Lockdownem są objęte największe miasta kraju – Sydney i Melbourne. Niedawno rząd obiecał odchodzenie od drastycznych obostrzeń. Ale tylko w sytuacji, gdy poziom dobrowolnego tzw. wyszczepienia dwoma dawkami antycovidowego preparatu przekroczy 70 procent dorosłej populacji.
Na razie władze bezterminowo zabroniły obywatelom opuszczania granic Australii. Wprowadzono też surowe zasady dotyczące przemieszczania się po kraju. Jak nigdzie – chyba oprócz przypadku chińskiego Wuhan na początku „pandemii” – zabrania się obywatelom opuszczania domu bez oficjalnego, ściśle określonego przez rząd usprawiedliwienia. Maski obowiązują dosłownie wszędzie i w każdych okolicznościach. Z placów zabaw mogą korzystać tylko dzieci poniżej 12. roku życia, obowiązkowo w towarzystwie (nie więcej niż jednego) opiekuna. Ten przez cały czas przebywania na terenie placu nie może zdejmować maseczki, nawet po to, by się napić wody, czy coś zjeść.
Przy wejściu do większości obiektów należy skanować kody QR.
Niezaszczepieni będą wykluczani
Reżim przechodzi sam siebie. Mieszkańcy Nowej Południowej Walii, by przenieść się do stanu Queensland, muszą wypełnić Przepustkę Deklaracji Granicznej. Przydziela się im datę wjazdu wyznaczając też lotnisko, z którego mają skorzystać.
Dostawy alkoholu do mieszkańców bloków mieszkalnych w Nowej Południowej Walii są ściśle nadzorowane. W „trosce” o obywateli obowiązują dzienne limity konsumpcji napojów alkoholowych.
Gladys Berejkilian, premier Nowej Południowej Walii ostrzega, że „nieszczepieni ludzie mogą zostać wykluczeni z wejścia do wielu obiektów i będzie się im odmawiać swobody przemieszczania się nawet po tym, jak Nowa Południowa Walia osiągnie 80 procent zaczepień podwójną dawką preparatu”.
Firmy, które przyjmują do pracy osoby nieszczepione, będą karane mandatami i grzywnami. Zachęca się też prywatnych przedsiębiorców, by wymagali od pracowników zaszczepienia się.
Protesty na ulicach australijskich miast odbywają się regularnie, gromadząc setki tysięcy ludzi. Jest już wielu rannych, są przypadki śmierci – także wśród policji.
Wszystko to przez to, że dobowa liczba pozytywnych wyników testów na COVID-19 oscyluje w Australii na poziomie 1900 przypadków, w tym w Nowej Południowej Walii – około 1500. Ogółem w Australii wykryto (stan na 10 września br.) 70 tys. zakażeń, a za zmarłych na COVID-19 uznano… 1076 osób.
Koniec wolności?
Większość komentatorów nie związanych z rządem twierdzi, że Australia zamienia się w nieliberalne państwo policyjne. Urzędnicy dali się ponieść biurokratycznemu zapałowi, tworząc nieprzejrzyste i nieadekwatne do sytuacji przepisy sanitarne. Nawet po ustąpieniu pandemii Australia bezpowrotnie zmieni się na gorsze. Stworzono bowiem podstawy dla istnienia państwa, w którym większość codziennych czynności zależy od rządu. Ten zdaje się budować dwupoziomowe społeczeństwo, w którym jedni są bardziej uprzywilejowani od innych. A o tym, do której grupy zostaną „przydzieleni” decyduje status zaszczepienia.
Ameryka walczy
Wczoraj nowojorczycy wyszli ponownie na ulice Manhattanu, by zaprotestować przeciwko przymusowi szczepień. Dotyczy on na razie nauczycieli i innych pracowników oświaty oraz personelu medycznego, którzy zostali zobowiązani przez władze miasta do przyjęcia szczepionki. Urzędnicy nowojorscy twierdzą przy tym, że nie ma konstytucyjnego obowiązku przyznawania religijnych zwolnień z zarządzeń przeciwko COVID-19.
Lekarzy i pielęgniarki, którzy nie chcą poddać się zabiegowi, straszy się użyciem gwardii narodowej, która wymusi szczepienie. Zarządzenie takie miało wejść w życie już 27 września tego roku, ale zostało szybko (24 września) zablokowane przez sędziego federalnego. Jednak federalny sąd odwoławczy przywrócił je do życia.
O trwającym wielkim sprzeciwie wobec wprowadzanego przez prezydenta Joe Bidena reżimu sanitarnego w USA pisaliśmy więcej w artykule: link.