Choć cała przelana tam amerykańska krew może zdawać się świadczyć inaczej, cele polityczne Waszyngtonu wobec Azji nigdy nie były poważnie zagrożone podczas Zimnej Wojny. W amerykańsko-sowieckiej rywalizacji Azja Wschodnia miała zawsze dużo niższy priorytet niż Europa. W tym samym czasie dla Chin Mao relacje zagraniczne zeszły na dalszy plan w stosunku do budowania i umacniania komunizmu na miejscu. Niezależnie od wojen na lądzie, USA spokojnie utrzymywała kontrolę na azjatyckich morzach i w powietrzu przez cały wspomniany okres. „Gorące” konflikty były kwestią drugorzędną dla „zimnej” rywalizacji.
„Nie byłoby błędem stwierdzenie, że przez pół wieku po zakończeniu drugiej wojny światowej, strategia wobec Azji była dla Waszyngtonu stosunkowo prosta” – pisze Michael Auslin w swojej nowej książce „Nowa Geopolityka Azji”. „Lecz dziś już nie jest” – dodaje. Wzrost znaczenia Chin oznacza istnienie lokalnego konkurenta dla USA, po raz pierwszy od upadku imperium japońskiego.
Auslin, pracownik Instytutu Hoovera na Stanford University, prezentuje dogłębną analizę implikacji, jakie niesie ze sobą ta nowa rywalizacja. Osiem artykułów zebranych w „Nowej Geopolityce Azji” – dotykających szerokiej gamy tematów, od feminizmu w Indiach po militaryzm w Chinach – maluje złozony obraz regionu, którego stabilność zależy od nowej strategii amerykańskiej. Od upadku ZSRR amerykańska strategia w Azji nie spełniała swojej roli. Zamiast myśleć o rejonie Indo-Pacyficznym jako o połączonej całości, ustawodawcy mieli skłonność do skupiania się na mniejszych obszarach.
Auslin dowodzi, że niezdolność do „konceptualizacji tego regionu w jego całości, włączając w to rozmaite łączniki, które przekraczają granice etniczne, kulturowe i językowe” uczyniła amerykańską politykę chaotyczną i skoncentrowaną na taktyce zamiast strategii.
Ograniczenia te objawiły się w głośnym „przestawieniu się na Azję” administracji Baracka Obamy, która czasem zdawała się polegać na odstraszaniu Chin siłami wojskowymi, a czasem na przyjaznej współpracy. Zespół Obamy nigdy nie zdecydował się, który z dwóch przeciwstawnych celów wybrać – umacnianie handlu z Chinami, czy utrzymywanie równowagi w regionie. Ponieważ gospodarka chińska współpracuje z Chińską Armią Ludowo-Wyzwoleńczą (ChALW), gospodarcza współpraca z Pekinem bezpośrednio osłabiała amerykańskie cele wojskowe. W wyniku tego lata rządów Obamy przyniosły rozrośnięcie się chińskich terytoriów na Morze Wschodnio- i Południowochińskie, podwojenie arsenału nuklearnego Korei Północnej i pogorszenie relacji USA z Filipinami.
Obronna Strategia Narodowa z 2019, mająca osiągnąć „wolny i otwarty Indo-Pacyfik” stanowi częściową korektę tej politycznej krótkowzroczności. Poszerzając obszar azjatycko-pacyficzny o Ocean Indyjski i Wschodni Pacyfik, administracja Trumpa zaczęła myśleć o regionie w sposób mogący prowadzić do bardziej całościowej strategii. Jednak, jak wskazuje Auslin, już sam ogrom Indo-Pacyfiku wymaga myślenia strategicznego – nie w kategoriach odrębnych podregionów Departamentu Stanu Obamy, lecz przez wyznaczenie jasnych, osiągalnych celów.
Auslin powołuje się na koncept „Azjatyckiego Śródziemnomorza” Nicholasa Spykmana, teoretyka geopolitycznego z Yale. Rozwijając teorię Halforda Mackindera o eurazjatyckim „sercu” jako centrum władzy światowej, Spykman podkreślał wagę kontroli nad terytoriami przybrzeżnymi lub „obrzeżami”, które umożliwiają dostęp do „serca”. Walka o wysoko zaludnione i gospodarczo produktywne obrzeża ma się rozgrywać w wodach przybrzeżnych i wewnętrznych morzach. Tym samym Spykman odszedł od teorii Alfreda Thayera Mahana, według której kluczowe znaczenie ma kontrola nad pełnym morzem.
Powoływanie się na Spykmana – który zginał podczas drugiej wojny światowej i popierał staroświeckie niemieckie podejście do geopolityki – może się niektórym wydawać przestarzałe. Od zakończenia Zimnej Wojny wysoka polityka i sztuka rządzenia krajem ustąpiły miejsca technicznym naukom politycznym posegmentowanym ze względu na region i dyscyplinę. To właśnie to rozdrobnione podejście polityczno-naukowe prowadzi do tego, że niektórzy widzą chińską hegemonię w regionie jako zjawisko o znaczeniu jedynie lokalnym.
Historia mówi inaczej: obszar Azjatyckiego Śródziemnomorza – składający się z Morza Wschodnio- i Południowochińskiego, Morza Żółtego i Morza Japońskiego – i graniczące z nim obrzeża są sceną wielkich potyczek począwszy od wojny chińsko-japońskiej w 1895. Jak ujął to Spykman „kto ma kontrolę nad obrzeżami, ten ma kontrolę nad całą Eurazją; kto ma kontrolę nad Eurazję, ma kontrolę nad losami całego świata”. Chiny nie stronią przed uczestnictwem w licznych sporach terytorialnych, jak spór z Indiami, który miał miejsce zaledwie w 2005, jednocześnie jednak szybko zbroją wyspy na swoich wodach przybrzeżnych.
Wywód Auslina dotyczący stawek w tym konflikcie obnaża niewydolność podejścia segmentowego. Jak wyjaśnia, kontrolując Azjatyckie Śródziemnomorze wojsko chińskie w praktyce kontrolowałoby cała Azję: jej miliardy mieszkańców i jej ogromny potencjał produkcyjny. Tak jak kontrola USA nad Marianami sprawiła, że Enola Gay mógł dolecieć do Hiroshimy w sześć godzin, tak kontrola Chin nad wyspami na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim może umożliwić zastosowanie rozmaitych środków ofensywnych.
Możliwe, że Chiny już wygrały ten konflikt: badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Sydney w 2019 wykazało, że ChALW jest w stanie unieszkodliwić amerykańskie bazy w rejonie Zachodniego Pacyfiku w ciągu kilku godzin. Jednak ambicje Pekinu nie ograniczają się do mórz. Inicjatywa „jeden pas i jedna droga” (JPJD) próbuje osiągnąć coś, co mogłoby obalić teorię Carla Schmitta o światowej historii jako wojnie pomiędzy potęgami morskimi i lądowymi – dominację w obu strefach. Poprzez JPJD i wspierający ją Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, Komunistyczna Partia Chin (KPCh) rozpoczęła budowę przejściowej sieci szlaków handlowych z Chinami jako ich centrum. Do tego Jedwabnego Szlaku XXI wieku należą placówki śródziemnomorskie zakupione przez KPCh, jak również morskie wschodnioafrykańskie nabytki przejęte przez chińskich kredytodawców.
Pekińska „dyplomacja pułapki zadłużenia”, czyli praktyka oferowania kredytu niewypłacalnym rządom i przejmowania infrastruktury o znaczeniu strategicznym po ich nieuniknionym niewywiązaniu się z ich zobowiązań finansowych, jest zapowiedzią tego, co czeka światową gospodarkę kształtowaną przez Chiny – wyjaśnia Auslin w artykule zatytułowanym „Nowe rządy chińskie”. „Czy to przez naciski gospodarcze, polityczne i militarne zastraszanie, szpiegostwo, czy też propagandę” – pisze Auslin „Pekin próbuje aktywnie zmienić obraz świata, aby dopasować go do własnych potrzeb, wybierając, które spośród zachodnich norm przyjąć, a które zignorować”. W następstwie swojego „pokojowego wzrostu”, podczas którego przywódcy KPCh wypierali się imperialistycznych ambicji, nowe Chiny zmieniają światową gospodarkę poprzez ignorowanie własności intelektualnej i stopniowe penalizowanie odstępstw od ich linii politycznej. Przywódcy chińscy regularnie wywierają naciski na zagranicznych przedsiębiorców pragnących dostępu do ogromnego rynku chińskiego, jak dowodzi odwołanie transmisji NBA w Chinach po tym jak menedżer Houston Rockets, Daryl Morey, wyraził swoje poparcie dla pro-demokratycznych protestów w Hongkongu.
Kiedy KPCh nie jest w stanie namówić zagranicznych firm do oddania im swojej własności, kradnie ją. Według biura dyrektora wywiadu krajowego, cyber-kradzież ze strony ChALW kosztuje gospodarkę USA około 400 miliardów dolarów rocznie. Korzyści z tego czerpie nie tylko chiński przemysł, ale także sama ChALW, która korzysta z całej masy technologii wojskowych skradzionych USA. Chińska polityka „fuzji cywilno-wojskowej” położyła kres tradycyjnemu rozróżnieniu pomiędzy handlem i wojskiem, podważając tym samym westfalskią koncepcję państwa leżącą u podstaw całego ładu światowego.
Siatka szpiegowska ChALW jest tak skuteczna, że Chiny dysponują obecnie siłą ognia równą amerykańskiej. Ostatni, najbardziej obrazowy rozdział „Nowej Geopolityki Azji”, przedstawia hipotetyczny scenariusz przyszłej wojny pomiędzy Chinami i USA. W 2025 przypadkowa kolizja pomiędzy chińską fregatą i filipińskim kutrem rybackim przy Scarborough Shoal staje się zarzewiem konfliktu, który kończy się zatopieniem USS Geralda R. Forda, największego i najnowocześniejszego amerykańskiego lotniskowca. Mocna pozycja na Morzu Południowochińskim daje Chinom przewagę nad siłami amerykańskimi, które muszą pokonać znaczącą odległość między Morzem Wschodniochińskim i Oceanem Indyjskim a polem walki.
Zaniedbanie floty zmusza USA do polegania na lotniskowcach i załogowych odrzutowcach zamiast zwrotnych łodzi i bezzałogowych dronów. Jednocześnie zawodzi dyplomacja. Przyjazny siłom kontynentalnym prezydent Tajwanu zajmuje stanowisko neutralne w chińsko-amerykańskiej wojnie nadbrzeżnej, podczas gdy coraz bardziej anty-amerykańska ludność Filipin protestuje przeciwko obecności Amerykanów na ich wyspie. Po utracie kluczowych baz w Azjatyckim Śródziemnomorzu, Stany Zjednoczone wycofują się z rejonu
Zachodniego Pacyfiku, a ich sojusz z Japonią staje się ostatnią pamiątką po ich trwającej dziesięciolecia dominacji w regionie. Choć obie strony unikają wojny totalnej, Chiny są ewidentnym zwycięzcą.
Owa historia przyszłości byłaby dodatkowo wzmocniona bardziej dogłębną oceną nowych technologii wojennych. Choć Auslin wspomina o wojnie cybernetycznej, jego obraz przypomina starcia z ubiegłego wieku, toczone za pomocą lotniskowców i odrzutowców. Aby w pełni ocenić nową geopolitykę Azji, należy uwzględnić „niesymetryczną wojnę” prowadzoną przez ChALW.
Tak się składa, że na rok 2025, kiedy to rozgrywa się owa hipotetyczna bitwa, ma przypaść punkt kulminacyjny inicjatywy „Made in China 2025”, programu który ma podnieść chińską wydajność w zakresie sztucznej inteligencji i komputerów kwantowych, oraz innych technologii, które z pewnością zmienią to, jak będą wyglądały wojny w nadchodzących latach. Pomimo tego, Auslin osiągnął swój cel, którym było wskrzeszenie dawnego sposobu myślenia o geopolityce. Do współczesnych amerykańskich ustawodawców nie trafia mglisty koncept „wielkiej strategii”, ani to co ma do powiedzenia kilka szarych eminencji z wydziałów historii na uniwersytetach w całym kraju i waszyngtońskich „think tanków”.
Jednak wielka strategia – taka która uwzględnia cele i środki interesu narodowego – jest dokładnie tym, co jest niezbędne w obliczu chińsko-amerykańskiej rywalizacji.
Źródło: Daniel Tenreiro/National Review