Były prezydent Ukrainy, Petro Poroszenko, dwukrotnie nie zdołał przekroczyć ukraińsko-polskiej granicy jadąc na Litwę na obrady Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.
Zgromadzenie miało odbyć się w Kijowie
Zgromadzenie Parlamentarne NATO to spotkanie przedstawicieli parlamentów wszystkich 30 państw członkowskich NATO oraz państw stowarzyszonych. Bierze w nim udział 400 parlamentarzystów. Obraduje ono dwa razy w roku, w sesji wiosennej i jesiennej.
Tegoroczna sesja wiosenna, która trwa od 27 maja i kończy się dziś, miała według planów odbyć się w Kijowie. Jednak, na skutek rosyjskiej inwazji na Ukrainę, została przeniesiona do litewskiej stolicy, Wilna. Polska delegacja na zgromadzenie składa się z 18 posłów i senatorów. Przewodzi jej Przemysław Czarnecki z PiS, syn europosła Ryszarda Czarneckiego.
Problemy Poroszenki
W wydarzeniu miał także wziąć udział były prezydent Ukrainy i obecny deputowany do Rady Najwyższej Ukrainy z partii Europejska Solidarność, Petro Poroszenko. W tym celu udał się z Kijowa, w pobliżu którego mieszka, do litewskiej stolicy planując jechać przez Polskę. Obecny poseł został, jednak, dwukrotnie zawrócony z polsko-ukraińskiego przejścia granicznego.
Ma to związek z wprowadzonym przez władze Ukrainy zakazem wyjazdu z kraju mężczyzn w wieku poborowym, czyli między 18 a 60 rokiem życia. Polityk miał przy sobie specjalne dokumenty uprawniające go do wyjazdu podpisane m.in. przez Przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy.
Mimo to straż graniczna odmawiała przepuszczenia byłego prezydenta. Przy pierwszej próbie, w piątek 27 maja, strażnicy tłumaczyli swoją decyzję niemożnością potwierdzenia prawdziwości dokumentów przez problem z odczytaniem kodu QR. Następnego dnia, kiedy Poroszenko ponownie próbował wyjechać z kraju, ponownie spotkał się z odmową straży granicznej. Tym razem funkcjonariusze stwierdzili, że deputowany nie okazał wszystkich wymaganych dokumentów. Nie doprecyzowali, jednak, o jakie dokumenty chodzi.
Sabotaż Zełenskiego?
O zdarzeniu poinformowała za pośrednictwem Facebooka inna posłanka Europejskiej Solidarności, Wiktoria Siumar.
Jako winnego incydentu uznała ona obecnego prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego. Uznała, że całe zdarzenie było celowym sabotażem z jego strony.
– Czy „lider wolnego świata” nie rozumie, że blokowanie opozycji przede wszystkim poniża tego samego? I pokazuje na ile jego władza jest podobna bardziej do rosyjskiej niż europejskiej. – napisała Siumar.
Oskarżenia Siumar wobec Zełenskiego i ewentualny sabotaż wobec opozycjonisty pokazują, że nawet mimo trwającej wojny, ukraińscy politycy nie są w stanie wyjść poza dawne spory polityczne. Zełenski i Poroszenko już wcześniej nie pałali do siebie sympatią. Zwłaszcza po wyborach prezydenckich, w których były aktor odebrał długoletniemu politykowi władzę oskarżając ówczesnego prezydenta o korupcję. Smutne jest, że nawet w obliczu kryzysu nie mogą oni zrezygnować z oskarżeń i innych działań przeciw drugiemu. Miejmy nadzieję, że polscy politycy lepiej wykarzą się w obliczu możliwej katastrofy.
Źródła: TVN 24, Rzeczpospolita, Wprost, wnp.pl