Zawirowania w sektorze energetycznym powodują niepokój gospodarek na całym świecie, które starają się znaleźć sposób wyjścia z pandemicznego kryzysu. Gaz ziemny i węgiel osiągają rekordowe ceny. Ropa naftowa to ok. 80 dolarów za baryłkę. Co prawda to cena wciąż daleka od szczytu z 2008 r., ale nadal dużo ponad cenę z kwietnia zeszłego roku, czyli w momencie wybuchu pandemii COVID-19. Kryzys energetyczny dotknął nawet Chiny, powodując falę przerw w dostawach prądu.
A wszystko za sprawą wzrostu cen za energię elektryczną, gaz i uprawnień do emisji CO₂. Skoro taka potęga jak Chiny odczuwa negatywne konsekwencje tego, co obecnie dzieje w sektorze energetycznym, to jak ze światowym kryzysem mają poradzić sobie mniejsze gospodarki?
Kryzys energetyczny dzieje się u progu nadchodzącej zimy, a przecież obraz po zeszłorocznych zamieciach i burzach śnieżnych pustoszących np. Stany Zjednoczone cały czas pozostaje żywy. W przeciwieństwie do kryzysów energetycznych z przeszłości, ten współczesny dotyczy nie pojedynczego, ale wszystkich źródeł energii; gazu ziemnego, węgla oraz ropy naftowej.
W Europie nikt już nawet nie udaje, że jest inaczej. Wszyscy doskonale zaczynają zdawać sobie sprawę, że aktualna sytuacja to przede wszystkim efekt tzw. zielonej polityki Unii Europejskiej, która przyczynia się do zmniejszenia inwestycji w poszukiwanie i produkcję paliw kopalnych. Eko-presja jest tak silna, że nawet największe firmy naftowe decydują się na opuszczenie szybów na rzecz wiatraków i paneli słonecznych.
Zanikające złoża
Ceny gazu w Unii Europejskiej są średnio o 250 proc. wyższe niż o tej samej porze rok temu! A wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Jak donoszą analitycy Bloomberg New Energy Finance, państwa Unii Europejskiej nie są przygotowane na mroźną zimę, podając, że rezerwy gazu w UE wynoszą nieco ponad 70 proc. czyli o 13 proc. mniej niż zwykle o tej porze. Eko-polityka, bezwietrzne lato, ale przede wszystkim krótkowzroczność brukselskich elit spowodowały niedobór gazu i innych surowców na światowych rynkach, a to z kolei przełożyło się na gwałtowny wzrost ich cen.
Według danych Eurostatu w 2019 r. 7 proc. europejskiej populacji nie mogło sobie pozwolić na ogrzanie domu zimą. Nic więc dziwnego, że np. Hiszpania wystąpiła z wnioskiem do Brukseli o podjęcie działań mających na celu zapobieżenie energetycznej katastrofie w Unii.
Wzrost cen gazu spowodował wzrost zainteresowania węglem. Węgiel, źródło energii, które miało przejść do lamusa, bo mniej wydajny i dużo bardziej szkodliwy dla środowiska, od stycznia odnotował znaczący, bo ponad dwukrotny wzrost cen. Przyczyniły się do tego Chiny, których energetyka nadal w dużej mierze zależy od węgla, a które w dobie „pandemicznych przerw” podwajają swoje zapotrzebowanie energetyczne.
Energetyczna gotowość UE
Coraz więcej publicystów i polityków głośno mówi, że obecna sytuacja pokazuje, iż Europa w żadnym wypadku nie jest gotowa na rewolucję energetyczną. Albo inaczej – nie jest gotowa, by taką rewolucję przeżyć! Brak zróżnicowanego portfela surowców może spowodować załamanie gospodarcze nie tylko poszczególnych państw członkowskich, ale całej Unii. I nie chodzi tu tylko o przemysł. Jak pokazują dane Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO), problemy energetyczne przyczyniły się do znacznego wzrostu cen żywności w ostatnim roku.
Kosztowna energia powoduje społeczne niezadowolenie, pogłębia nierówności, ponieważ najbardziej uderza w najuboższe gospodarstwa domowe. Do tej pory zachodniemu społeczeństwu problem nierówności wydawał się być obcy. Wielu specjalistów uważa jednak, że nasilający się problem energetyczny może przyczynić się do wzmożenia zjawisk takich jak protest żółtych kamizelek we Francji w 2018 r., którego katalizatorem był wzrost podatków od oleju napędowego.
Czy zielona polityka spowoduje prawdziwe zamrożenie europejskich gospodarek? Coraz więcej na to wskazuje…