Jest to efektem wielu czynników, które się na siebie nałożyły w ostatnich miesiącach.
Pierwszym – najważniejszym był paraliż całego świata spowodowany pandemią COVID-19, która pociągnęła za sobą ograniczenia w swobodzie prowadzenia działalności gospodarczej i przemieszczania się.
Jednocześnie w marcu zablokowany został transport przez Kanał Sueski. Następnie w lipcu wystąpiły gwałtowne burze i nawałnice u południowych wybrzeży Chin, gdzie przebiega jedna z głównych linii komunikacyjnych z Państwa Środka do Europy.
Obecnie – wraz ze wzrostem liczby zachorowań na COVID-19, zwłaszcza w jego bardziej inwazyjnych wariantach – są też wprowadzane w niektórych miejscach kolejne ograniczenia.
Na te wszystkie okoliczności nakłada się rosnący popyt spowodowany zbliżającym się przedświątecznym sezonem zakupowym oraz wydatkami, które były wcześniej odkładane przez ludzi z powodu epidemii.
Finalnie przewoźnicy mają opóźnienia w realizacji dostaw. Jednocześnie jest bardzo dużo chętnych do ich nadania, aby uzupełniać braki i zaspokoić popyt na rynkach całego świata.
Jeżeli nie wystąpią żadne nowe okoliczności, to sytuacja ta utrzyma się prawdopodobnie do Chińskiego Nowego Roku, czyli początku lutego 2022.
Możliwe, że do tego czasu stawka za transport kontenera z Chin do USA utrzyma się na poziomie 20 tys. USD, a do Europy 14 tys. USD albo nawet jeszcze bardziej wzrośnie.
Podobne problemy z zachowaniem drożności globalnych łańcuchów dostaw nie miały miejsca od 30 lat. Przewoźnicy nie widzą szybkiego rozwiązania, ponieważ ich dążenia do zwiększenia własnych zasobów mogą być w znacznej części zrealizowane dopiero w 2023 roku.
Reuters