Bardziej to jest już domeną psychologów, nie ekonomistów, ale na ogół po kilku miesiącach takiej pracy powstaje tzw. „syndrom komfortu domowego”. Zacieraniu się granic między życiem domowym a pracą towarzyszą postawy pracowników, które mogą nie spodobać się wielu właścicielom firm.
Najpierw o plusach
Niewątpliwie dobre jest to, że praca hybrydowa oraz zdalna dają możliwość swobodniejszego kształtowania czasu pracy. Jest to wygodne zarówno dla pracownika, jak i dla pracodawcy, który może łatwiej rozliczać z wykonywanych zadań, a nie z liczby godzin przesiedzianych w pracy.
Jak się okazuje, pracownicy chwalą sobie to, że mogą się po prostu… wyspać. Na ogół podnoszą się rano z łóżka na pół godziny przed rozpoczęciem pracy, czasem nawet tuż przed pojawieniem się szefa na ekranie. Niektórym to jednak nie wystarcza. Trzech na pięciu europejskich pracowników hybrydowych chwali sobie możliwość zdrzemnięcia się w ciągu dnia. Nie zawsze to odbywa się po pracy czy w czasie przerwy.
Gdy nie pracują, ludzie ćwiczą w domu. Preferowane są – jak się okazuje – joga oraz gimnastyka.
Niemal wszyscy chwalą sobie, że mają wreszcie więcej czasu dla siebie, bo wcześniej mnóstwo czasu tracili na dojazdy. Pozwala to im zachować zdrową równowagę między życiem zawodowym a prywatnym.
Z punktu widzenia pracodawcy może to być już nieco podejrzane, ale blisko jedna trzecia pracowników wykorzystała czas audiokonferencji lub wideokonferencji na przygotowanie śniadania, obiadu lub kolacji, 21 procent posprzątało dom, a 19 procent pozmywało naczynia lub załadowało zmywarkę. Wiele osób opiekowało się swoimi dziećmi podczas wideokonferencji.
Pytanie, czy wszystko robili to w czasie, gdy poruszane wątki ich zupełnie nie dotyczyły? Bez straty dla wykonywanej pracy?
Kilka słów o minusach
Jeżeli niemal co drugi pracownik przyznaje się, że wykonuje pracę z pozycji zasiadania lub nawet leżenia na wygodnej kanapie, a prawie jedna czwarta ogląda sobie w czasie zawodowych wideokonferencji serwisy streamingowe, to już może niepokoić pracodawców. Prośby o to, by w czasie pracy mieli włączone kamerki, mają swój sens.
Inne grzechy pracowników to: przeglądanie w godzinach pracy Internetu w celach rozrywkowych, sprawdzanie, czy aby nie przyszedł jakiś prywatny e-mail, robienie zakupów online oraz zabawa w portalach społecznościowych.
I tu zaczyna się robić śmiesznie: aż 40 procent pracowników przyznaje się do kręcenia głową lub przewracania oczami podczas rozmów i wideokonferencji (kobiety robią to częściej niż mężczyźni!). Niektórym zdarza się pokazać „fucka” lub przekląć podczas połączenia, a nawet.. dłubać w nosie podczas konferencji.
I o zgrozo – ponad jedna trzecia pracowników chodziła do toalety podczas spotkania online! Jak tak można?!
We wszystkim należy zachować umiar i zdrowy rozsądek. Nie zastąpi ich nawet najlepsze szkolenie. Dotyczy to zarówno pracowników, jak i ich szefów.