Czy rolnik ma wpływ na ceny skupu? Nie, nie ma. Znaczne rozdrobnienie gospodarstw rolnych w Polsce, na tle innych państw Unii Europejskiej, przekłada się na ciągłe obniżanie potencjału negocjacyjnego pojedynczych rolników. W naszym kraju w zasadzie nie funkcjonuje spółdzielczość rolna, która ten stan rzeczy mogłaby nieco naprawić. Fakty są takie, że w starciach z wielkimi sieciami sklepów, skupami czy zakładami przetwórczymi rolnicy nie mają szans. Sprawia to, że często nie mają oni nawet najmniejszego wpływu na ceny uzyskiwane za swoje towary.
Stąd patologiczna od lat sytuacja, w której sadownicy za swoje owoce otrzymują od sieci handlowych kilkadziesiąt groszy za kilogram, by później podziwiać swoje produkty wystawione na sklepowej półce w cenie kilkunastu lub kilkudziesięciu złotych za kilogram. Nie jest to sytuacja jednostkowa, bo w ostatnich latach dotyczyła rynku owoców miękkich, czy choćby jabłek. Rolnik to typowy price taker – bierze, co dają, bo nie ma innego wyjścia.
W Polsce od kilku lat funkcjonuje wprawdzie ustawa o przeciwdziałaniu wykorzystywania nieuczciwej przewagi kontraktowej, ale potrzeba jeszcze dużo czasu, aby swoim zasięgiem realnie objęła ona wszystkich gospodarzy. Swoją rolę coraz rzetelniej wypełnia także UOKiK, ale i ta instytucja nie jest dziś w stanie ogarnąć całego rynku rolnego. Na razie rolnik ma związane ręce i musi zadowalać się ochłapami.
Przeklęty łańcuch spożywczy
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dżem z polskich truskawek trafia do koszyka konsumenta z Singapuru. Pierwszym ogniwem łańcucha jest rolnik, ostatnim – zadowolony z zakupu mieszkaniec Azji. Na cenę produktu rzutuje to, co dzieje się pomiędzy – a dzieje się naprawdę wiele. Rolnik musi sprzedać swoje truskawki i tu pojawia się pierwszy element łańcucha, czyli skup. Skup musi zarobić, więc narzuca swoją marżę. Aby z truskawek powstał dżem, należy przeprowadzić cały skomplikowany proces produkcyjny. W międzyczasie skorzystać należy z usług firmy produkującej opakowania – niezależnie od tego, czy będą to słoiki, kartony, czy inne elementy niezbędne do konfekcjonowania. Swoje zarobić muszą także dystrybutorzy, sieci detaliczne, firmy transportowe, logistyczne i szereg innych podmiotów i osób, które pojawiają się w tym procesie, w zależności od specyfiki danego produktu.
Każda z firm działających na każdym poziomie łańcucha musi zatrudniać pracowników, opłacić koszty transportu i materiałów, zapłacić podatki, ponieść wysokie ceny energii. No dobrze, ale przecież ta sytuacja pozostaje niezmienna od lat. Skąd zatem wzrosty cen w ostatnim czasie?
Koszty rosną
Rolnicy z całej, w zasadzie, Unii Europejskiej muszą mierzyć się dziś z gigantycznymi wzrostami kosztów produkcji. Mają one szczególne znaczenie w odniesieniu do krajów, w których rolnicy stanowią monolit i mają szansę skutecznie negocjować z sieciami handlowymi, przetwórniami czy skupami. Żywność z tych państw trafia także do Polski. Przez nawet kilkusetprocentowe zwyżki cen nawozów, potężne wzrosty cen energii czy rosnące koszty transportu, które poszybowały w górę przez wzrost cen paliw, wielu rolników poważnie zastanawia się nad swoją przyszłością. Nadszarpnięta przez pandemię koronawirusa rentowność wielu przedsiębiorstw sprawia, że przedstawiciele kolejnych sektorów decydują się na przerwanie produkcji. Takie kroki podejmują choćby producenci warzyw szklarniowych, którzy już dziś przegrywają nierówną walkę z galopującymi cenami gazu, który w przypadku tej działalności jest kluczowy.
Do tego inflacja…
Ostateczny odczyt inflacji w Polsce – za wrzesień – potwierdził szacunki ekspertów, które pokazały wzrost o 0,3 pp do 5,8 proc. rdr. Rosnące koszty paliw, ciepła i inne oraz błędne decyzje rządzących – zarówno na poziomie krajowym jak i unijnym – tylko napędzają trudną dziś sytuację. Nie bez znaczenia pozostają także częściowo losowe wypadki, jak choćby epidemia afrykańskiego pomoru świń czy grypa ptaków w rolnictwie. Najodważniejsi analitycy twierdzą, że już na początku roku 2022 inflacja może niebezpiecznie zbliżyć się do poziomu 7 procent.
Fatalny wpływ na obecną sytuację mają także, działające jak trampolina, nowe opłaty. Podatek handlowy, cukrowy, opłata mocowa, opłata OZE, wzrost kosztów wywozu śmieci, abonament RTV czy opłata targowa z całą pewnością nie działają na gospodarkę stymulująco. Pewne błędy przypisać należy także decyzjom Narodowego Banku Polskiego, który w kluczowych momentach pandemii, czyli w czasie, gdy znacznie ograniczone były dochody budżetowe, zdecydował się na realizację polityki luzowania ilościowego, czyli dodruku waluty. Sytuacji nie naprawi też podniesienie stóp procentowych. Branża rolnicza, która jest kluczowa w kwestii produkcji żywności, należy do wysoko zadłużonych sektorów gospodarczych, a decyzje dotyczące stóp procentowych przełożą się na wzrost odsetek od kredytów. Z całą pewnością nie wyniknie z tego spadek cen żywności. To tylko napędzi galopujące błędne koło. Będzie naprawdę drogo, coraz drożej, Proszę Państwa.