Zaprezentowana już w 2019 roku nowa europejska strategia dla rolnictwa zakłada ograniczenie stosowania środków ochrony roślin o nawet 50 procent. O całe 20 procent zmniejszyć ma się zużycie nawozów, a aż 25 procent gruntów rolnicy obligatoryjnie przeznaczać będą musieli na uprawy ekologiczne. Dodatkowe 10 procent dziś uprawianej ziemi będzie cyklicznie wyłączane z uprawy po to, aby leżeć odłogiem. Wciąż nie wiadomo też, w jakim stopniu konkretnych państw dotkną ograniczenia względem stosowania pestycydów – rolnicy nie wiedzą, czy Unia Europejska ustalając nowe, niższe poziomy postanowi zrównać wszystkie państwa, czy może ograniczenie wyliczane będzie przy pomniejszeniu o 50 procent obecnych wskaźników.
Co zmieni Zielony Ład
Faktem jest, że Zielony Ład doprowadzi do drastycznego obniżenia plonów i zbiorów, co przełoży się na zmniejszoną ilość zbóż dostępnych na rynku. Albo UE będzie zatem podnosić ceny zbóż – co jest naturalnym mechanizmem rynkowym – albo diametralnie zmieni strukturę importu, czyniąc ją skrajnie nieopłacalną dla państw członkowskich. W imię walki o klimat, rzecz jasna.
Nawet bez ograniczania dostępnego rolnikom areału, nawet bez poświęcania jednej czwartej gospodarstwa uprawom ekologicznym, tak znaczne ograniczenie stosowania środków ochrony roślin może sprawić, że zboża zostaną – dosłownie – zjedzone. Wcale nie brzmi to jak rolnicze science fiction, gdy uzmysłowimy sobie, że z powodu obowiązujących we Francji ograniczeń w stosowaniu substancji chroniących buraki przed mszycami, tamtejsze zbiory uszczupliły się w tym roku o… 90 procent.
Roślin uprawnych będzie mniej, ich ceny będą wyższe, a zatem droższe będą także same pasze. Tymczasem zapotrzebowanie na nie wciąż rośnie…
Będziemy potrzebować więcej pasz
Wciąż postępująca koncentracja produkcji zwierzęcej stymuluje rozwój segmentu przetwórstwa zbóż. Bezustannie rośnie popyt na mieszanki przemysłowe, a tendencja wzrostowa dotyczy wszystkich najważniejszych sektorów: drobiarskiego, trzody chlewnej oraz hodowli bydła mięsnego i mlecznego.
Nie bez znaczenia pozostaje także zapotrzebowanie na pasze roślinne w hodowli zwierząt futerkowych. Szczególnie istotny wydaje się w tym kontekście rozwój chowu i hodowli drobiu, który ma kapitalne przełożenie na wzrost zapotrzebowania na pszenicę paszową.
A może zioła?
Zdarzają się rolnicy, którzy starają się przypominać o dawnych praktykach – jeszcze sprzed I wojny światowej. Podczas spotkania roboczego Copa-Cogeca jeden z gospodarzy, zajmujących się utrzymywaniem bydła, zaprezentował sposób na zniwelowanie dawek pokarmowych poprzez dodawanie do pokarmu dla zwierząt… ziół. Rzeczywiście – przyniosło to oczekiwane rezultaty, ale ów rolnik wciąż stanowi przypadek jednostkowy.
Producenci twierdzą – i zdają się mieć rację – że wszelkie daleko idące zmiany rynku paszowego (a takie proponuje przecież Europejski Zielony Ład) wymagają wieloletnich i kosztownych badań. Swoją cenę będzie miało także powszechne zaimplementowanie nowych rozwiązań i dostosowanie ich do wymogów klimatycznych i ekonomicznych UE.
Przedstawiciele sektora zwracają też uwagę na fakt, że przed tak szeroką ingerencją należałoby najpierw uporać się ze starymi demonami. Takimi są bez wątpienia procedury dotyczące dopuszczania nowych dodatków paszowych, które dziś zatwierdzane są zaledwie co 10 lat. To kosztuje. Podobnie jak gigantyczne koszty wciąż generuje brak samowystarczalności europejskiego sektora paszowego w kwestii dostarczania pasz wysokobiałkowych.
Zielony Kat?
Pandemia koronawirusa to najgorszy czas, w jakim można dążyć do implementacji zielonej strategii dla europejskiego rolnictwa. Jak lew broni jej wciąż komisarz Janusz Wojciechowski, co nie uchroniło Zielonego Ładu od krytyki ze strony byłych polskich ministrów rolnictwa, czyli Krzysztofa Jurgiela i Jana Krzysztofa Ardanowskiego.
Problemy rynku paszowego wezmą się z trudnej sytuacji na rynku zbóż, a ich konsekwencją będą kłopoty sektora hodowlanego. Takim oto sposobem unijni dygnitarze zaczną w jeszcze większym stopniu uzależniać rolnictwo Starego Kontynentu od importu z obu Ameryk, krajów azjatyckich i Ukrainy. Kolejny raz Unia Europejska wie jednak lepiej. Prawdopodobnie też kolejny raz się pomyli.