie ubocznymi (collateral) skutkami restrykcji covidowych.
W krótkim filmie, gdzie członkowie zespołu opowiadają o swoich celach i motywacjach, dr Bhattacharya powiada: „Jednym z pomijanych aspektów lockdownów jest przyjmowanie, że każdy powinien się zgodzić, iż są one konieczne. Nawet w przypadku naukowców, którzy mieli wobec nich zastrzeżenia, istniał ogromny nacisk, aby przyznać, że to właściwa taktyka. W przeciwnym wypadku byłoby to podważanie jednolitego przesłania kierowanego do opinii publicznej. To wprost przeciwne temu, jak powinna funkcjonować nauka”. Ostatnie zdanie wiele osób w Polsce powinno sobie zapisać, oprawić i powiesić nad łóżkiem.
Znamy to doskonale. W Polsce ta presja przybierała zresztą bardzo konkretną postać formalnego nacisku na lekarzy, mających inne zdanie, wywieranego – w sposób skandaliczny zresztą – przez Naczelną Radę Lekarską. Z wielu mediów opinie krytyczne zostały po prostu wymazane.
Na stronie Collateral Global znajdziemy materiały z wielu dziedzin, dotkniętych przez pandemię i restrykcyjną politykę rządów: edukacja, ekonomia, zdrowie psychiczne i fizyczne, etyka, kultura, nierówności. Ten pierwszy dział polecałbym w szczególności panu ministrowi Czarnkowi, ale także panu ministrowi Niedzielskiemu i panu premierowi Morawieckiemu w obliczu decyzji o kolejnym okresie zdalnej nauki. Mogliby też po prostu poczytać dane o zdrowiu psychicznym polskich dzieci w trakcie epidemii.
Warto na stronę nowego think-tanku zajrzeć, żeby zobaczyć, że istnieje inny świat niż świat Horbanów, Simonów i Niedzielskich. Są na świecie naukowcy – nie amatorzy, nie antyszczepionkowcy, nie foliarze, tylko właśnie naukowcy z dorobkiem, z najlepszych uczelni naszego globu – którzy widzą sytuację inaczej niż nasi covidocelebryci. I widzieli ją tak od początku.
To trochę jak w pierwszym „Matriksie”: wystarczy sięgnąć po czerwoną pigułkę zamiast niebieskiej. Tyle że w tym przypadku to znacznie łatwiejsze niż wyzwanie, jakie miał przed sobą Neo – wystarczy jedno kliknięcie myszką.