– To nie jest rozwiązanie. Nie tylko naruszałoby to traktat, co jest niedopuszczalne dla EBC, ale także byłby to ekonomiczny błąd – stwierdził Luis de Guindos. Dalej, zresztą całkiem słusznie, wskazał, że podobny ruch podważałby zaufanie do banku centralnego, ale także czynił jego politykę nieefektywną. Zwrócił także uwagę, że powstałe z tego tytułu straty dla krajowych banków centralnych przełożyłyby się na brak wpłaty do budżetów narodowych. Innymi słowy, nie ma szans na to, aby tę propozycję udało się zrealizować.
Wywiad zawiera także inny ciekawy wątek. Chodzi mianowicie o narastającą obawę o wzrost inflacji w USA i w konsekwencji zacieśnienie polityki pieniężnej, jaką w związku z pandemią prowadzi Fed (System Rezerwy Federalnej). Jeśliby do tego doszło, z podobną presją musiałby się zmierzyć EBC. To z kolei byłoby ryzykowane dla polityki banku mającego siedzibę we Frankfurcie. Ewentualne zaostrzenie kursu mogłoby oznaczać także poważne problemy dla ekstremalnie zadłużonych państw eurolandu, które bez wsparcia EBC nie miałyby zbyt dużego pola manewru, jeśli chodzi o finansowanie swoich deficytów budżetowych. De Guindos zaznaczył jednak, że wszystkie zmiany w polityce monetarnej muszą mieć związek z realną gospodarką. Bez ożywania makroekonomicznego trudno zatem spodziewać się, aby ECB zmieniał coś w swoich działaniach.
Warto zaznaczyć, że strefa euro, czy szerzej cała Unia Europejska, są pod ciągłą presją porównań z innymi potężnymi obszarami gospodarczymi. Szczególnie ze wspomnianymi wcześniej Stanami Zjednoczonymi. Prognozowane odbicie w USA w tym roku ma być wyraźnie większe od tego w strefie euro. Bank rezerwy federalnej przewiduje wzrost PKB w Stanach Zjednoczonych w 2021 roku na poziomie 6,5 proc., z kolei według przewidywań Komisji Europejskiej dynamika PKB dla obszaru jednolitej waluty to 3,8 proc.