Z polskim rynkiem definitywnie żegna się Tesco, sprzedając 301 sklepów Salling Group. Pod koniec czerwca pojawiła się informacja, że również Auchan zamyka dwie placówki na Śląsku. Są nierentowne. Oba sklepy były przejęte w 2014 r. od bardzo popularnej wówczas sieci Real. Oczywiście dwa przypadki jeszcze nie dają podstawy do uogólnień. Ale bardzo możliwe, że rusza proces, który z czasem zmieni oblicze polskiego handlu. Właściciele hipermarketów widzą, że w Polsce skończyły się największe żniwa. Polacy, że hipermarket nie jest taki „super”, jak im się kiedyś wydawało.
Niektórzy przewidzieli, że nadejdzie taki moment. Pedro Martinho, członek zarządu Grupy Eurocash, już pięć lat temu „ostrzegał”, że małe sklepy zaczynają coraz szybciej dopasowywać się do potrzeb konsumentów. Nie są nienowoczesne, jak za czasów Polski Ludowej, są za to bardzo elastyczne. Szybko zmieniają asortyment i mają towary, których próżno szukać w hipermarketowej hali. Pedro porównał hipermarkety do „starego słonia”. Takiego, który nie jest już atrakcją. Bo odwiedziny wielkopowierzchniowego sklepu przestały być modne. Nawet dla „Millenasów”, którzy szukali w nich kiedyś okazji do „przypadkowego” spotkania towarzyskiego. Dziś atrakcja i przyjemność nie zaczynają się przy sklepowej półce. Ale dopiero gdy dotrzemy do domu, mogąc wspólnie coś ugotować lub zasiąść przy grillu.
Konrad Wacławik, Client Team Manager w Nielsen Connect Polska, uważa, że zmieniają się potrzeby konsumentów, którzy coraz bardziej doceniają bliskość sklepu od domu oraz łatwość i szybkość zrobienia zakupów. Część z tych potrzeb jest trudna do zaspokojenia przez hipermarketowy handel.
Hipermarket? Wcale już nie tak tanio
Szeroki wybór produktów przestaje już być niepodważalną przewagą konkurencyjną wielkopowierzchniowych sklepów. Bo jeśli ktoś chce kupić coś specjalistycznego lub tylko wyrafinowanego, idzie do małego, dedykowanego sklepu. Tam w spokoju, nie szukając „menedżera”, który gdzieś właśnie „zniknął”, dowie się od właściciela sklepiku lub franczyzobiorcy wszystkiego, co tylko chce wiedzieć. Przy tym coraz częściej odpada argument, że w lokalnym sklepie jest drożej niż w hipermarkecie. Cena jest podobna, a klienci oszczędzają czas, pozbywając się konieczności błądzenia w hipermarketowym gąszczu alejek i przebywania przez dłuższy czas w dusznych, sztucznie napowietrzanych pomieszczeniach. Temu błądzeniu potrafi też towarzyszyć silny stres wynikający z konieczności przebywania w tłumie.
Na polskim rynku przybywa sklepów dyskontowych i drobniejszych sieci marketów. Także tanich drogerii, tuż przy domu. Łatwo w nich trafić na ulubione towary. Bywa, że dzięki częstym promocjom ceny są nawet niższe niż w hipermarkecie. Najpotrzebniejsze produkty ma też osiedlowy sklepik. Prawda, nieco drożej niż w hipermarkecie. Ale często tylko „nieco”, a zakupy u „pani Halinki” są znacznie przyjemniejsze.
Wraz z bogaceniem się społeczeństwa coraz mniej liczy się najniższa cena. Co się więc liczy? Wygoda i przyjemność ze zrobienia zakupów, możliwość kontaktu ze sprzedawcą. A że w osiedlowych sklepach brakuje towarów przemysłowych? Od czego jest internet?
Państwo nie lubi „starych słoni”
Hipermarketom nie pomógł też zakaz handlu w niedzielę. I to pomimo, że niedzielne zakupy starają się one zrekompensować klientom w piątki i soboty. Część popytu przeniosła się do sklepów osiedlowych. Tylko ich ułamek przechwyciły hipermarkety, nastawiając się na handel w piątki i soboty.
Na tym nie koniec problemów. Hipermarketami mocniej zainteresował się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. UOKiK zmusił je właśnie do zapłaty 575 mln złotych zaległych należności wobec kontrahentów. Wszczął też postępowanie na podstawie przepisów ustawy o przewadze kontraktowej. Rzec by się chciało: „wreszcie”! Bo właściciele dużych sklepów nabrali brzydkiego zwyczaju powetowywania sobie podatkowych uszczupleń kosztem polskich dostawców. Postępowanie UOKiK obejmuje 100 podmiotów na rynku rolno-spożywczym. Trwa weryfikacja informacji które wskazują na to, że największe sieci handlowe i producenci spożywczy odwlekają zapłaty dostawcom. Albo – korzystając ze swojej wielkości i quasi monopolistycznej pozycji – narzucają niesymetryczne, korzystne wyłącznie dla siebie, warunki umów.
– Sieci handlowe stosują praktyki, które mogą być niekorzystne dla dostawców, chodzi o np. kwestionowanie faktur czy narzucanie polityki cenowej – mówi Tomasz Chróstny, szef UOKiK.
Polacy zmieniają nawyki
Zmienia się nastawienie konsumentów do wielkopowierzchniowych sklepów. Co prawda po okresie lockdownu, którego skutki hipermarkety i galerie handlowe odczuły względnie słabiej niż wiele innych branż, wciąż znane marki cieszą się lojalnością klientów – siła wyrobionych latami nawyków jest ogromna. Ale – jak pokazują badania rynku – coraz chętniej nawiedzamy mniejsze sklepy będące własnością biznesu rodzinnego. Według badania IPSOS, zrobionego już w czasie trwania epidemii, prawie dwie trzecie respondentów (62 proc.) Polaków robiło zakupy w małych lub lokalnych sklepach. I już aż 28 proc. kupowało online w internetowych sklepach prowadzonych przez MŚP.
Nawet po kryzysie 79 proc. Polaków deklaruje, że będzie jeszcze chętniej kupowało lokalne produkty. 77 proc. osób w wieku 65+ wierzy, że jest to wręcz metoda przezwyciężenia obecnego kryzysu. I na co warto zwrócić uwagę: dwie trzecie Polaków czuje się być odpowiedzialnymi za wspieranie małych biznesów w ich sąsiedztwie. To ogromna, a często niedostrzegana zmiana w świadomości polskich konsumentów.
Kształtujący się trend powrotu do korzystania z usług małych sklepów nie jest jednak bezwarunkowy. 61 proc. chce płacić bezgotówkowo i najchętniej bezstykowo i aż 51 proc. osób w wieku 65+ mogłaby zrezygnować z gotówki.
Co najchętniej kupujemy teraz przez internet? Odzież, buty, akcesoria (46 proc.), artykuły domowe i ogrodnicze (37 proc.) oraz kosmetyki i produkty związane z urodą (35 proc.). Co naturalne, młodsi są bardziej otwarci na sprzedaż produktów lub usług w sieci, podczas gdy seniorzy w wieku 65+ najbardziej cenią dostęp do sklepów blisko domu oraz dostawę produktów prosto pod drzwi.
Hipermarkety nie poddadzą się bez walki o konsumenta. Zamawianiu online coraz częściej będzie towarzyszyć możliwość samodzielnego odbioru towarów przemysłowych lub spożywczych o dłuższej trwałości. Zmienią się również wnętrza samych hal. Są pomysły, by ustawić tam stragany, gdzie już nie młodzież szkolna, ale stali producenci będą informować o swoich wyrobach. Więcej ma być też restauracji, zachęcających do odwiedzin możliwością skosztowania potraw na miejscu.
Czy to wszystko pomoże i odwróci trend? Zobaczymy. Wygląda jednak na to, że to, czego nie udało się skutecznie przeprowadzić politykom chcącym wspierać mały biznes sklepowy, zmieni samo życie.