Mapa miasta to nie tylko budynki i ulice. To także symboliczne miejsca, ważne dla jego mieszkańców. Obecność takich lub innych symboli pokazuje też, jakie wartości wspólnota uważa za ważne, swoje. Ale jednocześnie to te eksponowane symbole będą miały większą zdolność do bycia powielanymi. Działa to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, jakaś wartość czy idea, pamięć po kimś, kto ma być wzorem dla przyszłych pokoleń, tym łatwiej będzie oddziaływać, jeśli już jest prezentowana.
Doskonale wiedzą o tym intelektualne zaplecza zarówno prawicy, jak i lewicy. Obie te frakcje w dobry sposób opanowały metody walki na symbole i promocję siebie oraz swoich wartości w tej niematerialnej i nieoczywistej przestrzeni. Ale przestrzeni bardzo ważnej, bo to ona jest podszewką naszej rzeczywistości w jej namacalnym wydaniu. To obecność symboliczna sprawia, że pewne pomysły, idee, wskazania, wydają nam się bardziej lub mniej sensowne. Bardziej lub mniej naturalne. Nie jest to zresztą jedynie wydumana strategia intelektualistów, nawet napisy na murach, za lub przeciw jakiemuś klubowi, są jej przejawem i dowodem na to, że podskórnie czujemy to wszyscy. Lepiej widoczni to widocznie lepsi.
Patrząc z tej perspektywy, możemy przeprowadzić też krótki eksperyment myślowy. Polegałby on na wyobrażeniu sobie spaceru po wyludnionym mieście. Nie ma w nim ani jednego mieszkańca, wszyscy nagle zniknęli. Zostawili jednak na miejscu swoje pomniki, nazwy ulic i placów, ich budynki użyteczności publicznej nadal mają swoich patronów, świątynie stoją tam, gdzie stały, graffiti i murale też pozostały nietknięte. Podczas takiego spaceru, choć nie porozmawiamy z żadnym z przechodniów, wciąż naprawdę dużo się dowiemy o tym, jakie wartości są dla nich ważne. Oczywiście poznamy też historię konfliktu tych wartości. Przekreślone napisy, puste cokoły, zaniedbane miejsca dawniej bujnej pamięci, walki na słowa na murach, na szybko odrysowane od szablonu symbole, oficjalne budynki i pomniki kojarzące się z władzą i dominującymi ideami opisane przez anonimowych komentatorów, oblane czerwoną farbą.
Jak wygląda polska przestrzeń symboliczna, wie każdy z nas, bo każdy z nas spaceruje nie tylko po widmowej wizji swojego miasta, ale też po nim samym. Codziennie mijam miejsce, w którym kiedyś stał pomnik Lenina, przechodzę przez plac nazwany na cześć antykomunisty Ronalda Reagana, na murach widzę czerwone pioruny, ślady po wojnie kulturowej i ścieraniu się różnych narracji. Spacery Czytelników tego felietonu mogą odbywać się innymi ścieżkami, ale między naszymi mniejszymi i większymi podróżami – są punkty wspólne, bo i polska przestrzeń symboliczna jest w pewien sposób wspólna. Chłoniemy podobne historie.
Co ważne, w przestrzeni symbolicznej równie ważne jak to, co jest, ważne jest też to, czego nie ma. Polska tradycja, patrząc na nią przez pryzmat oglądania symboli, w jakich jest zamykana, wyraźnie cierpi na niedowład pamięci o swoich przedsiębiorcach. Ludziach, którzy potrafią zamieniać szanse na zyski. Pomniki w Polsce to przede wszystkim tematyka papiesko-wojenno-męczeńska, z okazjonalnymi regionalnymi wtrąceniami. I jeśli na poważnie podchodzimy do promocji przedsiębiorczości, to powinniśmy pomyśleć też i o tym, aby przedsiębiorczość promować w przestrzeni, która będzie oddziaływać, w przestrzeni symbolicznej. Myślenie o tym to jednak za mało, trzeba działać, przekuć szanse na zyski.
Polska przedsiębiorczość i przedsiębiorczy Polacy potrzebują swojego miejsca na symbolicznej mapie. Dlatego ogromnie ucieszyła mnie inicjatywa Adama Abramowicza, rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, powołania komitetu budowy takiego pomnika. Oficjalna nazwa to Pomnik Polskich Przedsiębiorców – Twórców Siły Państwa i Bogactwa Narodu. Jestem w tym komitecie wspólnie nie tylko z przedsiębiorcami, ale też uczonymi, przedstawicielami trzeciego sektora i publicystami. Razem będziemy starać się o to, aby ten pomnik zbudować.
Jego wizja artystyczna i dokładna lokalizacja nie są jeszcze znane. Podczas oficjalnej prezentacji komitetu Adam Abramowicz przedstawił pomnik jako niewielki park z tablicami upamiętniającymi ważne dla polskiej przedsiębiorczości postacie, miejsce otwarte, integrujące, przestrzeń dospołeczną. To dobrze, bo przedsiębiorczość łączy, pozwala ludziom ze sobą współpracować i warto oddać tę wartość. Osobiście uważam, że najlepszym pomnikiem polskiej przedsiębiorczości byłby jednak stragan typu szczęki. Oczywiście w skali 1:1 i z odpowiednią informacją o tym, że to właśnie takie skromne przybytki były polską maszyną kontrrewolucyjną i umożliwiły, po latach przymusu i gospodarki nakazowo-rozdzielczej, wykorzystanie talentów i wzrost zamożności – najpierw samych przedsiębiorców, a później również całego społeczeństwa. To ten symbol, ubłocony, przaśny i pospolity, należy upamiętnić w brązie, dając mu niejako drugie życie, i pokazując, że wielkie rzeczy wyrastają z tych mniejszych, przyziemnych. W przesiąkniętej wielkościową retoryką Polsce byłby to cenny kontrapunkt. Nie oznacza to jednak, że pomysł, jaki ostatecznie został wykuty przez komitet, jest gorszy lub zły. Jest po prostu inny i ma swoje zalety. Na pewno jest to zresztą pomysł, dookoła którego wszyscy możemy się skupić. To elegancki kompromis i jednocześnie otwarcie się na mało jeszcze w Polsce „ograne” pomysły upamiętnienia kogoś lub czegoś – żywymi drzewami, a nie spiżem. Co ważne, pomnik zostanie wzniesiony wyłącznie za prywatne środki pochodzące ze zbiórki publicznej.
Polska przedsiębiorczość potrzebuje oczywiście nie tylko klimatu ideowego, burżuazyjnej godności, ale też dobrego i prostego prawa, możliwości egzekwowania kontraktów, nader wszystko zostawienia w spokoju przez państwo tych, którzy nie proszą o nic więcej. To prawda, ale łatwiej będzie zdobywać te wartości, kiedy przedsiębiorczość będzie szanowana jako pewien przymiot. Dla przedsiębiorców uhonorowanie ich to również zobowiązanie, pokazanie, że mają swoją odpowiedzialność a ich duma może brać się tylko z tego, jak służą innym. Oby służyli jak najlepiej.
Marcin Chmielowski