Biorąc pod uwagę fakt, że w Chicago znajduje się tętniąca życiem polsko-amerykańska społeczność, odseparowana od ojczyzny przez 50 lat komunizmu, jest rzeczą naturalną, że oddział Gwardii Narodowej stanu Illinois był zainteresowany nawiązaniem relacji z Wojskiem Polskim.
Dzięki tej silnej więzi kulturowej ekipa dziewięciu polskich lekarzy wojskowych spędziła tydzień w chicagowskich szpitalach, lecząc pacjentów zarażonych COVID-19 i dzieląc się tym, czego nauczyła się w Polsce i we Włoszech.
– Współpracujemy od 30 lat, zawsze walczyliśmy ze wspólnymi wrogami ramię w ramię i dopasowywaliśmy się do rodzaju zagrożenia, z jakim mieliśmy do czynienia – powiedział kapitan korpusu medycznego Wojska Polskiego Jacek Siewiera. – Dziś zagrożeniem jest COVID-19.
Około 7,3 proc. mieszkańców Chicago ma polskie pochodzenie (spośród około 900 000 mieszkańców Illinois). Dziś, na ulicach Avondale w chicagowskim West Endzie, ciągle można wyczuć zapach gotującej się polskiej kiełbasy i usłyszeć język polski. Na polu bitwy więzi te znalazły przedłużenie w wojnach Ameryki z Afganistanem i Irakiem, gdzie polscy żołnierze walczyli i ginęli u boku Amerykanów.
– Podczas transformacji Polski z członka Układu Warszawskiego w niekwestionowanego sojusznika USA i członka NATO, oddział Gwardii Narodowej z Illinois współpracował ze swoim polskim odpowiednikiem na każdym kroku – powiedział generał brygady Thomas Hatley, podkreślając, że współpraca trwa od początków programu partnerskiego w 1993 r. i w jej ramach odbyło się ponad 400 wymian.
Polski zespół złożony z lekarzy, pielęgniarek oraz sanitariuszy z polskiego Ministerstwa Obrony Narodowej przybył do Illinois 23 kwietnia i rozpoczął współpracę z Centrum Medycznym Strogera, Centrum Zarządzania Kryzysowego hrabstwa Cook i prowizorycznym szpitalem polowym stworzonym przez inżynierów wojskowych w centrum konferencyjnym McCormicka. Zakończył ją w sobotę.
– Mieliśmy okazję podzielić się z naszymi amerykańskimi kolegami wiedzą, którą zdobyliśmy w Lombardii podczas największego zagrożenia koronawirusowego w północnych Włoszech – powiedział kapitan Siewiera.
Polski lekarz porównał europejskie i amerykańskie podejście do infekcji, od selekcji pacjentów ze względu na ograniczoną liczbę miejsc na oddziałach intensywnej terapii, po świadczenie usług domowych. Opisał dwie fazy choroby oraz jej 40 znanych mutacji.
Ponieważ był świadkiem gwałtownego wzrostu zakażeń w Lombardii, mógł przedstawić protokoły stosowane we Włoszech dotyczące tego, którzy pacjenci mogą wrócić do domu, a których należy hospitalizować w oparciu o wyniki badań. – Zauważyliśmy też, że jednym z najważniejszych nośników choroby mogły być ubrania, które zabierano ze szpitali do domów, do rodzin zarażonych – powiedział, dodając że przedstawił stosowane w Europe procedury odkażające.
Jednak to, co zobaczył w Stanach, nie przypominało niczego, co widział we Włoszech. – Tutaj nie doszło do załamania administracji lub służby zdrowia. Widzimy zwiększanie pojemności szpitali i jesteśmy pod wrażeniem tego, jak tego Gwardia Narodowa w centrum McCormicka – przyznał. – Jesteśmy też pod wrażeniem tego, jak dane wspierają proces decyzyjny. Tak powinno to wyglądać przez cały czas.
– Wszyscy uczymy się, jak postępować w tych trudnych czasach. Wierzę, że dzięki dzieleniu się najskuteczniejszymi praktykami, zrozumieniu, jak konkretny kraj może do nich podejść, wszyscy możemy się wiele nauczyć – zaznaczył. I dodał w imieniu polskich lekarzy wojskowych:. – Jesteśmy głęboko wzruszeni wdzięcznością strony amerykańskiej.
Źródło: Washington Examiner