Jedno wydaje się być pewne: z węglem się pożegnamy. Komunikat Brukseli jest jasny – na energetykę węglową pieniędzy więcej już nie będzie. Już są i będą za to kary. Tymczasem koronawirus w czarodziejski sposób wyparł smog, a codzienne alerty smogowe zastąpiły doniesienia o kolejnych zarażonych i śmiertelnych ofiarach COVID-19. Czyżby problem zniknął lub temat tylko wypadł z medialnej agendy? To kwestia na osobne rozważania.
Tymczasem wraz z odejściem ministra Tchórzewskiego likwidacji uległo Ministerstwo Energii. Jedyny spójny dokument, który podawał propozycje z kierunkami dojścia do właściwego modelu zasilania kraju w energię, czyli Polityka Energetyczna Państwa 2040 (PEP 2040), utknął w Ministerstwie Klimatu. Tam podobno ma zostać jeszcze dopracowany. Kiedy? Do końca roku, jak twierdzi resort.
Sam rynek, nie czekając na urzędników i polityków pokazuje, że najlepsze perspektywy rysują się przed „dużą fotowoltaiką” i fermami wiatrowymi. Uzupełnieniem miksu energetycznego dla Polski może być, i zapewne w końcu będzie, energia czerpana z atomu.
Elektrownia atomowa?
McKinsey&Company w swoim raporcie „Neutralna emisyjnie Polska 2050” twierdzi, że doprowadzenie do neutralności klimatycznej Polski bez włączenia do miksu energetycznego atomu jest po prostu niemożliwe. Według analityków tej firmy budowa w latach 2033-2043 bloków o mocy 6-9 GW pozwoli pokryć około 14 proc. rocznego zapotrzebowania Polski na prąd w roku 2050. Lokalizacja elektrowni powinna zostać wskazana do końca 2021 roku. Może to być Krokowa i Gniewino (lokalizacja „Żarnowiec”) oraz Choczewo (lokalizacja „Lubiatowo-Kopalino”). Ale piłka cały czas jest w grze.
Sens ekonomiczny inwestycji w elektrownię atomową należy oprzeć na najlepszej i „najbezpieczniejszej” ofercie. Jej wybór nie powinien być podyktowany politycznymi uwarunkowaniami. Nie należy więc z góry przesądzać, że technologię powinno się kupić od USA, ale rozważyć należy także oferty ze strony spółek francuskich, południowokoreańskich czy nawet japońskich – o ile rzecz jasna takie się pojawią. Nie ma też co się łudzić, że po Czarnobylu i Fukushimie uda się przemknąć bez debaty nad ekologicznymi aspektami inwestycji. Do energetyki jądrowej różnie podchodzą nawet czołowe kraje europejskie.
Niemcy zamierzają wyłączyć wszystkie reaktory jądrowe do 2022 roku. Hiszpania zastąpi dwa z nich elektrowniami słonecznymi i wiatrowymi. Z drugiej strony Wielka Brytania buduje elektrownię Hinkley Point C, a kolejny reaktor jądrowy ma dostawić do istniejącej elektrowni Finlandia. Dwa reaktory powstaną też na terenie EJ Mochovce na Słowacji.
Jest i nie zniknie problem co robić z odpadami poprodukcyjnymi. Budowniczy elektrowni atomowej muszą być też świadomi faktu, że do chłodzenia reaktorów potrzebne są ogromne ilości wody. Niezasolonej. Stąd lokalizacja elektrowni musiałaby uwzględniać tani i szybki dostęp do wody z rzek, bo odsalanie wody morskiej jest bardzo drogie.
Biomasa tak, ale..
Jedna z nowelizacji ustawy o OZE wprowadziła definicję „drewna energetycznego”, umożliwiając tym samym spalanie w elektrowniach drewna z polskich lasów. Przeciwko były – jak zwykle zresztą – organizacje ekologiczne, niektórzy naukowcy z PAN oraz.. słowaccy ekolodzy. Protestowali, mimo że chodzi tu o spalanie drewna niepełnowartościowego, m.in. chrustu, igliwia, liści, kory, korzeni, a także tzw. drewna poklęskowego i z drzew zniszczonych przez korniki. Zagrożenia więc wycinkami lasów nie ma.
Biomasa to najstarsze i najszerzej współcześnie wykorzystywane odnawialne źródło energii. Należą do niej zarówno odpadki z gospodarstwa domowego, jak i pozostałości po przycinaniu zieleni miejskiej. To trzecie, co do wielkości, naturalne źródło energii na świecie. Pomimo iż paliwo jest atrakcyjne i „ekologiczne”, zawisło nad nim nowe niebezpieczeństwo. Grupa skarżących do organów UE wykorzystywanie biomasy z Estonii, Francji, Irlandii, Rumunii, Słowacji, Szwecji i USA uważa, że jej pozyskiwanie z lasów i spalanie do celów energetycznych wzmaga zmiany klimatu. Zwolennicy tej teorii są przy tym przekonani, że powoduje to też wylesienia poza granicami Europy. Niezadowoleni z takiego wykorzystania biomasy twierdzą, że spalanie drewna do celów energetycznych powoduje emisję CO2 nawet półtora raza większą niż węgiel oraz trzy razy większą niż gaz ziemny. Jeśli unijne sądy przychylą się do tego stanowiska, kraje UE mogą zostać pozbawione tego źródła energii, stanowiącego obecnie blisko 60 proc. energii odnawialnej.
Gdy wieje, trzeba łapać wiatr
Według Międzynarodowej Agencji Energii Odnawialnej (IRENA), Polska do 2050 roku znajdzie się w gronie krajów, które najwięcej pieniędzy przeznaczą na rozwój energetyki wiatrowej. Zaczynają w nią inwestować także państwowe spółki, widząc że właściwie zlokalizowane farmy wiatrowe – szczególnie w pasie nadmorskim i na terenach wyżynnych – dają dobre perspektywy na względnie tanie pozyskanie energii. Towarzyszą im inwestycje w magazyny energii, dzięki którym można bilansować moc pozyskaną z wiatru, podobnie jak to się czyni z energią ze słońca.
Ministerstwo Rozwoju jak dotąd opiera się zliberalizowaniu tzw. ustawy wiatrakowej. Ustawa odległościowa, zwana potocznie ustawą antywiatrakową zakłada, że wiatraki na lądzie nie mogą być lokowane w odległości bliższej niż dziesięciokrotność wysokości wiatraka (10H). Jej przyjęcie nie tylko zniweczyło plany nowych inwestycji w wiatraki, ale zamroziło także stare, niedokończone oraz rozchwiało cały rynek. Jeśli Ministerstwo się ugnie, to kolejna nowelizacja ustawy o OZE dopuści wyjątki od zasady 10H. Niemniej, wszelkie inwestycje będą musiały podlegać szerokim konsultacjom i silnemu nadzorowi. Trudno wyobrazić sobie, żeby liberalizacja poszła „na żywioł’.
Gaz, fotowoltaika i wodór
Podczas, gdy PKN Orlen deklaruje, że weźmie na siebie dokończenie do 2025 roku budowy bloku energetycznego w Ostrołęce – tym razem gazowego – o mocy 600 MW, General Electric z PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna wyposażył Elektrownię Dolna Odra w dwie niskoemisyjne, wysokosprawne i elastyczne turbiny gazowe oraz dwie parowe o mocy do 1,4 GW. Państwowe koncerny skierowały swoją uwagę także na fotowoltaikę – jeden po drugim ogłaszają rozpoczęcie inwestycji w duże elektrownie słoneczne. Szczególnie aktywne jest w tym obszarze PGE.
Jerzy Kwieciński, szef PGNIG, na łamach naszego portalu fpg24.pl zapowiedział, że elementem nowej strategii spółki będzie program wodorowy. To bardzo progresywny, dobrze rokujący kierunek rozwijania energetyki – duże brawa! W ciągu najbliższych czterech lat na prace badawcze związane z tym programem Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przeznaczy co najmniej 31 mln zł. Wodór jest ekologicznym paliwem, ale jego pozyskiwanie musi być tańsze, by mógł być szerzej używany do napędu pojazdów mechanicznych. PGNiG chce być firmą, która uruchomi pierwszą stację tankowania pojazdów wodorem w Warszawie, a także pierwszą prototypową instalację do produkcji zielonego wodoru z OZE.
Jaki „mix” przyszłości?
W dyskusji nad pożądanym, optymalnym i docelowym miksem energetycznym Polski, a także w działaniach rządu i państwowych spółek, wyraźnie widać przyspieszenie odchodzenia od wykorzystania węgla jako podstawowego surowca energetycznego. PEP 2040 „za Tchórzewskiego” zakładała 60 proc. udziału węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej w 2030 roku, 21 proc. OZE w finalnym zużyciu energii brutto w 2030 roku oraz wdrożenie energetyki jądrowej w 2033 roku. A także poprawę efektywności energetycznej o 23 proc. do 2030 roku w stosunku do prognoz z 2007 oraz ograniczenie emisji CO2 o 30 proc. do 2030 (w stosunku do 1990). Uaktualniona PEP 2040, którą z końcem grudnia poprzedniego roku resort aktywów państwowych przesłał do Komisji Europejskiej, mówi już o tylko 50-60 proc. udziału węgla w wytwarzaniu energii elektrycznej w 2030 roku, 21-23 procent OZE w finalnym zużyciu energii brutto w 2033 roku oraz bardzo konkretnie o wdrożeniu energetyki jądrowej w postaci sześciu reaktorów jądrowych o mocy 6-9 GW, uruchamianych sukcesywnie od 2033 roku.
Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) w rozmowie z fpg24.pl wyraził opinię, że podstawową korzyścią z modyfikacji miksu energetycznego Polski będzie ewentualna redukcja kosztów związanych z wysokoemisyjną produkcją energii. Energia wyprodukowana w Polsce stanie się tańsza, bo nie będzie dodatkowo opodatkowana na skutek polityki Brukseli. Projekty OZE charakteryzują się też o wiele łatwiejszym dostępem do kapitału inwestycyjnego. Te zaś związane z kopalinami energetycznymi nie mogą już nawet korzystać ze środków EBI oraz innych banków.
Zasadniczą rzeczą jest jednak to, aby zmiany dokonywały się w sposób ewolucyjny. Nie wymuszony lobbingiem, naciskami politycznymi czy ekologicznym doktrynerstwem. Zmiany powinny nastąpić, już zachodzą – i ten proces będzie postępował. Oby sensownie i z zachowaniem bezpieczeństwa energetycznego kraju.