Analityk Credit Agricole, komentujący na portalu należącym do niemieckiego właściciela wyniki Powszechnego Spisu Rolnego, ujawnia intencje tej korporacji. W jego opinii „wysokie rozdrobnienie gospodarstw rolnych jest jednym z największych problemów, z jakim zmaga się polskie rolnictwo.
– Kluczowe dla utrzymania jego konkurencyjności w długim okresie jest przyspieszenie koncentracji tego sektora gospodarki – czytamy w komentarzu.
Teza ta jest z gruntu fałszywa. Rozdrobnienie właśnie sprzyja konkurencyjności. Monopole, tym bardziej ponadnarodowe, z tworzeniem konkurencyjnego rynku nie mają wiele wspólnego. Rozdrobnienie polskiego rolnictwa jest jego siłą, nie słabością. Koncentracja obniża jakość produktów, demoluje suwerenność żywnościową Polski i zamienia nasz kraj w należący do obcych podmiotów rezerwuar taniej produkcji wyrobów jedzeniopodobnych.
Rozdrobnienie rolnictwa sprzyja też ochronie zagrożonych gatunków oraz edukacji milionów ludzi, którzy nie tylko w teorii, ale i w praktyce znają się na uprawie ziemi. Taka niezależność od wielkiego biznesu musi boleć koncerny spożywcze oraz współpracujące z nimi globalne instytucje finansowe. Udało im się już niemal w stu procentach przejąć rynek dystrybucji żywności.
Przypomnijmy tylko, co to jest Credit Agricole. To francuska, globalnie działająca w 49 krajach grupa finansowa, także w segmencie „agro”, która ma już na koncie wiele przejęć słabszych podmiotów. We Francji „zamieszana” była w kryzys subprime, a z biegiem czasu coraz bardziej traciła nawet swój spółdzielczy charakter.
Latyfundyzacja rolnictwa
Analitycy Credit Agricole wyraźnie nie kryją satysfakcji: liczba gospodarstw rolnych w Polsce spadła do 1317 tysięcy w 2020 roku – wobec jeszcze 1509 tysięcy w 2010 (spadek o 12,7 proc.). W efekcie powoli, ale systematycznie następuje latyfundyzacja rolnictwa oraz wzrost siły gospodarstw wielkopowierzchniowych.
Przeciętna powierzchnia gospodarstw rolnych w Polsce wzrosła w roku 2020 do 11,1 ha wobec 9,8 ha w 2010 (wzrost o 13,3 proc.). Credit Agricole straszy, że wraz z postępującym procesem konwergencji i zrównywaniem się płac, bez odpowiedniej skali działalności polskim rolnikom będzie trudno utrzymać konkurencyjność cenową. Czy sugeruje, że najlepiej by było, żeby po prostu oddali swoje gospodarstwa? Oczywiście w lepsze ręce. Czyli – rzecz jasna – międzynarodowych korporacji, które w większości branż i sektorów już dominują w Polsce. Do pełnego szczęścia brakuje im jeszcze polskiego rolnictwa.
Ojej, SOR jest niewykonywany!
Credit Agricole przypomina też, że rządowa Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR) zakładała spadek udziału gospodarstw o wielkości 1-5 ha do 46 proc. w 2020 roku (z 51 proc. w 2014). Ale jakoś tego celu „ostatecznie nie udało się osiągnąć” – ubolewa korporacja. To straszne doprawdy, że w projekcie Krajowego Planu Odbudowy „nie ma bezpośredniego odniesienia do problemu rozdrobnienia polskiego rolnictwa”. Są tylko proponowane zmiany w systemie ubezpieczeń społecznych rolników, ale to już nieco inna historia.
Credit Agricole ocenia na przykład, że pogłowie świń pozbawione ASF to skutek… niskiej konkurencyjności polskiego sektora wieprzowin, będącej efektem jego dużego rozdrobnienia. Ciekawe, powiedzieliby na to rolnicy? Ich perspektywa widzenia tej sprawy jest zapewne zgoła inna.
Na kursie kolizyjnym z UE
Dziewczęta i chłopcy z żywieniowych korporacji mają jeszcze inny twardy orzech do zgryzienia. Promowana z ogromną determinacją przez Komisję Europejską strategia Europejskiego Zielonego Ładu nie wpisuje się w ich strategię koncentracji rolnictwa. Dlaczego? Bo kładzie nacisk na wspieranie drobnego rolnictwa ekologicznego (do którego zachęcane są także polskie gospodarstwa rolne), na „zrównoważoną produkcję” oraz na skrócenie łańcuchów dostaw w sektorze rolno-spożywczym.
„Skierowanie większych środków unijnych do mniejszych gospodarstw może spowolnić koncentrację w polskim rolnictwie” – przyznaje Credit Agricole.
Rozdrobnienie to problem. Tak, problem, ale tylko dla globalnie działających koncernów. Dla nich hodowla, uprawa i w ogóle żywność funkcjonują wyłącznie jako produkt marketingowy, który należy sprzedać z jak największym zyskiem. A że ten końcowy produkt jest niezjadliwy? I w istocie drogi i szkodliwy dla zdrowia? To już nie ich problem.
W USA, kraju o skoncentrowanym rolnictwie, ludzie na żywność wydają 4 proc. PKB. Ale na leczenie, spowodowane w większości tą niezdrową konsumpcją już 20 proc. PKB. Średnia długość życia w USA jest niższa nawet niż na biednej Kubie. Ta nie ma jednak skoncentrowanego rolnictwa i wydaje kilkadziesiąt razy mniej na osobę na leczenie.
Także w Niemczech dąży się do odchodzenia od modelu gigantycznych gospodarstw (napędzających głównie sektor medyczny i chemiczny) na rzecz małych, rodzinnych i prawdziwie ekologicznych wytwórni.
Kilkaset tysięcy indywidualnych rodzinnych gospodarstw rolnych to nie jest zagrożenie. To szansa dla zachowania i zapewnienia nam normalnej, zdrowej polskiej żywności. Problemem są natomiast monopole. Przeważnie należące do obcych firm z sektora spożywczego polskim rolnikom płacą bardzo słabo, same realizując wysokie marże na eksplorowanym, polskim rynku. Unijny „zielony” kurs wydaje się więc być jakimś wsparciem dla naszych rolników. Choć oczywiście wszystkiego nie załatwi.