Tej wojny nikt nie wywołał. Domeną dzisiejszych czasów jest tak zwana pasywna agresja. Duży może coraz więcej. Czasem może wszystko. Skoro zaś może, to z tego przyzwolenia z całą bezwzględnością korzysta. Gigant zaś jest aż tak duży, że płotki same wydają mu się na żer. Lewiatany Internetu, takie jak Google czy Facebook, z jednej strony otworzyły światu powszechny dostęp do informacji i kontaktów. Z drugiej nałożyły swoją cenę: mamy być całkowicie „ich”. Oddać im swoje dane, informacje, pieniądze, a najlepiej też dusze. Oczywiście grając wyłącznie na ich zasadach.
Co może ślusarz?
Big Techom słusznie zarzuca się wykorzystywanie pozycji rynkowej do miażdżenia konkurencji. Czy kogoś więc zdziwi, że Google właśnie zakazało wszelkich ogłoszeń usług ślusarskich pojawiających się w wynikach wyszukiwania w Belgii, Holandii, Niemczech i Szwecji? Zakaz wprowadzony został pod pretekstem, że większość zamieszczonych ofert pochodzi od nieuczciwych rzemieślników. Śmiechu warte: Big Tech w roli sędziego w kwestiach etycznych norm prowadzenia biznesu.
„W lutym 2021 r. zaktualizowaliśmy zasady Google Ads dotyczące Usług lokalnych, aby doprecyzować, że reklamy usług ślusarskich nie mogą być wyświetlane w Niemczech, Szwecji, Belgii i Holandii. Naruszenie tych zasad nie spowoduje natychmiastowego zawieszenia konta bez wcześniejszego ostrzeżenia. Ostrzeżenie zostanie wysłane co najmniej 7 dni przed zawieszeniem konta” – napisała w swoim oświadczeniu platforma.
Osunięcie się na dalszą pozycję w wynikach wyszukiwania Google to katastrofa dla niejednej rodzinnej firmy. Reklama wykupiona w Facebooku czy w Google Ads przez pojedynczą firmę jest jak próba zabarwienia oceanu przez wrzucenie do niego puszki z farbą. To często wyrzucone pieniądze.
Co może jeden ślusarz? Nic. Ale dziesięć milionów ślusarzy? O, już znacznie więcej. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy ślusarze i inni usługodawcy „zrzucają się” i tworzą w cyfrowej rzeczywistości nowoczesne gildie. Te występują wobec Big Techów jeśli nie z pozycji siły, to równorzędnego partnera. Dałoby się?
W USA podejmują walkę
Gdy ktoś chce opodatkować Big Techy, niech robi to zdecydowanie i do końca. Niech odczują taki podatek również jako rodzaj dyscyplinującej kary. Pogratulować tylko, że prokuratorzy generalni z 50 stanów USA umieli się zrzeszyć i wdrożyć śledztwo przeciwko gigantowi z Mountain View w sprawie jego monopolistycznych praktyk rynkowych.
– Podziwiamy prokuratorów generalnych za zajęcie tego bezprecedensowego stanowiska przeciwko Big Tech, którzy jednocząc się, chcą zbadać proceder niszczenia konkurencji przez Google w zakresie wyszukiwania i reklamy – napisał Open Market Institute, szanowany think tank.
– Nie byliśmy świadkami tak dużych oskarżeń o monopolizację wysuniętych przeciwko gigantowi technologicznemu, odkąd Microsoft został pozwany w 1998 roku – czytamy.
Także Amerykańska Komisja do Spraw Handlu wytoczyła proces Facebookowi za monopolistyczne praktyki mające na celu eliminację konkurencji. Raport podkomisji senackiej USA, która przesłuchiwała prezesów (CEO) firm Big Tech liczy aż 439 stron. Płynąca z niego konkluzja jest prosta: ich istnienie i ich sposoby działania stanowią światowe zagrożenie dla konkurencji wolnorynkowej.
Europa też ma dość
Także Komisja Europejska chce ograniczenia nadmiernych uprawnień Big Techów. Nie powinno być tak, by decydowały one o losie jednostek, firm, a nawet całych sektorów gospodarki. KE walczyć będzie z nimi Ustawą o Usługach Cyfrowych (Digital Services Act) oraz Ustawą o Rynku Cyfrowym (Digital Market Act). Mają one określić granice odpowiedzialności platform internetowych, zabraniając im np. wykorzystywania danych o konkurencji.
Asymetria sił między korporacjami Big Tech a przedsiębiorcami prowadzącymi działalność na mniejszą skalę jest oczywista. Ogromna i nie do zaakceptowania. Można oczywiście liczyć na interwencję światowych regulatorów, że rozbiją te nowoczesne monopole na mniejsze części. Ale i organizacje przedsiębiorców mogłyby przecież tworzyć wspólny front reprezentacji wobec cyfrowych gigantów. To może się udać, trzeba tylko zdecydowania i solidarności.